24 stycznia 2009

Niebianskie Tarasy 天台山 - Czesc 6 - Jasny Klif Zimnej Gory

Koniec ze splątanym, przeczulonym umysłem.
Nieuważnie skrobię wiersze na kamiennej skale,
Przyjmując cokolwiek się pojawia — niczym łódź unosząca się na wodzie."
Hanshan (Zimna Góra), chinski pustelnik i poeta, 8-9 wieku ne

DZIEN 7:

Rano niestety nie wstalismy zgodnie z planem, czyli wczesnie, ale choc zalapalismy sie na hotelowe sniadanie. Zdecydowalismy sie pojechac w okolice miejsca, ktore z tych wielu, ktore w ciagu ostatnich dni widzielismy, najbardziej przypadlo nam do gustu. Postanowilismy pojechac na Jasny Klif 明岩. Jasny Klif polozony jest niedaleko Zimnego Klifu, oba miejsca znajduja sie w obrebie tej samej gory - Gory Zimnego Kamienia 寒石山 i oddalone sa o ok. 4km. Ostatnio niemal doszlismy do Jasnego Klifu, ale bylo zbyt pozno, by go zwiedzac. Dzis podjechalismy taksa do dworca autobusowego, a stamtad busem do miasteczka Jietou 街头.

Zdjecie: Producent bambusowych miotel w Jietou:


Po dojezdzie okazalao sie, ze autobus do Jasnego Klifu jedzie dopiero po poludniu, zaczalem wiec pertraktacje z wlascicielka Jetty, chciala Y30 i gdy juz chcielismy odejsc, okazalo sie, ze jest dwoch klientow, ktorzy jada w ta sama strone, i wystarczy Y10. Jazda zajela nam z kwadrans, wlascicielka o nazwisku Xiang 项 wysadzila nas przy drodze prowadzacej do klifu.

Zdjecie: Krajobraz przed Jasnym Klifem:


Poszlismy wiec droga, pogoda byla nie rewelacyjna, dosc zimno, niebo pokryte granatowa powloka chmur, jakby mial padac snieg. Po kilkunastu minutach spaceru wzdluz rzeki przeszlismy przez krotki tunel w skale zagradzajacej droge i doszlismy przed brame swiatynna.

Zdjecie: Zolta brama do Swiatyni Jasnego Klifu - z prawej strony Gora Lwa:


Weszlismy do niej, przy wejsciu siedziala na niskim zydlu starsza kobieta obierajaca rodzaj kalarepy, i ogladajaca jednym okiem program na DVD z wykladem mistrza Czysta Pustka 净空 o Buddyzmie.

Zdjecie: Nawet obierajac kalarepe mozna chlonac nauki Buddy:


Z drzwi obok wyszla nieco mlodsza kobieta proszac nas o kupienie biletow "Bilety prosze kupic, o Buddo Amitabo!"... Bilety kupilismy, zainteresowalem sie ksiazkami, w prezencie dostalem mala broszurke o Jasnym Klifie. Kobieta powiedziala nam, ze na obu stronach klifu znajduje sie wiele postaci ludzi i zwierzat, zwiazanych z tradycyjnymi anegdotami. Przy odrobinie wyobrazni mozna je bylo rzeczywiscie zobaczyc w fantastycznych formacjach skalnych na scianach doliny. Po prawej stronie wskazala na kamien, wygladajacy na czlowieka niosacego cos na plecach. Jak powiedziala, byl to Mulian 目连, jeden z 10 uczniow Buddy, ratujacy z piekla swoja matke, ktora za niecne uczynki zostala tam wtracona. Tego typu opowiesci zwiazanych ze slawnymi chinskimi gorami jest mnostwo, chinscy przewodnicy oprowadzajacy wycieczki zawsze sypia z nimi jak z rekawa, porownujac dziwnie uksztaltowane kamienie do slawnych postaci z historii ilegend. Stad tez nie przywiazujemy wielkiej wagi do tego typu informacji. Kobieta powiedziala nam rowniez bardzo powaznym glosem, ze jest to miejsce, w ktorym bogini zawsze odpowiada na prosby wiernych. To zdanie utkwilo nam w pamieci - bo rzeczywiscie poczulismy sie dosc dziwnie po wejsciu poza brame. Okazalo sie, ze brama zamykala rodzaj doliny, otoczonej z trzech stron stromymi, wysokimi skalami. Dolina byla waska, wila sie jak waz miedzy skalami. Miejsce bylo odciete zupelnie od swiata zewnetrznego.

Poszlismy za glosem instynktu, czyli do gory, kamiennymi schodami w lewo. Po kilkunastu minutach wspinaczki doszlismy do znajdujacej sie na szczycie skaly (nazywanej skala Bialego Slonia) niewielkiej polany - na ktorej srodku stala wykonana z zelaza kilkunastometrowej wysokosci pagoda.

Zdjecie: Zelazna pagoda na Gorze Lwa - pod jej fundamentami pochowany jest podobno Hanshan:


Wygladala dosc nieciekawie, rzucilismy jeszcze okiem na domek z niewielkim oltarzykiem, przed ktorym Mala M poklonila sie i podarowala cukierek. Podczas gdy obie M eksplorowaly teren, zajrzalem do broszurki podarowanej przez buddystke przy wejsciu. Ku wielkiemu zaskoczeniu okazalo sie, ze to wlasnie to miejsce, Jasny Klif, uwazane jest przez wielu za miejsce mieszkania i medytacji poety Hanshana (Zimnej Gory; wiecej o nim mozna przeczytac w mojej relacji z Zimnego Klifu znajdujacej sie tutaj). Za czasow Hanshana oba klify nazywano "Zimnymi Klifami" 寒岩. W 957 roku n.e. podzielono je na Zimny Klif i Ukryty Klif 暗岩; w 1008 ten ostatni nazwano Jasnym Klifem 明岩, jako ze zwrocony byl na wschod. Pozniej zaczeto uwazac, ze Hanshan zyl tylko na jednym z klifow - tym Zimnym - jednak nawet w jego poezji wspomniane jest, iz "mieszkal pod obu klifami". Hanshan pisal tez, ze "chcialby isc na wschodni klif". Czytajac broszurke odnioslem wrazenie, ze ktos probuje za wszelka cene przyciagnac turystow na przynete w postaci siedziby Hanshana; a prawda lezy pewnie - jak zwykle - gdzies po srodku. Jak sie okazalo, powazne publikacje nie tylko potwierdzily, ze Hanshan zyl na Jasnym Klifie, ale rowniez, ze zostal tutaj pochowany - wlasnie w okolicy zelaznej pagody.

Zdjecie: Tajemnicza dolina we wnetrzu Jasnego Klifu:



Potem zeszlismy na dol i udalismy sie wglab doliny. Otaczajace skaly wydawaly sie tam jeszcze wyzsze i grozne, panowala cisza przerywana tylko co pewien czas przeciaglymi gwizdami ptakow, wzmacnianymi przez echo; atmosfera zrobila sie dosc niesamowita. Po kilkudziesieciu metrach na srodku doliny zauwazylismy spory budynek swiatynny.

Zdjecie: Swiatynia buddyjska w centrum doliny:



Weszlismy do srodka, znajdowaly sie w nim pozlacane figury Buddy, Bogini Guanyin i arhatow - buddyjskich swietych. Pawilon wygladal jak kazdy inny w dowolnej swiatyni buddyjskiej. Ciekawe byly w nim posagi dwoch boddhisatw ("Oswieconych Istot") - buddyjskich bostw: boddhisatwy Manjusri (Madrosci) siedzacej na lwie i boddhistawy Samantabhadra (Wspolczucia), jadacej na bialym sloniu.

Zdjecia: Boddhisatva Manjusri - lew, ktorego dosiada symbolizuje dziki umysl ktory moze byc okielznany tylko poprzez medytacje:



...i Samantabhadra - bialy slon symbolizuje potege Buddyzmu, ktora pokonuje wszelkie przeciwnosci:



Wyszlismy wiec z niego tylnymi drzwiami, i naszym oczom ukazal sie klif z kilkoma pawilonami przyklejonymi do skalnej sciany. Obok stal budynek, z ktorego dochodzily dzwieki rozmowy, nieco dalej znajdowal sie niewielki zagajnik z zielonymi bambusami, obok ktorego na niewielkim wzniesieniu stala mala kamienna pagoda. Po schodach udalismy sie do drzwi po prawej stronie, jakiez bylo nasze zdziwienie, gdy okazalo sie, ze za nimi znajduje sie olbrzymia jaskinia (zwana Jaskinia Ksiezycowego Blasku 月光洞 lub Jaskinia Jasnego Klifu 明岩洞) z posagami bostw buddyjskich, scianami obwieszonymi kartkami z prosbami, nazwiskami zmarlych, osob widzianych we snie. W jaskini panowal polmrok; przy wejsciu, po lewej stronie drzemala - przynajmniej tak nam sie zdawalo - starsza mniszka. Zaczelismy chodzic po jaskini, ogladac znajdujace sie tam figury, czytac cicho prosby umieszczone na papierkach, pod sciana znalezlismy kamienna tablice upamietniajaca danine mnicha z klasztoru Shaolin 少林寺, ktorego prosby zostaly spelnione, i ktory z wdziecznosci przekazal na rzecz swiatyni Y50tys. My rowniez dalismy datek na rzecz swiatyni, Mala M z duma podpisala sie po chinsku w ksiedze datkow, a wielkosc daniny zostala potwierdzona podpisem mniszki - Jingcheng 净诚.

Zdjecie: Jaskinia Ksiezycowego Blasku, w glebi pograzona w medytacji Jingcheng:



Pozniej dalej chodzilismy po jaskini, kazde z nas cos innego ogladalo, mniszka zapadla chyba w trans medytacyjny, z zamknietymi oczyma bezdzwiecznie odmawiajac sutry, a ja zaczalem bezwiednie chodzic w kolko dookola oltarza. Przyznam szczerze, ze czulem sie dosc dziwnie - choc jednoczesnie bardzo komfortowo, zarowno fizycznie, jak i psychicznie. Po chwili do jaskini weszla ubrana w dluga brazowa szate kobieta (co oznacza, ze byla czlonkinia wspolnoty buddystkiej, ale nie mniszka) i zaczela rowniez chodzic wokol oltarza recytujac cicho imie Buddy Amitaby 南无阿弥陀佛. Chodzilismy wiec tak razem, a najdziwniejsze, ze moje dziewczyny, ktore zwykle dosc szybko nudza sie pobytem w swiatyniach, tez jakos nie mogly z jaskini wyjsc. Potem Duza M - ktora patrzy na swiat trzezwo i nie poddaje sie latwo jakims dziwnym wplywom - wyznala, ze miejsce mialo jakas dziwna energie, jakiej nigdy przedtem nigdzie nie czuja, w ogole nie chciala opuscic jaskini, miejsce trzymalo ja - w przeciwienstwie do Zimnego Klifu, do ktorego jej sie nawet nie chcialo wejsc. Przyznam, ze gdy Duza M zapytala mnie, ktora z jaskin - czy ta pod Zimnym Klifem, czy ta pod Jasnym - wybralbym na miejsce do medytacji, nie mialem zadnych watpliwosci - to miejsce tutaj bylo specjalne, magiczne, jak zaczarowane.

W jaskini porobilem troche zdjec, znalazlem m.in. wiszaca na scianie kartke z zapisana rozmowa miedzy Zimna Gora i Znajda. Zauwazyl to siedzacy obok przy stole, i wolno palacy papierosa, starszy mezczyzna, i podal mi kartke z lezacego na stole stosiku. Kartka zawierala ten sam tekst, co ta na scianie. Jest to jeden z klasycznych dialogow buddyjskich, pouczajacych wiernych jak stawiac czola przeciwnosciom zycia, ponizej moje tlumaczenie tego dialogu:

"Pewnego dnia Hanshan (Zimna Gora) zapytal Shide (Znajde): Co robic, gdy inni obrzucaja mnie wyzwiskami, zabawiaja sie moim kosztem, obrazaja, wysmiewaja, nie szanuja, traktuja z pogarda, ponizaja, oszukuja? Shide odpowiedzial: nalezy znosic to, ustepowac, pozwalac na to, unikac, okazywac cierpliwosc, szanowac, nie zwracac uwagi; a potem poczekaj kilka lat i spotkaj sie z nimi"

W koncu wyszlismy z jaskini, i przed jej wejsciem zatrzymalismy sie na chwile. Zaczalem dopytywac sie sie rozmawiajacych obok kobiet o slawne piec koni, ktore utkwily w klifie. Jedna z nich podeszla do nas i pokazala nam skale naprzeciw. Otoz w czasach dynastii Tang (7-10 w. n.e.) Lu Qiuyin 闾丘胤, zarzadca regionu Tai 台州, przybyl do Swiatyni Czystego Panstwa z zamiarem zlozenia wizyty Hanshanowi, o ktorym mistrz Feng'gan 丰干 (Wielki Kij) powiedzial mu, ze jest reinkarnacja boddhistavy Manjusri. Hanshan nie mial jednak na spotkanie ochote, rzucil tylko "Feng'gan to plotkarz!", odwrocil sie i zaczal uciekac. Lu wyslal za nim pieciu zolnierzy na koniach, ktorzy pogonili za Hanshanem az do Jasnego Klifu. Wydawalo im sie, ze zapedzili go w miejsce bez wyjscia, ale ku ich zdziwieniu Hanshan ruchem reki spowodowal rozstapienie sie skaly zagradzajacej mu droge, wszedl w nia, po czym ta natychmiast zamknela sie za nim, przytrzaskujac piec goniacych go koni. Lu Qiuyin zaskoczony powiedzial: "Hanshan zniknal bez sladu, a piec koni ukrylo sie wsrod zielonych gor". Do dzis na scianie skalnej mozna zobaczyc te Ukryte Piec Koni 五马隐 w postaci ciemnych plam wygladajacych jak konie czesciowo zamkniete w skale.

Zdjecie: Wejscie do Klasztoru Skierowanego ku Wschodowi:



Po chwili udalismy sie w kierunku budynkow zawieszonych z boku klifu. Jak sie okazalo byly one zbudowane wokol jaskin, z ktorych slynie Gora Zimnych Glazow 寒石山.
Po kamiennych, lagodnie pnacych sie do gory schodach weszlismy w kierunku nieduzej starej bramy, nad ktora wisiala tablica z wykaligrafowanym napisem "Zenski Klasztor Skierowany Ku Wschodowi" 朝阳庵. Weszlismy do srodka przez niedomkniete drzwi na niewielki, nieco zaniedbany podworzec. Stala na nim sporych rozmiarow kadzielnica, lezaly dlugie bambusowe dragi, prawdopodobnie uzywane do konstrukcji rusztowan (bambus ma bardzo duza wytrzymalosc, niewiele mniejsza od stali, jest lekki i bardzo powszechnie stosowany w Chinach do budowy rusztowan), obok roslo drzewo grejfrutowe obwieszone ciezkimi owocami.

Zdjecie: Grejpfruty, jeszcze na drzewie:



Grejfruty obok mandarynek sa najczesciej hodowanym lokalnie drzewem owocowym, sezon na nie zaczyna sie w listopadzie i trwa przez cala zime. Najbardziej znane grejfruty w Chinach rosna w prowincji Fujian 福建, ale za najsmaczniejsze uwazane sa te z Wyspy Nefrytowego Pierscienia 玉环 w prowincji Zhejiang 浙江. Sa soczyste, slodkie, doskonale dzialaja na skore oczyszczajac ja, a ich skorki sa czesto umieszczane w nowo wyremontowanych mieszkaniach, jako ze pochlaniaja toksyczne substancje wydzielane przez farby i kleje. Po chwili uslyszelismy ciche glosy recytujace buddyjskie sutry. W drzwiach prowadzacych do jaskini (zwanej "Wielka Jaskinia" 高大洞) siedzaly przy stole dwie kobiety ubrane w brazowe szaty swieckich buddystek i monotonnie czytaly buddyjskie modlitwy.

Zdjecie: Buddystki przed Wielka Jaskinia czytajace w skupieniu sutry:



Takie monotonne recytacje maja wprowadzac w trans, podobnie jak medytacje. Takze chrzescijanstwo wykorzystuje te metode - np. w postaci odmawiania rozanca. Gdy jedna z nich zobaczyla Mala M, wstala i z usmiechem dala jej kilka mandarynek. W miedzyczasie weszlismy do srodka, jaskinia sluzyla jako pomieszczenie sakralne, podobnie jak ta odwiedzona przez nas wczesniej, ale najwyrazniej byla jeszcze w remoncie. Niemniej na srodku stal pokazny oltarz z duzymi figurami Buddy Maitrei, bogini Guanyin, Buddy Sakyamuniego oraz kilkoma mniejszymi figurami. Na podlodze oparta o nogi oltarza lezala tablica z napisem "Sala Hanshana" 寒山殿. Jaskinia ta byla miejscem, gdzie wyglaszal nauki slawny uczony chinski Qi Zhaonan 齐召南.

Qi Zhaonan (1703-1768) byl znanym geografem, je glownym dzielem jest slawny "Zarys Traktow Wodnych" 水道提纲, opisujacy trakty wodne (rzeki, kanaly) calych Chin, od Tybetu i prowincji Qinghai na zachodzie, az do wschodu - wzdluz wschodniego wybrzeza kraju, poczawszy od Morza Ochockiego na polnocy az do Morza Poludniowo-chinskiego na poludniu. Traktat ten zdobyl wielkie uznanie i nazywany jest "Klasykiem Wod Dynastii Qing" 清代水经. Dzieki wrodzonym predyspozycjom Qi pial sie szybko po szczeblach kariery urzedniczej, piastowal nawet funkcje wiceministra Ministerstwa Ceremonii 礼部侍郎. Podobno Qi mial doskonala pamiec - podczas jednego z objazdow terenu zobaczyl na polkach w magistracie osiem tomow ksiag, poprosil wiec o ich wypozyczenie. Nastepnego ranka oddal je gospodarzowi, ale ten powiedzial Qi, ze moze je zabrac ze soba. Qi Zhaonan odpowiedzial mu, ze nie musi, bo przeczytal i opanowal je w calosc. Gospodarz nie chcial mu uwierzyc, wyciagnal dwa z tomow i zadal Qi pytania dotyczace tresci, na co Qi odpowiedzial plynnie pelnymi cytatami z ksiazek. Niestety w wieku 46 lat Qi mial powazny wypadek - upadek z konia spowodowal pekniecie czaszki. Podczas kuracji sam cesarz osobiscie dbal, by Qi byl wlasciwie leczony i otrzymywal najlepsze lekarstwa. Qi po wypadku poprosil o zezwolenie na powrot w rodzinne strony, wrocil do Tiantai i tutaj, w Wielkiej Jaskini urzadzil swoja sale nauk. Do dzis na skalach Jasnego Klifu znajduja sie dwie kaligrafie wykonane reka Qi - m.in. znaki Gao 高 (Wysoki) Da 大 (Duzy), napisane w 1761 roku.

Dziewczyny poszly w dol z powrotem w kierunku niewielkiego pawiloniku ze zlocona postacia w srodku, ja natomiast skrecilem w gore, by po kilkunastu metrach wspinaczki schodami dojsc do Jaskini Slonecznego Swiatla 日光洞 (jak glosil napis wyryty obok w kamieniu). Jaskinie chronil nowo-zbudowany pawilon, utrzymany jednak w tradycyjnym stylu, a w jej srodku umieszczone byly trzy posagi buddyjskich mnichow - Feng'gana (Wielkiego Kija), Hanshana (Zimnej Gory) i Shide (Znajdy). Wspominalem o nich w relacji z Zimnego Klifu - to trzy postaci z ktorych slynie Tiantai.

Zdjecie: Pawilon kryjacy w sobie wejscie do Jaskini Slonecznego Swiatla:



Feng'gan 丰干, zyjacy na przelomie 7 i 8 w.n.e. mieszkal w Swiatyni Czystego Panstwa za biblioteka, mial wlosy do brwi, byl wysokiego wzrostu, opuszczal swiatynie i powracal do niej dosiadajac tygrysa, czym budzil postrach wsrod pozostalych mnichow. Nie wdawal sie w rozmowy, a gdy ktos pytal go o Dharme (nauke buddyjska), Feng'gan tylko mowil "W kazdej chwili...". Feng'gan byl ekscentrykiem, uwazano go za szalenca, czesto zaklocal cisze nocna swiatyni glosnymi spiewami. Feng'gan pojawil sie niespodziewanie, gdy wspomniany wyzej zarzadca Lu Qiuyin cierpial na silne migreny i zadne lekarstwa nie pomagaly mu. Powiedzial, ze "choroba rodzi sie z uludy, a uleczyc mozna ja tylko czysta woda." Podano mu wiec kubek czystej wody, Feng'gan pomruczal do niego jakies zaklecia, wziac lyk wody do ust i wydmuchal ja na zarzadce. Ten "prysznic" usunal caly bol. To wlasnie w trakcie tego spotkania Feng'gan zarekomendowal mu spotkanie z Hanshanem i Shide. Spotkanie zakonczylo sie opisana wyzej nieudana pogonia za Hanshanem. Wsrod buddystow rozpowszechnione jest przekonanie, ze Feng'gan byl wcieleniem Amitaby, wladcy Zachodniego Swiata (raju), a Hanshan i Shide - boddhisatwami, istotami pomagajacymi zywym istotom wyzwolic sie z morza cierpien, w ktorym zyja.

Zdjecie: Ukryta w bambusowym gaju altanka - miejsce medytacji Bodhidharmy:



Poza posagami w jaskini bylo pusto, najwyrazniej byla poddawana remontowi, szybko wiec z niej wyszedlem i zszedlem do altanki, przy ktorej staly obie M. Jak sie okazalo altanka chronila figure Hanshana, stojaca przed niewielka jaskinia, zwana Jaskinia Pierwszego Przybycia 初来洞. Jak glosil legenda, w jaskini tej medytowal Boddhidharma 达摩, pierwszy patriarcha buddyzmu Chan/Zen w Chinach, ktory pozniej zamieszkal w jaskinii niedaleko slawnego Klasztoru Shaolin 少林寺 (gdzie przez 9 lat medytowal zwrocony twarza do skalnej sciany, az pojawilo sie na niej jego dobicie). Ponoc rowniez na scianie Jaskini Pierwszego Przybycia mozna przy odrobinie wyobrazni wypatrzyc odbicie postaci "Boddhidharmy ktory przybyl z Zachodu" 达摩西来 (z zachodu czyli Indii). Obok altanki znajdowaly sie kepy bambusow, ponoc wyrosly one z paleczek, ktore w szczeline skalna wsadzil Boddhidharma.

Zdjecie: Niewielka pagoda upamietniajaca Hanshana i Shide:



Zeszlismy schodami dalej do widzianej wczesniej obok Jaskini Jasnego Klifu kamiennej pagody. Jak sie okazalo byla ona wzniesiona ku pamieci Zimnej Gory i Znajdy. Polozona na wielkim kamieniu wsrod bambusowego gaju, otoczona wysokimi pionowymi scianami klifu, stala obok kamiennym schodow prowadzacych gdzies dalej, w glab olbrzymiej rozpadliny. Poszlismy nimi, mijajac po drodze kolejna figure Hanshana.

Zdjecie: Schody prowadzace ku Jaskini Niesmiertelnego:



Po chwili schody (zwane Grania Blekitnego Nieba 青天岭) zaczely schodzic w dol i prowadzic nas pod olbrzymimi glazami. Skalne sciany nagle zamknely sie nad nami, panowal wilgotny polmroku, zrobilo sie dosc niesamowicie. Miejsce to zwane jest Klifem Zlozonych Dloni 合掌岩, poniewaz skaly przypominaja zlozone do modlitwy dlonie.

Zdjecie: Klif Zlozonych Dloni - miedzy skalami w tle widoczny Glaz Generala o wysokosci 50m:



Jeszcze kilkadziesiat krokow i weszlismy do olbrzymiej jaskini, zwanej Jaskinia Niesmiertelnego 仙人洞. Jaskinia ta jest najwieksza w kompleksie Jasnego Klifu, ma ponad 2tys. m2; w jej wnetrzu znalezlismy kilka niewielkich oltarzykow, w tym z postaciami Hanshana, Feng'gana i Shide oraz Jigonga i bostw taoistycznych.

Zdjecie: Przed wejsciem do Jaskini Niesmiertelnego (z lewej strony na schodach widac Duza M, co daje pojecie o ogromie skal)



Chinczycy nie sa specjalnie religijnie ortodoksyjni, nie przeszkadza im skladanie czci roznym bostwom czy wrecz umieszczanie figur roznych religii pod dachem jednej swiatyni. Zreszta juz od 11 wieku n.e. istnialy silne trendy synkretyczne w religiach chinskich - Buddyzm czerpal z Konfucjanizmu i Taoizmu, Konfucjanizm wyjasnial klasyki taoistyczne, a Taoizm - szczegolnie szkoly Wewnetrznego Eliksiru - uznaly buddyjska "Sutre Serca" 心经 i konfucjanska "Ksiege Posluszenstwa" 孝经 za najwazniejsze dla jego wyznawcow pisma (obok oczywiscie podstawowej "Ksiegi Drogi i Cnoty" 道德经).

Zdjecie: Fragment oltarza w Jaskini Niesmiertelnego



Bedac w jaskinii uzmyslowilismy sobie, dlaczego klif nazywano rowniez "Ukrytym". Kilka godzin temu, wchodzac do niego, nawet nie przypuszczalismy, ze kryje w sobie tyle niesamowitych miejsc, tyle jaskin, przejsc, skal.

Po chwili wyszlismy z jaskini i wolno szlismy wzdluz sciany klifu, dochodzac do klkunastu bezladnie rozrzuconych glazow, ktore zraszala woda splywajaca z gory, nazywana poetycko "Srebrna Lina" 银绳. Jeszcze tylko kilkanascie metrow i dotarlismy do polozonego w centrum doliny pawilonu. Mala M pokazala mi jeszcze mala sciezke wokol olbrzymiego glazu obok swiatyni, i stara kaligrafie, ktora tam zauwazyla. Za punkt honoru wziela sobie znajdowanie dla mnie roznych napisow na skalach, ktorymi ozdobione sa atrakcje w Tiantai (i zreszta w calych Chinach - tradycyjnie wyksztalceni chinczycy lubili zostawiac napisy w formie kaligrafi w pieknych miejscach; kaligrafie byly nastepnie ryte w skale i czesto malowane czerwona farba dla latwiejszej identyfikacji).

Zdjecie: Wyjscie z Jaskini Niesmiertelnego, w glebi budynek swiatynny, widziany od tylu:



Robilo sie pozno, czas bylo wracac. Tym razem nie chcielismy isc znowu kilkanascie kilometrow do miasteczka. Rzucilem jednak okiem na podarowana mi przy wejsciu broszurke, okazalalo sie, ze jest jeszcze sporo miejsc, w ktorych nie bylismy. Podszedlem wiec do pobliskiej Jaskini Ksiezycowego Swiatla, gdzie przy stole obok wejscia siedzial starszy mezczyzna, ten sam, ktory podarowal mi kartke z dialogiem miedzy Hanshanem i Shide. Zapytalem, gdzie znajduje sie slawny napis Jasny Klif i Dziwne Glazy 明岩怪石. Mezczyzna zaczal tlumaczyc, ale po chwili zdecydowal sie zaprowadzic nas tam. Poszlismy wiec za nim - napierw stanal w dzwiach jaskini i pokazal nam olbrzymia skale naprzeciw mowiac: "To wlasnie Modliszka Łapiaca Ropuche!" 螳螂钓蟾. "Modliszka" to skala o wysokosci ok. 50m i srednicy 10m, ta sama, ktora przed chwila obeszlismy z Mala M; na jej szczycie rosnie olbrzymi powoj, ktorego pnacze jest przerzucone nad sciezka do nieco mniejszego glazu przypominajacego nieruchoma ropuche, i wyglada ono jak przednie odnoza modliszki lapiacej plaza.

Zdjecie: Grzadki warzywne pod Gora Lwa:



Poszlismy dalej, prawa (polnocna) strona, wzdluz boku klifu zwanego Gora Lwa 狮峰, i po chwili zbaczylismy ten slawny napis, ktorego szukalismy. Napis mozna czytac zarowno jako "Jasny Klif i Dziwne Glazy", ale rowniez wspak - "Glazy sa Dziwne a Klif Jasny"; sam napis nosi oznaczenie 款, ze wykonano go w 1802 roku. Przeszlismy dalej, wchodzac na niewielkie poletko obsadzone warzywami, i sciezka doszlismy do sterty olbrzymich glazow. Wydawalo nam sie, ze sa one nie do przebycia, ale nasz przewodnik poprowadzil nas waskim przejsciem, do niewielkiej altanki.

Zdjecie: Pod Mostem Niesmiertelnego...



Najpierw przeszlismy jednak pod plaskim glazem zwanym Mostem Niesmiertelnych 仙人桥; kamienie wokol porosniete byly mchami, miejsce bylo ukryte i tajemnicze, ponoc tu wlasnie medytowal Hanshan w gorace letnie dnie, chroniac sie przed skwarem. Altanka, do ktorej doszlismy, otoczona byla gestymi zaroslami bambusow, a nosila imiona - nietrudno zgadnac - Hanshana i Shide...

Zdjecie: Altanka Hanshana i Shide - w jaskini pod nia Hanshan medytowal w gorace dnie


Zeszlismy w dol, nasz przewodnik opuscil nas schodzac w kierunku budynkow przy wejsciu, a my wspielismy sie jeszcze nieco wyzej, dochodzac do wybetonowanej platformy - i odkrywajac kolejna jaskinie. Jaskinia nazywala sie "Jaskinia Lwa" 狮洞 - od nazwy gory, w ktorej sie znajdowala; jej podloga byla wybetonowana, a wewnatrz, z prawej strony postawiono biale sciany tworzac w ten sposob niewielkie pomieszczenia. Nie mielismy jednak czasu na ich eksploracje. W podlodze zauwazylismy jeszcze niewielka studnie, ale bez sladu wody.

Zdjecie: Widok z Jaskini Lwa na Gore Slonia i zelazna pagode


Robilo sie szaro, zeszlismy wiec na dol do wyjscia. Ucialem jeszcze krotka pogawedke z kobietami przy bramie i porzadkowym, a w tym czasie Mala M krecila sobie w powietrzu kolka aparatem, trzymajac go za pasek. Nagle - co w sumie bylo do przewidzenia - sznurek wysmyknal jej sie z raczki i aparat po zatoczeniu pieknego luku walnal o betonowa posadzke... Nasz drugi, ostatni aparat! Mala M zamarla w przerazeniu, Chinczycy zaczeli mowic, ze nic sie nie stalo... jak to nic? Przeciez drugi aparat szlag trafil! Aparat rzeczywiscie nie mogl dojsc do siebie, nie mogl zogniskowac sie, wydawal przy tym dziwne dzwieki. Wowczas zaczalem zastanawiac sie, czy to nie przypadkiem kara za robienie zdjec swietym posagom. Chinczycy uwazaja, ze nie nalezy takich zdjec robic, bo oznacza to brak szacunku dla posagu (?) i przynosi to pecha. Fakt faktem, ja dwa razy ladowalem na skale, no i dwa aparaty nam los skasowal. Na szczescie kieszonkowy Canon do dobry wyrob, po chwili wrocil do siebie jak gdyby nigdy nic. W tym miejscu dziekuje konstruktorom tego aparatu, zrobiliscie naprawde dobra robote, i nastepnym moim aparatem bedzie na pewno Canon (ta "twarda sztuka" nalezala do Duzej M).

Udalismy sie w droge powrotna, bylo juz wpol do piatej, nauczeni doswiadczeniem wycieczki do Zimnego Klifu nie czekalismy juz na autobus, tylko raznym krokiem poszlismy w kierunku miasteczka, mijajac znajome nam juz okolice. Nagle ku nazemu zaskoczeniu zatrzymal sie przy nas czerwony samochod osobowy, i kierowca zaprosil nas do srodka. Ja - zgodnie z chinskim przyslowiem "lepiej byc najpierw Malym Czlowiekiem, a dopiero potem Szlachetnym (niz odwrotnie)" 先小人后君子 zapytalem zapobiegliwie ile chce za kurs do miasteczka, a ten odpowiedzial, ze zawiezie nas za darmo. Wsiedlismy, a kierowca zaczal sie tlumaczyc przede mna, ze nie mogl czekac na nas, bo mial klienta, ktoremu sie spieszylo, etc. Dopiero po chwili zalapalem, ze to ten sam hultaj, ktory nam uciekl podczas poprzedniego pobytu tutaj - mial na nas czekac, gdy robilismy szybkie zakupy, a potem znikl. Swiat jest maly, naprawde, ale pewnie jakies dobre bostwa go przywiodly ku nam, a wyrzuty sumienia kazaly zabrac. I dobrze, bo na spacer nie mielismy juz zadnej ochoty, szczegolnie Mala M. Dzieki podwiezieniu udalo nam sie zalapac na ostatni autobus z Jietou do Tiantai, i dotrzec do miasta przed 6 wieczorem. Sprzed dworca autobusowego w Tiantai pojechalismy autobusem do miasta, zahaczajac jeszcze o krawca. Krawiec potrzebny byl do tego, zeby dokladnie obmierzyc Mala M, ktorej postanowilismy sprawic ubranie, jakie nosi mniejszosc narodowosciowa Li na Hainanie (to byl jedne z celow mojego pobytu na Hainanie w grudniu). Ubranie potrzebne bylo na szkolna parade z okazji chinskiego Nowego Roku, rozmiary, jakie ja zdjalem z Malej M i wyslalem do Instytutu Mniejszosc Narodowosciowych (w ktory miano wykonac ubranko) cos tamtejszym krawcowym nie pasowaly, stad zdecydowalismy sie na wizyte u profesjonalisty. Profesjonalista nam pomogl, i po chwili szybkim krokiem przeszlismy do zaprzyjaznionej knajpy. Mimo nalegan szefowej nie zdecydowalismy sie zamowic swinskiego mozdzku i pozostalismy przy potrawach jarskich. Jedzenie byl swietne - wybor dan pozostawilem szefowej i ta wywiazala sie z tego rewelacyjnie, ale pewnie udzial w naszym entuzjastycznym przyjeciu kolacji mial glod i grzane wino ryzowe.

Zdjecie: Nie, Szefowa, mozdzku dzis nie chcemy...


W kazdym razie knajpe polecam kazdemu, kto kiedykolwiek trafi do Tiantai - nazywa sie ona 达京拍档, znajduje u zbiegu ulic Ludowej 人民路 i Pracy 劳动路 i jak glosi napis na szybie zapewnia "przyjemnosc na poziomie hotelowym w cenie ulicznej garkuchni".

Potem szybko przejechalismy taksa do hotelu, Mala M oczywiscie nie ominal obowiazek powtorki z lekcji i kolumny rachunkow, a potem juz nie pozostalo nam nic innego, tylko spac.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

To prawdziwa przyjemnośc podrózowac razem z Wami : ) nigdzie indziej nie znalazłam opisów tak "nieturystycznych" miejsc... Jestem również pod wrazeniem wytrzymałości MM - po takiej wyprawie jeszcze nauka - ho ho...!!!
Ewa