27 stycznia 2009

Zdrowia, pomylnosci i bogactwa w Chinskim Nowym Roku!

... ktory jest rokiem Bawolu. Dzis (26 stycznia) jest pierwszy dniem tego roku, dniem nazywanym tez Swietem Wiosny - dosc przekornie, bo zima w pelni. Zgodnie z chinska tradycja skladam czytelnikom tego bloga zyczenia radosci, pomyslnosci i bogactwa!

Jesli ktos nie wie, jak wyglada bawol 水牛, to ponizej zdjecie takiej bestii - potulnego i silnego zwierzecia pociagowego, ktore od wiekow pracowalo na chinskiej wsi, ciagnac plug na podmoklych polach ryzowych. Zdjecie zrobilem na Hainanie 海南 latem ubieglego roku.


Dzis zajrzalem na szanghajskie stare miasto 城隍庙, tlumy potworne, atmosfera jarmarczna - jak przystalo na Nowy Rok. Ponizej zdjecia z dzisiejszego wieczora:

Tlumy na Starym Miescie (kliknij na zdjecie - w powiekszeniu dopiero widac to morze glow):


Przed stara apteka, jak widac Kodak i Hagen Dazs mocno wkroczyly do Chin:


...ale nikt nie przebije Pepsi-coli:


Przed Ogrodem Yuyuan - swiatelka i swiecidelka:


Do siego roku!

24 stycznia 2009

Niebianskie Tarasy 天台山 - Czesc 6 - Jasny Klif Zimnej Gory

Koniec ze splątanym, przeczulonym umysłem.
Nieuważnie skrobię wiersze na kamiennej skale,
Przyjmując cokolwiek się pojawia — niczym łódź unosząca się na wodzie."
Hanshan (Zimna Góra), chinski pustelnik i poeta, 8-9 wieku ne

DZIEN 7:

Rano niestety nie wstalismy zgodnie z planem, czyli wczesnie, ale choc zalapalismy sie na hotelowe sniadanie. Zdecydowalismy sie pojechac w okolice miejsca, ktore z tych wielu, ktore w ciagu ostatnich dni widzielismy, najbardziej przypadlo nam do gustu. Postanowilismy pojechac na Jasny Klif 明岩. Jasny Klif polozony jest niedaleko Zimnego Klifu, oba miejsca znajduja sie w obrebie tej samej gory - Gory Zimnego Kamienia 寒石山 i oddalone sa o ok. 4km. Ostatnio niemal doszlismy do Jasnego Klifu, ale bylo zbyt pozno, by go zwiedzac. Dzis podjechalismy taksa do dworca autobusowego, a stamtad busem do miasteczka Jietou 街头.

Zdjecie: Producent bambusowych miotel w Jietou:


Po dojezdzie okazalao sie, ze autobus do Jasnego Klifu jedzie dopiero po poludniu, zaczalem wiec pertraktacje z wlascicielka Jetty, chciala Y30 i gdy juz chcielismy odejsc, okazalo sie, ze jest dwoch klientow, ktorzy jada w ta sama strone, i wystarczy Y10. Jazda zajela nam z kwadrans, wlascicielka o nazwisku Xiang 项 wysadzila nas przy drodze prowadzacej do klifu.

Zdjecie: Krajobraz przed Jasnym Klifem:


Poszlismy wiec droga, pogoda byla nie rewelacyjna, dosc zimno, niebo pokryte granatowa powloka chmur, jakby mial padac snieg. Po kilkunastu minutach spaceru wzdluz rzeki przeszlismy przez krotki tunel w skale zagradzajacej droge i doszlismy przed brame swiatynna.

Zdjecie: Zolta brama do Swiatyni Jasnego Klifu - z prawej strony Gora Lwa:


Weszlismy do niej, przy wejsciu siedziala na niskim zydlu starsza kobieta obierajaca rodzaj kalarepy, i ogladajaca jednym okiem program na DVD z wykladem mistrza Czysta Pustka 净空 o Buddyzmie.

Zdjecie: Nawet obierajac kalarepe mozna chlonac nauki Buddy:


Z drzwi obok wyszla nieco mlodsza kobieta proszac nas o kupienie biletow "Bilety prosze kupic, o Buddo Amitabo!"... Bilety kupilismy, zainteresowalem sie ksiazkami, w prezencie dostalem mala broszurke o Jasnym Klifie. Kobieta powiedziala nam, ze na obu stronach klifu znajduje sie wiele postaci ludzi i zwierzat, zwiazanych z tradycyjnymi anegdotami. Przy odrobinie wyobrazni mozna je bylo rzeczywiscie zobaczyc w fantastycznych formacjach skalnych na scianach doliny. Po prawej stronie wskazala na kamien, wygladajacy na czlowieka niosacego cos na plecach. Jak powiedziala, byl to Mulian 目连, jeden z 10 uczniow Buddy, ratujacy z piekla swoja matke, ktora za niecne uczynki zostala tam wtracona. Tego typu opowiesci zwiazanych ze slawnymi chinskimi gorami jest mnostwo, chinscy przewodnicy oprowadzajacy wycieczki zawsze sypia z nimi jak z rekawa, porownujac dziwnie uksztaltowane kamienie do slawnych postaci z historii ilegend. Stad tez nie przywiazujemy wielkiej wagi do tego typu informacji. Kobieta powiedziala nam rowniez bardzo powaznym glosem, ze jest to miejsce, w ktorym bogini zawsze odpowiada na prosby wiernych. To zdanie utkwilo nam w pamieci - bo rzeczywiscie poczulismy sie dosc dziwnie po wejsciu poza brame. Okazalo sie, ze brama zamykala rodzaj doliny, otoczonej z trzech stron stromymi, wysokimi skalami. Dolina byla waska, wila sie jak waz miedzy skalami. Miejsce bylo odciete zupelnie od swiata zewnetrznego.

Poszlismy za glosem instynktu, czyli do gory, kamiennymi schodami w lewo. Po kilkunastu minutach wspinaczki doszlismy do znajdujacej sie na szczycie skaly (nazywanej skala Bialego Slonia) niewielkiej polany - na ktorej srodku stala wykonana z zelaza kilkunastometrowej wysokosci pagoda.

Zdjecie: Zelazna pagoda na Gorze Lwa - pod jej fundamentami pochowany jest podobno Hanshan:


Wygladala dosc nieciekawie, rzucilismy jeszcze okiem na domek z niewielkim oltarzykiem, przed ktorym Mala M poklonila sie i podarowala cukierek. Podczas gdy obie M eksplorowaly teren, zajrzalem do broszurki podarowanej przez buddystke przy wejsciu. Ku wielkiemu zaskoczeniu okazalo sie, ze to wlasnie to miejsce, Jasny Klif, uwazane jest przez wielu za miejsce mieszkania i medytacji poety Hanshana (Zimnej Gory; wiecej o nim mozna przeczytac w mojej relacji z Zimnego Klifu znajdujacej sie tutaj). Za czasow Hanshana oba klify nazywano "Zimnymi Klifami" 寒岩. W 957 roku n.e. podzielono je na Zimny Klif i Ukryty Klif 暗岩; w 1008 ten ostatni nazwano Jasnym Klifem 明岩, jako ze zwrocony byl na wschod. Pozniej zaczeto uwazac, ze Hanshan zyl tylko na jednym z klifow - tym Zimnym - jednak nawet w jego poezji wspomniane jest, iz "mieszkal pod obu klifami". Hanshan pisal tez, ze "chcialby isc na wschodni klif". Czytajac broszurke odnioslem wrazenie, ze ktos probuje za wszelka cene przyciagnac turystow na przynete w postaci siedziby Hanshana; a prawda lezy pewnie - jak zwykle - gdzies po srodku. Jak sie okazalo, powazne publikacje nie tylko potwierdzily, ze Hanshan zyl na Jasnym Klifie, ale rowniez, ze zostal tutaj pochowany - wlasnie w okolicy zelaznej pagody.

Zdjecie: Tajemnicza dolina we wnetrzu Jasnego Klifu:



Potem zeszlismy na dol i udalismy sie wglab doliny. Otaczajace skaly wydawaly sie tam jeszcze wyzsze i grozne, panowala cisza przerywana tylko co pewien czas przeciaglymi gwizdami ptakow, wzmacnianymi przez echo; atmosfera zrobila sie dosc niesamowita. Po kilkudziesieciu metrach na srodku doliny zauwazylismy spory budynek swiatynny.

Zdjecie: Swiatynia buddyjska w centrum doliny:



Weszlismy do srodka, znajdowaly sie w nim pozlacane figury Buddy, Bogini Guanyin i arhatow - buddyjskich swietych. Pawilon wygladal jak kazdy inny w dowolnej swiatyni buddyjskiej. Ciekawe byly w nim posagi dwoch boddhisatw ("Oswieconych Istot") - buddyjskich bostw: boddhisatwy Manjusri (Madrosci) siedzacej na lwie i boddhistawy Samantabhadra (Wspolczucia), jadacej na bialym sloniu.

Zdjecia: Boddhisatva Manjusri - lew, ktorego dosiada symbolizuje dziki umysl ktory moze byc okielznany tylko poprzez medytacje:



...i Samantabhadra - bialy slon symbolizuje potege Buddyzmu, ktora pokonuje wszelkie przeciwnosci:



Wyszlismy wiec z niego tylnymi drzwiami, i naszym oczom ukazal sie klif z kilkoma pawilonami przyklejonymi do skalnej sciany. Obok stal budynek, z ktorego dochodzily dzwieki rozmowy, nieco dalej znajdowal sie niewielki zagajnik z zielonymi bambusami, obok ktorego na niewielkim wzniesieniu stala mala kamienna pagoda. Po schodach udalismy sie do drzwi po prawej stronie, jakiez bylo nasze zdziwienie, gdy okazalo sie, ze za nimi znajduje sie olbrzymia jaskinia (zwana Jaskinia Ksiezycowego Blasku 月光洞 lub Jaskinia Jasnego Klifu 明岩洞) z posagami bostw buddyjskich, scianami obwieszonymi kartkami z prosbami, nazwiskami zmarlych, osob widzianych we snie. W jaskini panowal polmrok; przy wejsciu, po lewej stronie drzemala - przynajmniej tak nam sie zdawalo - starsza mniszka. Zaczelismy chodzic po jaskini, ogladac znajdujace sie tam figury, czytac cicho prosby umieszczone na papierkach, pod sciana znalezlismy kamienna tablice upamietniajaca danine mnicha z klasztoru Shaolin 少林寺, ktorego prosby zostaly spelnione, i ktory z wdziecznosci przekazal na rzecz swiatyni Y50tys. My rowniez dalismy datek na rzecz swiatyni, Mala M z duma podpisala sie po chinsku w ksiedze datkow, a wielkosc daniny zostala potwierdzona podpisem mniszki - Jingcheng 净诚.

Zdjecie: Jaskinia Ksiezycowego Blasku, w glebi pograzona w medytacji Jingcheng:



Pozniej dalej chodzilismy po jaskini, kazde z nas cos innego ogladalo, mniszka zapadla chyba w trans medytacyjny, z zamknietymi oczyma bezdzwiecznie odmawiajac sutry, a ja zaczalem bezwiednie chodzic w kolko dookola oltarza. Przyznam szczerze, ze czulem sie dosc dziwnie - choc jednoczesnie bardzo komfortowo, zarowno fizycznie, jak i psychicznie. Po chwili do jaskini weszla ubrana w dluga brazowa szate kobieta (co oznacza, ze byla czlonkinia wspolnoty buddystkiej, ale nie mniszka) i zaczela rowniez chodzic wokol oltarza recytujac cicho imie Buddy Amitaby 南无阿弥陀佛. Chodzilismy wiec tak razem, a najdziwniejsze, ze moje dziewczyny, ktore zwykle dosc szybko nudza sie pobytem w swiatyniach, tez jakos nie mogly z jaskini wyjsc. Potem Duza M - ktora patrzy na swiat trzezwo i nie poddaje sie latwo jakims dziwnym wplywom - wyznala, ze miejsce mialo jakas dziwna energie, jakiej nigdy przedtem nigdzie nie czuja, w ogole nie chciala opuscic jaskini, miejsce trzymalo ja - w przeciwienstwie do Zimnego Klifu, do ktorego jej sie nawet nie chcialo wejsc. Przyznam, ze gdy Duza M zapytala mnie, ktora z jaskin - czy ta pod Zimnym Klifem, czy ta pod Jasnym - wybralbym na miejsce do medytacji, nie mialem zadnych watpliwosci - to miejsce tutaj bylo specjalne, magiczne, jak zaczarowane.

W jaskini porobilem troche zdjec, znalazlem m.in. wiszaca na scianie kartke z zapisana rozmowa miedzy Zimna Gora i Znajda. Zauwazyl to siedzacy obok przy stole, i wolno palacy papierosa, starszy mezczyzna, i podal mi kartke z lezacego na stole stosiku. Kartka zawierala ten sam tekst, co ta na scianie. Jest to jeden z klasycznych dialogow buddyjskich, pouczajacych wiernych jak stawiac czola przeciwnosciom zycia, ponizej moje tlumaczenie tego dialogu:

"Pewnego dnia Hanshan (Zimna Gora) zapytal Shide (Znajde): Co robic, gdy inni obrzucaja mnie wyzwiskami, zabawiaja sie moim kosztem, obrazaja, wysmiewaja, nie szanuja, traktuja z pogarda, ponizaja, oszukuja? Shide odpowiedzial: nalezy znosic to, ustepowac, pozwalac na to, unikac, okazywac cierpliwosc, szanowac, nie zwracac uwagi; a potem poczekaj kilka lat i spotkaj sie z nimi"

W koncu wyszlismy z jaskini, i przed jej wejsciem zatrzymalismy sie na chwile. Zaczalem dopytywac sie sie rozmawiajacych obok kobiet o slawne piec koni, ktore utkwily w klifie. Jedna z nich podeszla do nas i pokazala nam skale naprzeciw. Otoz w czasach dynastii Tang (7-10 w. n.e.) Lu Qiuyin 闾丘胤, zarzadca regionu Tai 台州, przybyl do Swiatyni Czystego Panstwa z zamiarem zlozenia wizyty Hanshanowi, o ktorym mistrz Feng'gan 丰干 (Wielki Kij) powiedzial mu, ze jest reinkarnacja boddhistavy Manjusri. Hanshan nie mial jednak na spotkanie ochote, rzucil tylko "Feng'gan to plotkarz!", odwrocil sie i zaczal uciekac. Lu wyslal za nim pieciu zolnierzy na koniach, ktorzy pogonili za Hanshanem az do Jasnego Klifu. Wydawalo im sie, ze zapedzili go w miejsce bez wyjscia, ale ku ich zdziwieniu Hanshan ruchem reki spowodowal rozstapienie sie skaly zagradzajacej mu droge, wszedl w nia, po czym ta natychmiast zamknela sie za nim, przytrzaskujac piec goniacych go koni. Lu Qiuyin zaskoczony powiedzial: "Hanshan zniknal bez sladu, a piec koni ukrylo sie wsrod zielonych gor". Do dzis na scianie skalnej mozna zobaczyc te Ukryte Piec Koni 五马隐 w postaci ciemnych plam wygladajacych jak konie czesciowo zamkniete w skale.

Zdjecie: Wejscie do Klasztoru Skierowanego ku Wschodowi:



Po chwili udalismy sie w kierunku budynkow zawieszonych z boku klifu. Jak sie okazalo byly one zbudowane wokol jaskin, z ktorych slynie Gora Zimnych Glazow 寒石山.
Po kamiennych, lagodnie pnacych sie do gory schodach weszlismy w kierunku nieduzej starej bramy, nad ktora wisiala tablica z wykaligrafowanym napisem "Zenski Klasztor Skierowany Ku Wschodowi" 朝阳庵. Weszlismy do srodka przez niedomkniete drzwi na niewielki, nieco zaniedbany podworzec. Stala na nim sporych rozmiarow kadzielnica, lezaly dlugie bambusowe dragi, prawdopodobnie uzywane do konstrukcji rusztowan (bambus ma bardzo duza wytrzymalosc, niewiele mniejsza od stali, jest lekki i bardzo powszechnie stosowany w Chinach do budowy rusztowan), obok roslo drzewo grejfrutowe obwieszone ciezkimi owocami.

Zdjecie: Grejpfruty, jeszcze na drzewie:



Grejfruty obok mandarynek sa najczesciej hodowanym lokalnie drzewem owocowym, sezon na nie zaczyna sie w listopadzie i trwa przez cala zime. Najbardziej znane grejfruty w Chinach rosna w prowincji Fujian 福建, ale za najsmaczniejsze uwazane sa te z Wyspy Nefrytowego Pierscienia 玉环 w prowincji Zhejiang 浙江. Sa soczyste, slodkie, doskonale dzialaja na skore oczyszczajac ja, a ich skorki sa czesto umieszczane w nowo wyremontowanych mieszkaniach, jako ze pochlaniaja toksyczne substancje wydzielane przez farby i kleje. Po chwili uslyszelismy ciche glosy recytujace buddyjskie sutry. W drzwiach prowadzacych do jaskini (zwanej "Wielka Jaskinia" 高大洞) siedzaly przy stole dwie kobiety ubrane w brazowe szaty swieckich buddystek i monotonnie czytaly buddyjskie modlitwy.

Zdjecie: Buddystki przed Wielka Jaskinia czytajace w skupieniu sutry:



Takie monotonne recytacje maja wprowadzac w trans, podobnie jak medytacje. Takze chrzescijanstwo wykorzystuje te metode - np. w postaci odmawiania rozanca. Gdy jedna z nich zobaczyla Mala M, wstala i z usmiechem dala jej kilka mandarynek. W miedzyczasie weszlismy do srodka, jaskinia sluzyla jako pomieszczenie sakralne, podobnie jak ta odwiedzona przez nas wczesniej, ale najwyrazniej byla jeszcze w remoncie. Niemniej na srodku stal pokazny oltarz z duzymi figurami Buddy Maitrei, bogini Guanyin, Buddy Sakyamuniego oraz kilkoma mniejszymi figurami. Na podlodze oparta o nogi oltarza lezala tablica z napisem "Sala Hanshana" 寒山殿. Jaskinia ta byla miejscem, gdzie wyglaszal nauki slawny uczony chinski Qi Zhaonan 齐召南.

Qi Zhaonan (1703-1768) byl znanym geografem, je glownym dzielem jest slawny "Zarys Traktow Wodnych" 水道提纲, opisujacy trakty wodne (rzeki, kanaly) calych Chin, od Tybetu i prowincji Qinghai na zachodzie, az do wschodu - wzdluz wschodniego wybrzeza kraju, poczawszy od Morza Ochockiego na polnocy az do Morza Poludniowo-chinskiego na poludniu. Traktat ten zdobyl wielkie uznanie i nazywany jest "Klasykiem Wod Dynastii Qing" 清代水经. Dzieki wrodzonym predyspozycjom Qi pial sie szybko po szczeblach kariery urzedniczej, piastowal nawet funkcje wiceministra Ministerstwa Ceremonii 礼部侍郎. Podobno Qi mial doskonala pamiec - podczas jednego z objazdow terenu zobaczyl na polkach w magistracie osiem tomow ksiag, poprosil wiec o ich wypozyczenie. Nastepnego ranka oddal je gospodarzowi, ale ten powiedzial Qi, ze moze je zabrac ze soba. Qi Zhaonan odpowiedzial mu, ze nie musi, bo przeczytal i opanowal je w calosc. Gospodarz nie chcial mu uwierzyc, wyciagnal dwa z tomow i zadal Qi pytania dotyczace tresci, na co Qi odpowiedzial plynnie pelnymi cytatami z ksiazek. Niestety w wieku 46 lat Qi mial powazny wypadek - upadek z konia spowodowal pekniecie czaszki. Podczas kuracji sam cesarz osobiscie dbal, by Qi byl wlasciwie leczony i otrzymywal najlepsze lekarstwa. Qi po wypadku poprosil o zezwolenie na powrot w rodzinne strony, wrocil do Tiantai i tutaj, w Wielkiej Jaskini urzadzil swoja sale nauk. Do dzis na skalach Jasnego Klifu znajduja sie dwie kaligrafie wykonane reka Qi - m.in. znaki Gao 高 (Wysoki) Da 大 (Duzy), napisane w 1761 roku.

Dziewczyny poszly w dol z powrotem w kierunku niewielkiego pawiloniku ze zlocona postacia w srodku, ja natomiast skrecilem w gore, by po kilkunastu metrach wspinaczki schodami dojsc do Jaskini Slonecznego Swiatla 日光洞 (jak glosil napis wyryty obok w kamieniu). Jaskinie chronil nowo-zbudowany pawilon, utrzymany jednak w tradycyjnym stylu, a w jej srodku umieszczone byly trzy posagi buddyjskich mnichow - Feng'gana (Wielkiego Kija), Hanshana (Zimnej Gory) i Shide (Znajdy). Wspominalem o nich w relacji z Zimnego Klifu - to trzy postaci z ktorych slynie Tiantai.

Zdjecie: Pawilon kryjacy w sobie wejscie do Jaskini Slonecznego Swiatla:



Feng'gan 丰干, zyjacy na przelomie 7 i 8 w.n.e. mieszkal w Swiatyni Czystego Panstwa za biblioteka, mial wlosy do brwi, byl wysokiego wzrostu, opuszczal swiatynie i powracal do niej dosiadajac tygrysa, czym budzil postrach wsrod pozostalych mnichow. Nie wdawal sie w rozmowy, a gdy ktos pytal go o Dharme (nauke buddyjska), Feng'gan tylko mowil "W kazdej chwili...". Feng'gan byl ekscentrykiem, uwazano go za szalenca, czesto zaklocal cisze nocna swiatyni glosnymi spiewami. Feng'gan pojawil sie niespodziewanie, gdy wspomniany wyzej zarzadca Lu Qiuyin cierpial na silne migreny i zadne lekarstwa nie pomagaly mu. Powiedzial, ze "choroba rodzi sie z uludy, a uleczyc mozna ja tylko czysta woda." Podano mu wiec kubek czystej wody, Feng'gan pomruczal do niego jakies zaklecia, wziac lyk wody do ust i wydmuchal ja na zarzadce. Ten "prysznic" usunal caly bol. To wlasnie w trakcie tego spotkania Feng'gan zarekomendowal mu spotkanie z Hanshanem i Shide. Spotkanie zakonczylo sie opisana wyzej nieudana pogonia za Hanshanem. Wsrod buddystow rozpowszechnione jest przekonanie, ze Feng'gan byl wcieleniem Amitaby, wladcy Zachodniego Swiata (raju), a Hanshan i Shide - boddhisatwami, istotami pomagajacymi zywym istotom wyzwolic sie z morza cierpien, w ktorym zyja.

Zdjecie: Ukryta w bambusowym gaju altanka - miejsce medytacji Bodhidharmy:



Poza posagami w jaskini bylo pusto, najwyrazniej byla poddawana remontowi, szybko wiec z niej wyszedlem i zszedlem do altanki, przy ktorej staly obie M. Jak sie okazalo altanka chronila figure Hanshana, stojaca przed niewielka jaskinia, zwana Jaskinia Pierwszego Przybycia 初来洞. Jak glosil legenda, w jaskini tej medytowal Boddhidharma 达摩, pierwszy patriarcha buddyzmu Chan/Zen w Chinach, ktory pozniej zamieszkal w jaskinii niedaleko slawnego Klasztoru Shaolin 少林寺 (gdzie przez 9 lat medytowal zwrocony twarza do skalnej sciany, az pojawilo sie na niej jego dobicie). Ponoc rowniez na scianie Jaskini Pierwszego Przybycia mozna przy odrobinie wyobrazni wypatrzyc odbicie postaci "Boddhidharmy ktory przybyl z Zachodu" 达摩西来 (z zachodu czyli Indii). Obok altanki znajdowaly sie kepy bambusow, ponoc wyrosly one z paleczek, ktore w szczeline skalna wsadzil Boddhidharma.

Zdjecie: Niewielka pagoda upamietniajaca Hanshana i Shide:



Zeszlismy schodami dalej do widzianej wczesniej obok Jaskini Jasnego Klifu kamiennej pagody. Jak sie okazalo byla ona wzniesiona ku pamieci Zimnej Gory i Znajdy. Polozona na wielkim kamieniu wsrod bambusowego gaju, otoczona wysokimi pionowymi scianami klifu, stala obok kamiennym schodow prowadzacych gdzies dalej, w glab olbrzymiej rozpadliny. Poszlismy nimi, mijajac po drodze kolejna figure Hanshana.

Zdjecie: Schody prowadzace ku Jaskini Niesmiertelnego:



Po chwili schody (zwane Grania Blekitnego Nieba 青天岭) zaczely schodzic w dol i prowadzic nas pod olbrzymimi glazami. Skalne sciany nagle zamknely sie nad nami, panowal wilgotny polmroku, zrobilo sie dosc niesamowicie. Miejsce to zwane jest Klifem Zlozonych Dloni 合掌岩, poniewaz skaly przypominaja zlozone do modlitwy dlonie.

Zdjecie: Klif Zlozonych Dloni - miedzy skalami w tle widoczny Glaz Generala o wysokosci 50m:



Jeszcze kilkadziesiat krokow i weszlismy do olbrzymiej jaskini, zwanej Jaskinia Niesmiertelnego 仙人洞. Jaskinia ta jest najwieksza w kompleksie Jasnego Klifu, ma ponad 2tys. m2; w jej wnetrzu znalezlismy kilka niewielkich oltarzykow, w tym z postaciami Hanshana, Feng'gana i Shide oraz Jigonga i bostw taoistycznych.

Zdjecie: Przed wejsciem do Jaskini Niesmiertelnego (z lewej strony na schodach widac Duza M, co daje pojecie o ogromie skal)



Chinczycy nie sa specjalnie religijnie ortodoksyjni, nie przeszkadza im skladanie czci roznym bostwom czy wrecz umieszczanie figur roznych religii pod dachem jednej swiatyni. Zreszta juz od 11 wieku n.e. istnialy silne trendy synkretyczne w religiach chinskich - Buddyzm czerpal z Konfucjanizmu i Taoizmu, Konfucjanizm wyjasnial klasyki taoistyczne, a Taoizm - szczegolnie szkoly Wewnetrznego Eliksiru - uznaly buddyjska "Sutre Serca" 心经 i konfucjanska "Ksiege Posluszenstwa" 孝经 za najwazniejsze dla jego wyznawcow pisma (obok oczywiscie podstawowej "Ksiegi Drogi i Cnoty" 道德经).

Zdjecie: Fragment oltarza w Jaskini Niesmiertelnego



Bedac w jaskinii uzmyslowilismy sobie, dlaczego klif nazywano rowniez "Ukrytym". Kilka godzin temu, wchodzac do niego, nawet nie przypuszczalismy, ze kryje w sobie tyle niesamowitych miejsc, tyle jaskin, przejsc, skal.

Po chwili wyszlismy z jaskini i wolno szlismy wzdluz sciany klifu, dochodzac do klkunastu bezladnie rozrzuconych glazow, ktore zraszala woda splywajaca z gory, nazywana poetycko "Srebrna Lina" 银绳. Jeszcze tylko kilkanascie metrow i dotarlismy do polozonego w centrum doliny pawilonu. Mala M pokazala mi jeszcze mala sciezke wokol olbrzymiego glazu obok swiatyni, i stara kaligrafie, ktora tam zauwazyla. Za punkt honoru wziela sobie znajdowanie dla mnie roznych napisow na skalach, ktorymi ozdobione sa atrakcje w Tiantai (i zreszta w calych Chinach - tradycyjnie wyksztalceni chinczycy lubili zostawiac napisy w formie kaligrafi w pieknych miejscach; kaligrafie byly nastepnie ryte w skale i czesto malowane czerwona farba dla latwiejszej identyfikacji).

Zdjecie: Wyjscie z Jaskini Niesmiertelnego, w glebi budynek swiatynny, widziany od tylu:



Robilo sie pozno, czas bylo wracac. Tym razem nie chcielismy isc znowu kilkanascie kilometrow do miasteczka. Rzucilem jednak okiem na podarowana mi przy wejsciu broszurke, okazalalo sie, ze jest jeszcze sporo miejsc, w ktorych nie bylismy. Podszedlem wiec do pobliskiej Jaskini Ksiezycowego Swiatla, gdzie przy stole obok wejscia siedzial starszy mezczyzna, ten sam, ktory podarowal mi kartke z dialogiem miedzy Hanshanem i Shide. Zapytalem, gdzie znajduje sie slawny napis Jasny Klif i Dziwne Glazy 明岩怪石. Mezczyzna zaczal tlumaczyc, ale po chwili zdecydowal sie zaprowadzic nas tam. Poszlismy wiec za nim - napierw stanal w dzwiach jaskini i pokazal nam olbrzymia skale naprzeciw mowiac: "To wlasnie Modliszka Łapiaca Ropuche!" 螳螂钓蟾. "Modliszka" to skala o wysokosci ok. 50m i srednicy 10m, ta sama, ktora przed chwila obeszlismy z Mala M; na jej szczycie rosnie olbrzymi powoj, ktorego pnacze jest przerzucone nad sciezka do nieco mniejszego glazu przypominajacego nieruchoma ropuche, i wyglada ono jak przednie odnoza modliszki lapiacej plaza.

Zdjecie: Grzadki warzywne pod Gora Lwa:



Poszlismy dalej, prawa (polnocna) strona, wzdluz boku klifu zwanego Gora Lwa 狮峰, i po chwili zbaczylismy ten slawny napis, ktorego szukalismy. Napis mozna czytac zarowno jako "Jasny Klif i Dziwne Glazy", ale rowniez wspak - "Glazy sa Dziwne a Klif Jasny"; sam napis nosi oznaczenie 款, ze wykonano go w 1802 roku. Przeszlismy dalej, wchodzac na niewielkie poletko obsadzone warzywami, i sciezka doszlismy do sterty olbrzymich glazow. Wydawalo nam sie, ze sa one nie do przebycia, ale nasz przewodnik poprowadzil nas waskim przejsciem, do niewielkiej altanki.

Zdjecie: Pod Mostem Niesmiertelnego...



Najpierw przeszlismy jednak pod plaskim glazem zwanym Mostem Niesmiertelnych 仙人桥; kamienie wokol porosniete byly mchami, miejsce bylo ukryte i tajemnicze, ponoc tu wlasnie medytowal Hanshan w gorace letnie dnie, chroniac sie przed skwarem. Altanka, do ktorej doszlismy, otoczona byla gestymi zaroslami bambusow, a nosila imiona - nietrudno zgadnac - Hanshana i Shide...

Zdjecie: Altanka Hanshana i Shide - w jaskini pod nia Hanshan medytowal w gorace dnie


Zeszlismy w dol, nasz przewodnik opuscil nas schodzac w kierunku budynkow przy wejsciu, a my wspielismy sie jeszcze nieco wyzej, dochodzac do wybetonowanej platformy - i odkrywajac kolejna jaskinie. Jaskinia nazywala sie "Jaskinia Lwa" 狮洞 - od nazwy gory, w ktorej sie znajdowala; jej podloga byla wybetonowana, a wewnatrz, z prawej strony postawiono biale sciany tworzac w ten sposob niewielkie pomieszczenia. Nie mielismy jednak czasu na ich eksploracje. W podlodze zauwazylismy jeszcze niewielka studnie, ale bez sladu wody.

Zdjecie: Widok z Jaskini Lwa na Gore Slonia i zelazna pagode


Robilo sie szaro, zeszlismy wiec na dol do wyjscia. Ucialem jeszcze krotka pogawedke z kobietami przy bramie i porzadkowym, a w tym czasie Mala M krecila sobie w powietrzu kolka aparatem, trzymajac go za pasek. Nagle - co w sumie bylo do przewidzenia - sznurek wysmyknal jej sie z raczki i aparat po zatoczeniu pieknego luku walnal o betonowa posadzke... Nasz drugi, ostatni aparat! Mala M zamarla w przerazeniu, Chinczycy zaczeli mowic, ze nic sie nie stalo... jak to nic? Przeciez drugi aparat szlag trafil! Aparat rzeczywiscie nie mogl dojsc do siebie, nie mogl zogniskowac sie, wydawal przy tym dziwne dzwieki. Wowczas zaczalem zastanawiac sie, czy to nie przypadkiem kara za robienie zdjec swietym posagom. Chinczycy uwazaja, ze nie nalezy takich zdjec robic, bo oznacza to brak szacunku dla posagu (?) i przynosi to pecha. Fakt faktem, ja dwa razy ladowalem na skale, no i dwa aparaty nam los skasowal. Na szczescie kieszonkowy Canon do dobry wyrob, po chwili wrocil do siebie jak gdyby nigdy nic. W tym miejscu dziekuje konstruktorom tego aparatu, zrobiliscie naprawde dobra robote, i nastepnym moim aparatem bedzie na pewno Canon (ta "twarda sztuka" nalezala do Duzej M).

Udalismy sie w droge powrotna, bylo juz wpol do piatej, nauczeni doswiadczeniem wycieczki do Zimnego Klifu nie czekalismy juz na autobus, tylko raznym krokiem poszlismy w kierunku miasteczka, mijajac znajome nam juz okolice. Nagle ku nazemu zaskoczeniu zatrzymal sie przy nas czerwony samochod osobowy, i kierowca zaprosil nas do srodka. Ja - zgodnie z chinskim przyslowiem "lepiej byc najpierw Malym Czlowiekiem, a dopiero potem Szlachetnym (niz odwrotnie)" 先小人后君子 zapytalem zapobiegliwie ile chce za kurs do miasteczka, a ten odpowiedzial, ze zawiezie nas za darmo. Wsiedlismy, a kierowca zaczal sie tlumaczyc przede mna, ze nie mogl czekac na nas, bo mial klienta, ktoremu sie spieszylo, etc. Dopiero po chwili zalapalem, ze to ten sam hultaj, ktory nam uciekl podczas poprzedniego pobytu tutaj - mial na nas czekac, gdy robilismy szybkie zakupy, a potem znikl. Swiat jest maly, naprawde, ale pewnie jakies dobre bostwa go przywiodly ku nam, a wyrzuty sumienia kazaly zabrac. I dobrze, bo na spacer nie mielismy juz zadnej ochoty, szczegolnie Mala M. Dzieki podwiezieniu udalo nam sie zalapac na ostatni autobus z Jietou do Tiantai, i dotrzec do miasta przed 6 wieczorem. Sprzed dworca autobusowego w Tiantai pojechalismy autobusem do miasta, zahaczajac jeszcze o krawca. Krawiec potrzebny byl do tego, zeby dokladnie obmierzyc Mala M, ktorej postanowilismy sprawic ubranie, jakie nosi mniejszosc narodowosciowa Li na Hainanie (to byl jedne z celow mojego pobytu na Hainanie w grudniu). Ubranie potrzebne bylo na szkolna parade z okazji chinskiego Nowego Roku, rozmiary, jakie ja zdjalem z Malej M i wyslalem do Instytutu Mniejszosc Narodowosciowych (w ktory miano wykonac ubranko) cos tamtejszym krawcowym nie pasowaly, stad zdecydowalismy sie na wizyte u profesjonalisty. Profesjonalista nam pomogl, i po chwili szybkim krokiem przeszlismy do zaprzyjaznionej knajpy. Mimo nalegan szefowej nie zdecydowalismy sie zamowic swinskiego mozdzku i pozostalismy przy potrawach jarskich. Jedzenie byl swietne - wybor dan pozostawilem szefowej i ta wywiazala sie z tego rewelacyjnie, ale pewnie udzial w naszym entuzjastycznym przyjeciu kolacji mial glod i grzane wino ryzowe.

Zdjecie: Nie, Szefowa, mozdzku dzis nie chcemy...


W kazdym razie knajpe polecam kazdemu, kto kiedykolwiek trafi do Tiantai - nazywa sie ona 达京拍档, znajduje u zbiegu ulic Ludowej 人民路 i Pracy 劳动路 i jak glosi napis na szybie zapewnia "przyjemnosc na poziomie hotelowym w cenie ulicznej garkuchni".

Potem szybko przejechalismy taksa do hotelu, Mala M oczywiscie nie ominal obowiazek powtorki z lekcji i kolumny rachunkow, a potem juz nie pozostalo nam nic innego, tylko spac.

17 stycznia 2009

Jazz zimą czyli Patti Austin w Szanghaju

Szanghaj, choc jest wielkim i w sumie bogatym miastem, ale trudno o nim powiedziec, ze lezy na bardzo uczeszczanych szlakach koncertowych najwiekszych gwiazd. Trafiaja tu niekiedy co bardziej znani artysci, ale raczej rzadko sa to gwiazdy z topu list przebojow. Mnie w sumie to nie przeszkadza, bo muzyke lubi sie albo nie, niezaleznie od tego, jak wysoko zostala ona wypromowana. Co do Chin, to po koncercie Rolling Stones dwa lata temu wydawalo sie juz, ze wszystko jest na dobrej drodze i ze gwiazdy pierwszej wielkosci (nawet, jesli sa juz przysiwialymi dinozaurami) w koncu zaczna odwiedzac Kraj Srodka. Ze Stonesami byl maly zgrzyt, bo lokalna cenzura nie pozwolila im zagrac kilku utworow (m.in. "Let's Spend the Night Together"), i nie znalazly sie one na chinskie edycji ich albumu "40 lizniec), no ale co kraj to obyczaj, chinczycy widocznie nie maja prawa spedzac nocy razem, bo uderzyloby to w polityke planowania rodziny (ktora zezwala na posiadanie tylko jednego dziecka) i pewnie moglo doprowadzic do wybuchu bomby demograficznej... W tym roku jednak sytuacja wrocila do "normy" - znow Chiny znalazly sie na liscie krajow niechetnych lekkiej muzie. Przyczyna byl bez watpienia wystep Bjork w marcu 2008, ktora w jednej z piosenek zaczela nawolywac do niepodleglosci pewnego duzego gorskiego rancho na zachodzie Ludowej Republiki. Cenzura dostala wowczas po lapach, ze nie zareagowala szybko i efektywnie, artysci musza podpisywac glejty, ze za kazde odstepstwo od ustalonego wczesniej i zaaprobowanego repertuaru beda ukarani odebraniem calosci wynagrodzenia. Niemniej w miedzyczasie zdazyly w Szanghaju zaspiewac Kyle Minogue i Avril Lavigne, wystapili rowniez George Benson i Al Jarreau, wiec moze po olimpiadzie i wszystkich innych wydarzeniach 2008 roku, powoli bedziemy mogli zobaczyc tutaj wiecej ciekawych artystow zagranicznych.

Ostatni tydzien minal w Szanghaju pod znakiem jazzu - w ramach Piatego Miedzynarodowego Tygodnia Jazzowego odbyla sie seria koncertow, ktorych glownymi gwiazdami byly Jazzy Queen - Jazzujace Krolowe. Krolowe byly trzy - niejaka Maria Cordero z Macao/Hongkongu (o ktorej nigdy wczesniej nie slyszalem, co oczywiscie o niczym nie swiadczy), Salena Jones (ponoc jedna z najwiekszych wokalistek jazzowych swiata) i Patti Austin - na ktorej koncercie mielismy okazje byc.

Patti Austin jest mi dosc dobrze znana dzieki fascynacji wczesnymi produkcjami Quincy Jonesa - albumem "Off the Wall" (z 1979) Michaela Jacksona i "Dude" (z 1981). Patti spiewala w duecie z Jacko na jego przelomowym albumie, potem wystapila rowniez z Georgem Bensonem. Byla dziewieciokrotnie nominowana do Grammy, by w koncu w zeszlym roku, w 35 rocznice swej kariery piosenkarskiej, dostac zasluzona nagrode w kategorii najlepszego jazzowego albumu wokalnego - za jej interpretacje standardow Gershwina. Patti w innych kregach znana jest rowniez ze zrzucenia prawie 70kg nadwagi dzieki operacji bypassu zoladka...

W kazdym razie w ostatnia srode dziewczyny wrocily wczesniej ze szkoly, szybki posilek, Mala M odrobila jeszcze lekcje, wsiadamy w taksowke i jedziemy. Godzina szczytu, taksowkarz zna miasto gorzej niz my, jezdzi na taksie zaledwie 3 tygodnie, czasu malo, droga daleka, bo mieszkamy na zachodzie miasta, a sala koncertowa jest na Pudongu 浦东, spozniamy sie wiec.

Dla informacji - Szanghaj jest podzielony na czesc zachodnia - Puxi 浦西 i wschodnia Pudong 浦东 - a dzieli go rzeka-matka Huangpu 黄浦江. Czesc zachodnia do stary Szanghaj, a wschodnia, to ten nowy - ktorego niezwykle szybki rozwoj nastapil po slawnej wizycie Deng Xiaopinga w 1992 roku. Niecale 20 lat budowy - od kompletnego zera. Gdy teraz patrzy sie na panorame Pudongu, las drapaczy chmur (w tym dwa budynki kraju w pierwszej dziesiatce najwyzszych swiata), az sie wierzyc nie chce, ze zbudowaly to - jak mawia pewien moj znajomy - male chinskie raczki... Kiedys napisze o tym wiecej, nie to jest tematem tego wpisu. W kazdym razie kazdy przejazd na Pudong zawsze budzi w nas emocje i podziw dla rozwoju tego kraju, stad ten wtret.

Dojezdzamy w koncu do szanghajskiego Orientalnego Centrum Sztuki 上海东方艺术中心, imponujacego budynku zaprojektowanego przez francuza Paula Andreu (ktory rowniez stworzyl projekty lotnisk w Szanghaju, Dubai's i De Gaulla w Paryzu) i wzniesionego w latach 2002-2004. Centrum ma rzeczywiscie niezwykla architekture, przypomina rozkwitajacy kwiat orchidei z piecioma platkami - salami koncertowymi. Dach budowli wylozony jest specjalnymi lampami, ktore zmieniaja kolor pod wplywem muzyki; sciany natomiast to pokryte metalem szklo, ktore filtruje i delikatnie rozprasza swiatlo, tak, ze granitowe podlogi Centrum wydaja sie lesnymi sciezkammi. Budowla rzeczywiscie na miare 21 wieku.

Umundurowana panienka grzecznie prosi, zebym zostawil plecak w szatni, bo z torbami i plecakami nie wolno wchodzic. Bylem na to przygotowany, ale w plecaku mam kamere, aparat, ide z ustronne miejsce gdzie mnie nikt nie widzi, zakladam plecam z przodu pod zimowa kurtke, wygladam teraz na zaawansowana ciaze lub oddanego swej pasji piwosza, wydymam jeszcze policzki, zeby twarz bardziej pasowala do tego brzusiska, przepuszczaja mnie...

Po chwili czekania w hallu i ogladania tego, co dzieje sie w srodku na jednym z wielu zawieszonych telebimow (obsluga nie pozwala na wejscie do sali spoznialskim podczas wykonywania utworow - i chwala im za to!) w koncu kapela konczy swoj pierwszy utwor, i wchodzimy. Miejsca mielismy jakies tam, ja widze, ze w pierwszym rzedzie na balkonie sa akurat trzy wolne, wiec pre tam i zajmujemy je. Ludzi w sumie malo, wolnych miejsc mnostwo. Sala spora, na 2000 widzow, my jestesmy na balkonie, widok swietny, jest nawet miejsce na nogi. Pisze o tym dlatego, ze roznie to bywa - kiedys polskie Autosany jezdzily po dzikich ostepach poludniowo-zachodnich Chin, a byly robione na specjalne zamowienie z dwoma rzedami siedzen wiecej. Nawet osoba sredniego wzrostu cierpiala podczas podrozy trwajacej dwa dni i jedna noc (z Kunmingu 昆明 do Xishuangbanna 西双版纳)

Na szczescie na poczatek zespol akompaniujacy Patti cos tam gral bez jej udzialu, wiec strata niewielka. Potem wkracza ona, i czaruje nas swoim glosem. Spiewa glownie standarty, widownia reaguje dosc chlodno, wiekszosc to chinczycy a oni niestety wychowali sie albo na piesniach chwalacych budowe socjalizmu i "Czerwone Slonce" (czyli Przewodniczacego Mao), albo na popie kantonskim, wiec standartow jazzowych nie znaja. Patti widac byla na to przygotowana, i ku zaskoczeniu wszystkich spiewa "Ksiezyc przedstawia moje serce" 月亮代表我的心 z repertuaru Teresy Teng.

Teresa Teng 邓丽君 to niezyjaca juz piosenkarka z Tajwanu, ktorej slodki i nostalgiczny glos znany jest kazdemu chinczykowi. Choc jej piosenki zabronione byly w Chinach ludowych, i tak docieraly wszedzie, ze az mowiono, iz za dnia slucha sie Deng Xiaopinga, a wieczorem - Teresy. To byla muzyka, ktora kradla serca chinczykom w latach 80tych i wywolywala tesknote za rodzinnymi stronami w Chinach kontynentalnych wsrod tych, ktorzy na skutek przegranej przez Kuomintang 国民党 wojny wewnetrznej uciekli w 1949 na Tajwan. Teresa marzyla o wystepie w ChRL, ale jej przedwczesna smierc w 1995 na atak astmy uniemozliwila spelnienie tego marzenia. Pamietam, jak chinscy pracownicy firmy, w ktorej wowczas bylem zatrudniony, chodzili zasmuceni odejsciem Teresy - jej muzyka towarzyszyla im w mlodosci, jej odejscie bylo jak pozegnanie z ta mlodoscia.

Koniec piosenki Teresy Teng Patti zaspiewala - ku radosci publicznosci - po chinsku. Calkowicie po chinsku zaspiewala rowniez piosenke T'chai Chin 蔡琴 "Niezapomniane" 忘不了, na ktora widownia zareagowala bardzo zywiolowo.


Kazdemu spodobalo sie popowe "Smoke Gets in Your Eyes" z repertuaru The Platters i "Say You Love Me", stary hit Patti z 1976 roku.

Mnie bardzo przypadla do gustu jej interpretacja "Satin Doll" Duke'a Ellingtona, Patti ma swietny glos, a gdzies tam w jej juz bardzo jazzowym glosie slychac echa dawnych funkowych rytmow z wczesnych przebojow.

Koncert byl niestety krotki, trwal w sumie troche ponad godzine, moze i dobrze, bo Mala M zaczela pod koniec przysypiac. Zreszta sympatyczna atmosfera i ciepelko bardzo nas rozleniwily i nie chcialo nam sie podnosic i wracac, ale w koncu zmusilismy sie, ba, nawet Duza M nie miala nic przeciw jezdzie metrem, ktore szybko zawiozlo nas na druga strone rzeki.

A muzyka Patti jeszcze nam gdzies w glowie brzmi...

15 stycznia 2009

Niebianskie Tarasy 天台山 - Czesc 5 - Gora Czerwonej Twierdzy i Niebianska Jaskinia

Wczesniejsze czesci relacji znajduja sie tutaj:

Czesc 1 - Miasteczko i mistrz Zhiyi
Czesc 2 - Swiatynia Wysokiej Swiatlosci i skalista dolina
Czesc 3 - Taoistyczny Palac Tongbai i poszukiwacze niesmiertelnosci
Czesc 4 - Poezja Zimnej Gory

DZIEN 6:

Dzis mimo mocnego postanowienia rannej pobudki pospalismy do oporu - nawet budzik w komorce niewiele zdzialal. Ok. 10:00 zwleklismy sie z lozek, bez pospiechu obalilismy kawe, na dobry poczatek zjedlismy paczke "Katarzynek" i poszlismy od restauracji. W Tiantai w restauracjach (przynajmniej tych, ktore odwiedzilismy) nie ma kart dan, warzywa, ryby, mieso leza na polkach, pokazuje sie, co chcialoby sie zjesc i mowi, jak ma byc przygotowane, i kucharz gotuje zamowione potrawy. W hotelu jest podobnie, jest to utrudnienie dla niemiejscowych, bo kucharz gotuje na swoj sposob i ostateczny rezultat jest jego wlasna interpretacja raczej, niz tym, co naprawde chcial klient. W kazdym razie zamowienie zajmuje sporo czasu, szczegolnie dla nas, ktorzy na wyjazdach nie jedza miesa. W koncu podano nam zamowione danie, w tym makaron - w olbrzymich misach. W oczach Malej M pojawilo sie przerazenie, bo zwykle wymagamy, zeby wszystko zjadla, ale dzis jedna taka misa byla ponad sily nawet dla mnie - wielkiego milosnika makaronu.

Po sniadaniu poszlismy do autobusu - wyjscie z hotelu bylo jak wejscie do innego, nieziemskiego swiata. Padal drobny deszcz, bylo cieplo, cale otoczenie, gory, strumien, hotel - tonelo w oblokach i mglach. Do tego powietrze nasycone bylo doslownie oszalamiajacym aromatem kamforowcow. Lubimy deszcze, szczegolnie taki drobny wiosenny kapusniak, jaki padal dzis - i ktory zamienil caly swiat nie do poznania. Szlismy do autobusu kolo Swiatyni Czystego Panstwa 国清寺, tysiac-letniego mostu prowadzacego do niej, aleja po ktorej obu stronach rosna olbrzymie kamforowce liczace sobie nawet 1000 lat, obok w mglach majaczyla wysoka sylwetka 1500-letniej pagody 隋塔, wraznie bylo zupelnie inne, niz w poprzednich dniach, choc zalowalismy, ze dzien zaczelismy tak pozno. Poniewaz czasu mielismy niewiele, zdecydowalismy pojechac na Gore Czerwonej Twierdzy 赤城山, znajdujaca sie niedaleko od nas. Miejski autobus zawiozl nas pod sama brame, po pyskowce i nieudanej probie dania w lape kupilismy bilety i poszlismy aleja, ktora dalej wspinala sie stopniowo na gore.

Zdjecie: Schody prowadzace na Gore Czerwonej Twierdzy


Gora ma wysokosc zaledwie 338m, ale jak mowi chinskie powiedzenie "Gora staje sie slawna dzieki niesmiertelnym na niej zyjacym, a nie wysokosci" 山不在高有仙则名. Swa nazwe wziela stad, iz jej ksztalt przypomina zab muru obronnego; skala, ktora ja tworzy ma kolor ciemno-czerwony, szczegolnie widoczny w blasku wschodzacego slonca. "Czerwona Gora w Blasku Jutrzenki" zalicza sie do osmiu slawnych widokow gor Tiantai. Mysmy go nie zobaczyli nie tylko dlatego, ze przyjechalismy pod gore wczesnym popoludniem, ale rowniez dlatego, ze cale miejsce tonelo we mgle. Na gorze znajduje sie 18 jaskin, wokol wiekszosci z nich pobudowano swiatynie, zarowno buddyjskie, jak i taoistyczne. Gora od wiekow byla ulubionym miejscem ucieczki od swiata i kontemplacji wielu slawnych mnichow.

Zdjecie: Jaskinia Purpurowego Obloku zatopiona we mgle:


Pierwsza jaskinia, do ktorej dotarlismy, to Jaskinia Purpurowego Obloku 紫云洞. Niestety swiatynia wokol niej poddawana byla renowacji, halas mlotkow, szlifierki i pracujacej obok koparki spowodowal, ze szybko opuscilismy to miejsce.

Zdjecie: Wnetrze jaskini z oltarzem ze zlota figura Buddy:


Sama jaskinia jest dosc pokazna, ma 30m glebokosci i 10m wysokosci, znajduje sie tam 2-kondygnacyjny kompleks swiatynny, w centralnym pomieszczeniu umieszczony jest oltarz - jeden wiekszy z przodu, drugi mniejszy - z tylu. Na tym mniejszym widnieje figura Tysiac-rekiej Bogini Milosierdzia.

Zdjecie: Tablica upamietniajaca pobyt w swiatyni obalonego cesarza Jianwena:


Przed wejsciem do jaskini oparta o sciane stala kamienna tablica upamietniajaca cesarza Jianwena 建文帝. Wnuk Zhu Yuanzhanga 朱元璋, zalozyciela dynastii Ming 明, i jego nastepca, Jianwen zostal obalony przez wujka Zhu Di 朱棣 - pozniejszego cesarza Yongle 永乐, najbardziej znanego z przeniesienia stolicy do Pekinu i budowy tam olbrzymiego kompleksu palacowego Zakazanego Miasta. Nowi sie, ze zamorskie wyprawy admirala Zheng He czy tez misje poszukujacego slawnego taoistycznego niesmiertelnego Zhang Sanfenga 张三丰 tak naprawde mialy na celu odnalezienie Jianwena. Do dzis nie wWyrównaj z obu stroniadomo, co tak naprawde z nime sie stalo, czy zginal, czy tez ukryl sie. Podobno Jianwen uciekl przed ofensywa wujka, ogolil glowe i zostal mnichem buddyjskim. Wowczas tez dwukrotnie odwiedzil Jaskinie Purpurowego Obloku, przy czym raz spedzil tam Swieto Wiosny (chinskim Nowy Rok) - co zostalo upamietnione kamienna tablica.
W jaskini glosili rowniez kazania slawni mnisi Odmiany Tiantai - Guanding 灌顶 i Chuandeng 传灯.

Zdjecie: Podworzec przed jaskinia


Po prawej stronie glownej jaskini znajdowala sie mniejsza, zwana Klifem Lezacego Buddy 卧佛岩, z 3-metrowa drewniana i pozlacana figura lezacego Buddy (jest to dosc rzadki sposob przedstawiania Buddy, zwykle znajduje sie on w pozycji siedzacej). Podobno w jaskini tej medytowal slawny mnich Tanyou 昙猷. Legenda mowi, ze pewnego dnia podczas recytacji sutr Tan Youa otoczylo kilkanascie glodnych tygrysow, on jednak dalej odmawial modlitwy nie zwracajac na nie uwagi. Tygrysy krazyly wokol niego, az w koncu jeden polozyl sie i zasnal. Tanyou przerwal wowczas recytacje i uderzyl spiacego tygrysa lekko w glowe pytajac, dlaczego nie slucha slow Buddy. Tygrysy ostatecznie oddalily sie nie czyniac krzywdy mnichowi.

Zdjecie: Kadzielnica i swiecznik przed Klifem Lezacego Buddy:


Jak wspomnialem halas nas przeploszyl, poszlismy wiec dalej w gore i doszlismy do Swiatyni Jigonga 济公院.

Zdjecie: Brama prowadzaca do Swiatyni Jigonga:


Jigong 济公 - niezwykle znana i barwna postac chinskiego Buddyzmu - zyl w 13 w. n.e. Od dziecinstwa mial kontakt z mnichami buddyjskimi i kaplanami taoistycznymi, i po smierci rodzicow opuscil dom zostajac mnichem. Lubil jednak ruch, nie potrafil usiedziec w statycznej medytacji, jego zachowanie budzilo wiele kontrowersji - jadal czosnek (czego mnichom nie wolno spozywac - podobnie jak innych ostrych przypraw), mieso psa, odwiedzal knajpy i domy rozrywek cielesnych. Jego mistrz buddyjski widzial w nim jednak dobra dusze, i chronil, mowiac "Buddyzm jest tak wielki, ze moze w swych szeregach tolerowac jednego pomylonego mnicha". Jigong wspomagal biednych, stawal po stronie uciskanych, i po jego smierci uznano go za Zywego Budde 活佛.

Zdjecie: Jaskinia Bialego Obloku w Swiatyni Jigonga - sto rzezb swietego nawiazuje do roznych anegdot z jego niezwyklego zycia


Jigong pochodzil z Tiantai, i tu znajduje sie jego domostwo, a swiatynia na gorze jest miejscem wielu pielgrzymek buddystow z calego swiata. W glownym budynku swiatyni stoi olbrzymia pozlacana figura Jigonga w charakterystycznej czapce, za nim, w jaskini, znajduje sie 100 figur w roznych pozach, ilustrujacych anegdoty z jego zycia. Wokol jaskini istnieje caly kompleks swiatynny, z wiezami i pawilonami. Mala M z zaciekawieniem przygladala sie Jigongowi grzebiacemu w uchu kijkiem czy ujarzmiajacemu smoka.

Zdjecie: Ta rzezba Jigonga najbardziej zafascynowala Mala M:


Duza M z kolei znalazla sobie altanke zbudowana na pietrze, i tam kontemplowala spokoj otoczonej mglami swiatyni. Ja z kolei oczywiscie nabylem niewielka ksiazke opowiadajaca o Jigongu i miejscu jego czci.

Zdjecie: Tonaca w gaszczu zarosli i mgle brama wyjsciowa Swiatyni Jigonga


Potem niespiesznie opuscilismy swiatynie i znalezlismy - niestety zamkniete - wrota do innej jaskini. Poszlismy zatem dalej i nagle ukazala nam sie purpurowa brama, jakby przyklejona do pionowego klifu. Wiedzielismy, ze z pewnoscia nie byla to swiatynia buddyjska, bo te sa zawsze otoczone zoltymi murami. Napis nad brama rozwial wszelkie watpliwosci - byla to slawna "Szosta Niebianska Grota" 第六洞天. W Taoizmie wierzy sie, ze istnieja szczegolne miejsca na ziemi sprzyjajace praktykom alchemicznym, z ktorycch najwazniejsze jest 10 Wielkich Niebianskich Grot 十大洞天. Z 10 dziewieciu patronuja meskie bostwa, a jednej - wlasnie szostej - kobiece.

Zdjecie: Taoistyczny raj - u wrot Niebianskiej Groty


Tym bostwem jest Wei Huacun 魏华存. Wei jest postacia historyczna, zyla w latach (252-334); od dziecinstwa interesowala sie taoizmem i zajmowala cwiczeniami medytacyjnymi. W wieku 24 lat na prosbe matki wyszla za maz i urodzila dwoch synow. Gdy synowie podrosli, Wei Huacun udala sie do pustelni i calkowicie poswiecila cwiczeniom alchemicznym. Ich rezultatem byl tekst "Ksiegi Najwyzszej Czystosci" 上清经, ktorego nazwa okresla sie wazna szkole Taoizmu zapoczatkowana przez Wei Huacun - Szkole Najwyzszej Czystosci (Shang Qing Pai 上清派). Drugim waznym klasykiem Szkoly jest "Ksiega Zoltego Dworu" 黄庭经. Jej nauki zalecaja pozbycie sie pozadan, wzmocnienie esencji zyciowej i koncentracje; dodatkowe cwiczenia obejmuja masaz, odpowiednia diete i recytowanie specjalnych zaklec.

Zdjecie: Podworzec przed Niebianska Jaskinia


Weszlismy na podworzec swiatyni, przywital nas ujadajacy pies, wyrywajacy sie na lancuchu. Mala M przestraszyla sie, ja krzyknalem do mezczyzny i dziewczyny tam stojacych, zeby go uspokoili. Po chwili weszlismy do jaskini - swiatyni - i nasza uwage przykul Guzheng 古筝, klasyczny chinski instrument strunowy, rodzaj cytry. Mamy plany wyslac Mala M na nauke gry na tym instrumencie, Mala M tez sie do tego pali, a sam instrument jej sie bardzo podoba. Zapytalem dziewczyne, kto na nim gra, odpowiedziala - z charakterystycznym polnocnym akcentem - ze ona; zapytalem, czy moze dla nas zagrac, a ona na to, ze musi sie tylko ogarnac, bo wlasnie umyla wlosy. Jakiez bylo nasze zaskoczenie, gdy po chwili ukazala sie w charakterystycznym ubraniu i uczesaniu taoistycznej mniszki.

Zdjecie: Taoistka i Guzheng 古筝 - instrument, ktorego dzwiek przypomina glos wiatru grajacego na lince szybujacego latawca


Mniszka - o nazwisku Liu - byla zafascynowana Mala M, caly czas z nia rozmawiala, dala jakies chrupki, caly czas cos pytlowala, usmiechajac sie non-stop. Po chwili zagrala nam dwie melodie, moze niezbyt wprawnie - jak sama przyznala, uczy sie gry dopiero kilka miesiecy; ale muzyka w swietym taoistycznym miejscu, w tej niesamowitej pogodzie brzmiala szczegolnie. Mnichow taoistycznych nie nalezy pytac o wiek, ale nie przejmujac sie tym taboo zapytalem Liu, ile ma lat. Gdy powiedziala, oniemialem. Twierdzila, ze ma 51, choc oboje z Duza M dawalismy jej nie wiecej, niz 20 kilka. Zaczelismy rozmowe, Liu powiedziala, ze pochodzi z polnocno-wschodnich Chin. Zapytalem wowczas, czy zna niezyjacego juz Mistrza Cao - od ktorego uczylem sie w Pekinie i ktory rowniez pochodzil z tamtych rejonow. Liu spojrzala na mnie badawczo i powiedziala, ze byl jednym z jej dwoch mistrzow taoistycznych. Okazalo sie zatem, ze bylismy uczniami tego samego mistrza... Rozmowa potoczyla sie od razu szybciej i swobodniej - Liu powiedziala nam, ze pochodzi z rodziny nauczycielskiej; zostala mniszka w wieku kilku lat zaledwie, i wytrwala w tym stanie przez caly czas mimo sprzeciwu rodziny. Jej nauczycielka medytacji jest Mistrzyni Cao (takie samo nazwisko), ktora zostala mniszka na Wielkiej Bialej Gorze 太白山 (ktora NB zdobylem pol roku temu), medytowala wiele lat na Swietej Zachodniej Gorze Huashan 华山; obecnie mieszka w pustelni w dzikich gorach, wiele godzin pieszo od najblizszych domostw, wraz z jedna uczennica, ktora dba o jej codzienne potrzeby. Mistrzyni Cao ma ponad 80 lat, od 28 lat nic zupelnie nie je, pije tylko wode.

Mnisi taoistyczni szkoly Pelnej Doskonalosci 全真 (ktora laczy zasady trzech systemow religijnych i spolecznych Chin - Buddyzmu, Konfucjanizmu i Taoizmu) musza przestrzegac podobnych zasad, jak mnisi buddyjscy, a wiec nie wolno im jesc miesa i uzywac ostrych przypraw (jak np. papryka czy czosnek). Wraz z zaawansowaniem w praktykach medytacyjnych stopniowo ograniczaja wielkosc i ilosc posilkow, az do calkowitego postu (odrzucenie jedzenia wszelkich nasion, ktore sa normalnie podstawa ich diety). Nazywa sie to Bigu 辟谷. Osoba taka co najwyzej pije wode, a sily czerpie z praktyk oddechowych - mowi sie, ze odzywia sie energia Qi. Nie wiem, jak organizm ludzki moze przetrwac lata bez pozywienia, podobne umiejetnosci przypisywane sa hinduskim joginom, a w Taoizmie uwaza sie je za naturalny krok w dazeniu do niesmiertelnosci (jakkolwiek by rozumiec tego termin).

Liu opowiadala o swojej drodze, o tym, jak w trudnych chwilach zawsze jej ktos pomogl - wliczajac w to duze wsparcie podczas odbudowy swiatyni. Jeden z bogatych lokalnych wyznawcow Taoizmu ofiarowal 100tys. yuanow na renowacje, ale Liu odmowila wziecia pieniedzy, proszac go za to o kupienie materialow budowlanych. Ofiarodawca byl bardzo zaskoczony, ze nie chce nic dla siebie, rzecz niespotykana w obecnych czasach, gdy wielu ludzi zostaje mnichami tylko po to, by sie wzbogacic. Liu jest zainteresowana tylko czysta medytacja, z dala od zgielku i pogoni duzych zbiorowisk ludzkich, sama niechetnie przyjmuje gosci, ma jednak wielu uczniow - w tym male dzieci, ktore sa bardzo wdziecznymi odbiorcami nauk taoistycznych. Rozmawialismy dalej, obok nas krecil sie facet od psa, co pewien czas robiac Malej M zdjecia komorka. Gdy wyszedl, Liu powiedziala polglosem, ze nie moze wiele mowic - takze jesli chodzi o szczegoly alchemii wewnetrznej - bo nie zna tego mezczyzny i widzi go dopiero pierwszy raz. Potem zaczelo sie robic pozno, wyszlismy wiec, robiac sobie przedtem pamiatkowe zdjecia przed brama Szostej Niebianskiej Groty.

Kuplet na bramie jest fragmentem wiersza slawnego poety epoki Tang, Wang Wei'a 王维, i brzmi:

"Nauczylem sie patrzec w ciszy na gorskie powoje
i pod konarami sosny jesc pokryte rosa pestki slonecznika"


Zdjecie: Liu u wrot Niebianskiej Jaskini - po obu stronach wejscia znajduje sie fragment slawnego poematu Wang Wei'a


Klimat tych wersow bardzo pasowal do miejsca, taoistycznej swiatyni zawieszonej wsrod mgiel na scianie klifu.

Wang Wei 王维 (701-761) byl nie tylko wybitnym poeta swej epoki, lecz rowniez znanym malarzem; jego wiersze nawiazuja do taoistycznych i buddyjskich idealow wycofania sie z zycia i udania w niedostepne, dzikie miejscach z dala od siedzib ludzkich. Wang Wei w swych wierszach opisuje zamglone gorskie krajobrazy, bez sladow czlowieka, wyraznie inspirowane chinskim malarstwem pejzarzowym. Poezja Wang Wei'a byla rowniez inspiracja dla Gustava Mahlera przy tworzeniu "Pozegnania" - ostatniej czesci slawnej "Piesni o Ziemi".

Zdjecie: Opuszczamy taoistyczna swiatynie


Poszlismy lagodnym zboczem nieco wyzej, az dotarlismy do Jaskini Pozerania Jutrzenki 餐霞洞. Na nia wlasnie padaja pierwsze promienie wschodzacego slonca, ktore gina w ciemnosciach glebokiej jaskini. W jaskini tej na przelomie 19 i 20 wieku mieszkala Qi Xiulan 齐修兰. Doskonale wyksztalcona i pochodzaca z rodziny o tradycjach akademickich, tutaj zamieszkala, gdy bieda zmusila ja do pochowania zmarlego w mlodym wieku meza na zboczu dzikiej gory. Qi pozostala z mezem nawet po jego smierci - spedzila reszte lat zycia w jaskini obok mogily ukochanego. W 1914 roku Li Yuanhong 黎元洪, owczesny prezydent Republiki Chinskiej, podczas wizyty na gorze pozostawil napis "Czysta jak Jesienny Szron" upamietniajac tym cnote Qi Xiulan.

Zdjecie: Napis "Czysta jak Jesienny Szron", kaligrafia pedzla Li Hongyuana na skale obok Jaskini Pozerania Jutrzenki


Potem poszlismy dalej w gore, na szczyt gory, na ktorym stala Pagoda Konkubiny z czasow dynastii Liang 梁妃塔. Pagoda ma prawie 30m wysokosci, pierwotnie byla zbudowana w 6 w n.e., pozniej niszczona i wielokrotnie odbudowywana, po raz ostatni w 1947 - a odrestaurowana w 1978. Jest symbolem Tiantai i Gory Czerwonej Fortecy.

Zdjecie: Wsrod mgiel i zapadajacego zmroku niewyraznie majaczyl zarys pagody


Pagoda ma 7 kondygnacji (pagody zawsze maja nieparzysta ilosc poziomow), jest zbudowana na planie kwadratu. Tradycyjnie pagody budowano jako rodzaje sarkofagow, w ktorych umieszczano prochy zmarlych mnichow, a w szczegolnosci Shelizi 舍利子 - krysztalki, jakie znajdowano wsrod prochow mnichow, ktorzy osiagneli wysoki stopien zaawansowania w medytacji. Kilka miesiecy temu widzielismy autentyczne Shelizi podczas pobytu w jednej ze swiatyn pod Ningbo - wygladaly one jak nieoszlifowane diamenty.

Zdjecie: Pagoda Konkubiny z czasow dynastii Liang, wienczaca szczyt gory, symbol Tiantai


Wkrotce zrobilo sie zupelnie ciemno, ostroznie i powoli zeszlismy na dol gory, weszlismy do pobliskiego hotelu, proszac o wezwanie taksowki, po chwili pojechalismy taksowka do swojskiej restauracji, w ktorej jedlismy dwa dni wczesniej. Zjedlismy tam jarska kolacje, a potem taksa podjechalismy w okolice hotelu.

Zdjecie: Gdy schodzilismy z gory mgla powoli rozpraszala sie


Po spacerze do hotelu Mala M znow powtorzyla lekcje, byla dosc zmeczona, wiec pewnie wlasnie z tego zmeczenia obrazila sie na Duza M, ze kazala jej czytac angielski. W koncu obie dziewczyny zasnely, a teraz czas na mnie.

Nastepna czesc relacji jest tutaj:
Czesc 6 - Jasny Klif Zimnej Gory