24 lutego 2009

Gdy w Szanghaju pada deszcz...

Od sobotniego wieczora wciaz leje. Temperatury raczej nie przekraczaja 10 stopni, wieje wiatr, w powietrzu czuc wiosne. W niedziele spalismy prawie do poludnia - dzwiek deszczu uderzajacego o szyby zadzialal na nas bardzo usypiajaco. Na osiedlu kwitna juz na czerwono kamelie, krzewy cale w pakach.

Od kilku dni slyszalem przy klimatyzatorze jakies chrupanie. Wiedziony zlymi przeczuciami wolalem sie z tym nie dzielic z Duza M, ale dzis niestety chrupac zaczelo, jak Duza M wrocila z pracy, w mieszkaniu bylo dosc cicho i Duza M uslyszala te dzwieki. Natychmiast wskoczyla na krzeslo, stanela na nim, powiedziala, ze ona sie wyprowadza z tego mieszkania. Poniewaz akurat wybierala sie na zakupy, poprosilem, zeby przy okazji kupila lapke na myszy (tutaj sa takie z klejem, mysz czy szczur wchodzi na nia i przykleja sie dokumentnie). Potem zapytalem Mala M, czy chce miec zwierzatko. Odpowiedzialo mi pelne wdziecznosci spojrzenie. Ostatni szczur niestety wyzional ducha, ale obiecalem, ze jak teraz sie zlapie, to go wykapiemy, kupimy klatke i bedziemy hodowac. Duza M sluchala z przejeciem i powiedziala, ze w takim razie ona na pewno sie wyprowadzi. Rzucilem, ze chyba oknem, bo klatka ze szczurem bedzie stala na korytarzyku prowadzacym do drzwi wejsciowych. Tak dzielilismy skore na niedzwiedziu, a tu znowu zaczelo chrupac. Chcialem otworzyc okno i popatrzec od zewnatrz na stwora, ale okna zakleilem tasma, bo sa nieszczelne (mieszkania w Chinach nie sa praktycznie w ogole izolowane termicznie, a w oknac sa szczeliny, przez ktore wieje wiatr). Tasme odkleilem, i dalej czekalismy w ciszy (Duza M caly czas stala na krzesle). W koncu zaczelo znowu chrupac, otworzylem cicho okno i poswiecilem latarka. I nagle z otworu, przez ktory do mieszkania wprowadzona jest rura od klimatyzatora, wylecial jakis ptak. Kamien spadl mi z serca, bo i Duza M sie uspokila - ostatnio szczur byl w kuchni i musialem sie jadac na zewnatrz, albo sobie sam cos przygotowywac, a do tego mam dwie lewe rece.

Mala M uczy sie wlasnie w szkole dwoch wierszy, wczoraj zakuwala na pamiec wiersz Meng Haorana 孟浩然 - wlasnie o wiosnie. Wiersz zatytulowany jest "Wiosenny Swit" 春晓 (niektore zrodla podaja, ze tytul wiersza brzmi "Wiosenny Sen" 春眠):

春眠不觉晓
处处闻啼鸟
夜来风雨声
花落知多少?

Wiosna jak zwykle przesypiam cale ranki
Dopoki mnie ze snu nie wyrwie spiew ptakow
Noca nadszedl wiatr i deszcz bebnil o szyby,
Ilez na ziemie musial stracic kwiatow...

Powyzej moj dosc wolny przeklad, ale odpowiadajacy i pogodzie (wlasnie zaczelo grzmiec, pierwsza wiosenna burza w tym roku...), i temu ptaszysku, ktore probuje sobie uwic gniazdo w naszym klimatyzatorze, no i oczywiscie tej wiosennej sennosci.

Z ta sennoscia to chyba wszyscy tutaj cierpia, Chinczycy maja nawet powiedzenie dobrze to ilustrujace - "Czlowiek wiosna jest senny, latem bez sily, jesienia ucina sobie drzemki, a w trzy zimowe miesiace w ogole sie nie budzi"...春困夏乏秋打盹睡不醒的冬三月.

W sobote rozpoczalem druga czesc kursu Guqina. Nauczycielem jest - podobnie jak w pierwszej czesci - Pan Cai 蔡. To mlody czlowiek, skonczyl Szanghajska Akademie Muzyczna, ale w klasie Erhu 二胡 (instrument smyczkowy z dwoma strunami i niewielkim pudlem rezonansowym, o lirycznym dzwieku). Jak sam nam powiedzial, Erhu nienawidzi, za to przypadl mu do gustu Guqin, ktory studiowal pod kierunkiem samego Gong Yi 龚一. Cai robi jakies interesy, najwyrazniej z duzym sukcesem, czesto jezdzi to Europy, glownie Hiszpanii i Francji, kupil mieszkanie w centrum Szanghaju w okresie, gdy ceny byly juz zwariowane, jezdzi importowanym samochodem. Uczy tylko dlatego, ze jego nauczycielem i mistrzem jest Gong Yi, ktory prowadzi rodzaj klubu Guqina 琴馆, i m.in. zarabia na organizowaniu kursow instrumentu. Cai jest utalentowany, ponoc wlasnie nagrywa plyte CD. Co ciekawe, nagrywa ja w specjalnym otoczeniu. Dotychczas tego typu nagrania byly dokonywane najczesciej w kosciolach, ewentualnie studiu. Cai zdecydowal sie na zrobienie nagrania w naturalnym otoczeniu gor. Ciekaw jestem, jaki bedzie tego efekt, nigdy nie slyszalem, by ktos wpadl na taki pomysl.
Pierwsza lekcja byla dla mnie tez okazja wziecia mojego instrumentu, by go w koncu naprawic. Po wyjsciu z lekcji bylem dosc zaskoczony, gdy okazalo sie, ze naprawia go Gong Yi. Nie dalo sie naprawic go na poczekaniu, Gong Yi zasugerowal, ze przyjde nastepnego dnia, bo dopiero wowczas bedzie gotowy. Poprosilem, by po naprawieniu pogral na nim troche. Istnieje taka zasada, ze na Guqinie nalezy caly czas grac, gra na nim "karmi" go i polepsza dzwiek. Im lepszy wirtuoz na nim gra, tym lepiej dla instrumentu. Czesto uczniowie kupuja kosztowne instrumenty i oddaja je swoim nauczycielom na pol roku i dluzej, by ci "doszlifowali" ich brzmienie.

W kazdym razie Guqin stoi juz w domu i jego dzwiek drazni uszy dziewczyn...

Po lekcji w sobote wrocilem do domu i po kolacji pojechalem do lokalnego klubu muzycznego Yuyintang 育音堂, ktory znajduje sie w niewielkim budynku w Parku Tianshan 天山公园. To jeden z najdynamiczniej dzialajacych klubow, prezentujacych glownie chinska muzyke rockowa, choc niekiedy na jego scenie wystepuja rowniez zagraniczne zespoly. W sobote byl wystep zespolu A-Z - duetu Su Yong 苏勇 (to byly basista Cold Fairyland 冷酷仙境, ktory w 2008 odszedl od zespolu i tworzy swoja muzyke) i Wu Zhuoling 吴卓玲, dawnej frontwoman i gitarzystki zespolu "Srodowa Ekskursja" 星期三旅行. Wu jest ciekawa postacia, ponoc pojechala na 3 lata do Tybetu, by szukac legendarnej krainy "Shangri-la" - raju na ziemi, miejsca, gdzie nie ma polityki, nie ma wojen, nie ma chorob...

Shangri-la to miejsce opisane przez Jamesa Hiltona w jego ksiazce "Zaginiony Horyzont" (Lost Horizon) w 1933. Mialo znajdowac sie ono w glebokiej dolinie gdzies w zachodniej czesci gor Kunlun 昆仑山 niedaleko Tybetu. Przypuszcza sie, ze Hilton oparl swoje opisy na ksiazkach Josepha Rocka, slawnego badacza wschodniego przedgorza Tybetu i znawcy kultury ludu Naxi 纳西, zamieszkujacego te rejony. Kilka lat temu dla rozwoju turystyki regionu nadano odgornie zdecydowano, ze Shangri-la to rejon Zhongdian 中甸 w polnocnym Yunanie, ale to tylko jedno z wielu mozliwych miejsc, w ktorych mogla znajdowac sie ta mistyczna kraina.



Nie wiem, czy Wu Zhuoling znalazla Shangri-le, pewnie byl to chwyt reklamowy firmy menedzerskiej, by dodac jej postaci tajemniczosci, ale to wlasnie w Tybecie Wu Zhuoling napisala wiele piosenek, tam przetlumaczyla serie ksiazek o Kubusiu Puchatku, tam tez znalazla cisze i natchnienie. Obecna plyta jest szczegolna, koncert byl rowniez sympatyczny, dobrze bylo znalezc sie w malej salce Yuyintangu, siedziec w pierwszym rzedzie przy scenie, sluchac Wu i Su...


A za oknem wlasnie wtedy zaczelo lac...

PS.Przed chwila TV poinformowala, ze obecny luty ma 5 razy wiecej opadow, niz przecietny.

Brak komentarzy: