17 września 2013

Gora Pieciu Wron

Fot: Starozytna kamienna brama prowadzaca do swiatyni na szczycie Gory Wron.

Wlasnie przegladalem zdjecia z ubieglego roku robiac plany na nadchodzace wkrotce swieto narodowe i pare dni wolnego. Milo byloby wyjechac z Wielkiego Miasta, choc pewnie remont nie pozwoli na dluzsze wakacje. W zeszlym roku bylismy w Huzhou. Zaciagnela nas tam historia miasta - tam spedzil wiekszosc swego zycia Lu Yu, ktory 1300 lat temu napisal "Traktat o herbacie". Tam znajduje sie najwazniejsza taoistyczna swiatynia szkoly Pelnej Rzeczywistosci i tam rozwinela sie jej bardzo ciekawa odmiana laczaca tradycje pustelniczej medytacji z zyciem rodzinnym. Tam tez medytowal i pisal slawny Kamienny Dom, Shiwu Qinggong mistrz Chan/Zen z XIV wieku, ktorego nauki dominuja obecnie w Korei. O tym wszystkim wiedzielismy przed wyjazdem, ale Huzhou odkrylo przed nami tajemnice, ktora jak sie okazalo byla bardzo slabo znana nawet przez lokalna ludnosc. Na polnoc od miasta znajduje sie niewielka gora, zwana  Gora Wron. Trudno ja znalezc na mapach, jeszcze trudniej dotrzec do niej. Jest z nia zwiazanych wiele legend. W XIII wieku mieszkal i medytowal na niej slawny taoistyczny mistrz sztuki Fengshui, ktory uznal ja za najbardziej geomantycznie korzystne dla praktyk dlugowiecznosci miejsce. Ponad wiek pozniej na gore udawalo sie wielu dostojnikow panstwowych, nikt nie wiedzial, dlaczego, ponoc by spotkac z mieszkajacym na gorze mistrzem buddyjskim. Jak sie pozniej okazalo tym mistrzem mial byc cesarz Jianwen, ktory schronil sie na niej po przejeciu wladzy przez wuja i samozwanczego cesarza Yongle - tego, ktory przeniosl stolice z Nankinu do Pekinu w 1421. Oczywiscie te pogloski bardzo pobudzily wyobraznie lokalnej ludnosci, ktora zaczela rozkopywac gore w poszukiwaniu zakopanych tam skarbow.

Mysmy trafili na gore dzieki lancuchowi ludzi dobrej woli. Najpierw znajomy herbaciarz powiedzial nam o jej istnieniu i podal orientacyjna lokalizacje. Nastepnego dnia pojechalismy lokalnym autobusem do potwornie zanieczyszczonego miasteczka, przez ktore przeszlismy piechota, w kurzu i spalinach olbrzymich ciezarowek, ktore dlugimi sznurami wywozily cement z lokalnej cementowni. W koncu postanowilismy pojechac do slawnego Korytarza Milorzabow, z ktorego powinno byc wejscie na gore. Szybki przejazd okazja i kolejna porazka - nikt nie potrafil wskazac drogi na gore, za to kazdy chcial nam wcisnac orzechy milorzebu (czy raczej jego pestki). Zdesperowani zlapalismy okazje z powrotem pod cegielnie, i tam w malej kanciapie starszy mezczyzna naprawiajacy rowery w koncu objasnil nam, jak dotrzec do gory. Znow przejscie poboczem wsrod kurzu i spalin, w koncu doszlismy do niewielkiej wsi, i tam uczynny kierowca podwiozl nas pod brame stacjonujacej niedaleko jednostki wojskowej. Sciezka prowadzaca na gore zaczynala sie wlasnie tam.

Wejscie prowadzilo przez geste zarosla i ciemne bambusowe gaje, sama gora sprawia wrazenie ciemnej i ponurej - nic dziwnego, ze spodobala sie Taoistom, lubujacym sie w czerni, kolorze przypisywanemu wodzie. Na szczycie gory znajduje sie opuszczona swiatynia buddyjska. NB wchodzac na gore spotkalismy grupe mnichow buddyjskich i wraz z nimi weszlismy na szczyt. Grupie towarzyszyl Pan Ma, lokalny biznesmen, zajmujacy sie uprawa i produkcja herbaty na potrzeby chinskich wladz centralnych. Ma jest gleboko oddany buddyzmowi, jego mistrz mieszka w swiatyni na gorze nieopodal Gory Wron, jak Ma twierdzil osiagnal on glebokie poznanie i potrafi dojrzec nie tylko kim bylismy w poprzednich wcieleniach, ale takze kim bedziemy w nastepnych.
Kolejna osoba, ktora chcialbym poznac, moze wlasnie za kilka tygodni?

Na zdjeciu mnisi spotkani na Gorze Wron, przywedrowali tu w pielgrzymce z polnocnych Chin, dwoch z Gor Wutai - Pieciu Tarasow, a jeden z Gory Zhongnan, slawnych z zyjacych tam pustelnikow. Ich glownym celem bylo spotkanie z mistrzem Pana Ma, miszkajacym na gorze Fangshan.