Czesc pierwsza relacji znajduje sie tutaj:
Niebianskie Tarasy 天台山 - Czesc 1 - miasteczko i mistrz Zhiyi
DZIEN 3
Rano bardzo nie chcialo mi sie wstac - za dlugo pisalem blog wczoraj. Dziewczyny wyszly same na sniadanie, ja w koncu zmusilem sie do wyjscia w lozka, jakos doprowadzilem sie do porzadku, doszedlem do nich. Dochodzila 9:00 - koniec sniadania - i kucharze wlasnie zbierali podgrzewane tace z jedzeniem. Gromkim glosem obwiescilem, ze oto nadszedlem, i zadam jedzenia. Tlum kelnerek i stado kucharzy szybko przynioslo goraca kawe (obrzydliwa), chleb tostowy, maslo, dzem (zachodnie jedzenie, w sumie rzadkie do dostania w malych miescinach w Chinach, tutaj o dziwo bylo dostepne). Do tego lokalne specjaly - pyzy z wglebieniem, w ktore wklada sie poszatkowane i podgrzane kiszone warzywa, cieple buleczki na parze ze slodka pasta z czerwonej fasoli 豆沙馅包子, kleik ryzowy 稀饭 z solonymi warzywami 咸菜, orzeszkami i slonym (odpowiednio lezakowanym) jajkiem kaczym 咸鸭蛋.
Zdjecie: Pozny poranek powital nas blekitnym niebem i cieplym sloncem:
Niebianskie Tarasy 天台山 - Czesc 1 - miasteczko i mistrz Zhiyi
DZIEN 3
Rano bardzo nie chcialo mi sie wstac - za dlugo pisalem blog wczoraj. Dziewczyny wyszly same na sniadanie, ja w koncu zmusilem sie do wyjscia w lozka, jakos doprowadzilem sie do porzadku, doszedlem do nich. Dochodzila 9:00 - koniec sniadania - i kucharze wlasnie zbierali podgrzewane tace z jedzeniem. Gromkim glosem obwiescilem, ze oto nadszedlem, i zadam jedzenia. Tlum kelnerek i stado kucharzy szybko przynioslo goraca kawe (obrzydliwa), chleb tostowy, maslo, dzem (zachodnie jedzenie, w sumie rzadkie do dostania w malych miescinach w Chinach, tutaj o dziwo bylo dostepne). Do tego lokalne specjaly - pyzy z wglebieniem, w ktore wklada sie poszatkowane i podgrzane kiszone warzywa, cieple buleczki na parze ze slodka pasta z czerwonej fasoli 豆沙馅包子, kleik ryzowy 稀饭 z solonymi warzywami 咸菜, orzeszkami i slonym (odpowiednio lezakowanym) jajkiem kaczym 咸鸭蛋.
Zdjecie: Pozny poranek powital nas blekitnym niebem i cieplym sloncem:
Dzis postanowilismy zjesc wiecej, jako ze planowalismy wyprawe na najwyzszy szczyt Gor Tiantai. Na szczyt prowadza dwie drogi - jedna obok hotelu, mniej uczeszczana; druga bardziej popularna, od strony miasta. Ja chcialem isc droga obok hotelu i zlapac jakas okazje tak, jak wczoraj. W koncu stwierdzilismy jednak, ze lepiej bedzie kupic bilety wejsciowe do swiatyni na szczycie w biurze turystycznym, i za to miec darmowy przejazd. Poszlismy wiec do biura obslugi ruchu turystycznego; pogoda byla piekna, sloneczna i wiosenna. Przy swiatyni Czystego Panstwa 国清寺 spotkalismy kilku mnichow, z ktorymi ucialem krotka pogawedke. Pytalem o to, czy znaja mistrzow zaawansowanych w praktykach medytacyjnych. Jeden z nich odpowiedzial, ze mistrzow jest wielu, ale wszystko zalezy od pytajacego - bo tak naprawde od kazdego mozna sie czegos nauczyc. Zapytalem wiec, czy znaja mnichow, ktorzy medytuja w pustelniach. Oni na to, ze sa tacy, ale niestety wielu robi to bardziej dla pokazu, niz z rzeczywistej potrzeby. Nie byly to zadne nowosci, ale zawsze dobrze zasiegnac jezyka. Rozstalismy sie przy petli autobusu linii nr 7 i przeszlismy do biura. Tam pani stanowczo odradzala nam wyjazd na szczyt 华顶, mowiac, ze tam nikogo nie ma, peonie teraz tez nie kwitna (szczyt objety ochrona jako rezerwat lesny i slawny z lak peonii, ktore kwitna na przelomie kwietnia i maja); polecala natomiast goraco wodospad Kamiennego Mostu 石梁 i Doline Niesmiertelnych 琼台仙谷. Wszystko stalo sie po chwili jasne - ona miala nas zawiezc "za darmo" do tych miejsc pod warunkiem, ze u niej kupimy bilety wejsciowe. Oczywiscie ona miala pieniadze z tych wejsciowek (do polecanych miejsc byly najdrozsze), wiec chciala nam wcisnac jak najwiecej atrakcji z wejsciowkami; szczyt jej sie nie oplacal, bo za daleko i wejsciowka tez tania. W koncu zasugerowala, ze doplacimy jej do przejazdu, ale zrezygnowalismy i zdecydowalismy sie pojsc droga kolo hotelu.
Zdjecie: Uliczni sprzedawcy zabawek i dewocjonaliow - w ramach sjesty poobiedniej mozna pograc w karty ze znajomym mnichem:
Po drodze napatoczyl sie jeszcze prywaciarz, ktory zaoferowal sie, ze nas podwiezie za dosc slona sume. Wysoka kwote podala rowniez sprzedawczyni dewocjonaliow w sklepie lokalnego stowarzyszenia buddyjskiego. Mielismy juz dosc tych niebotycznych sum, biala skora niestety od razu podbija tu ceny kilkukrotnie w porownaniu z tym, co placa Chinczycy. Zreszta tych ostatnich tez sie kroi, jak powiada moj nauczyciel Taijiquan "U stop slawnych gor nie ma dobrych ludzi" 名山脚下无良民...
Poszlismy zatem droga, ale ku naszemu rozczarowaniu minelo nas zaledwie kilka ciezarowek zaladowanych tluczniem i kilka motocykli. Wspinalismy sie wiec do gory sciezka przecinajaca serpentyny drogi, tak, jak poprzedniego dnia.
Zdjecie: Typowe wiejskie domostwo w gorach - zbudowane z kamienia, ogrodzone wysokim murem, polozone nad brzegiem potoku, przy drodze:
Pogoda byla piekna, podejscia dosc meczace, ale widoki piekne, widzielismy tez kilka gatunkow ptakow, ktorych nie potrafie rozpoznac (szczerze mowiac na ptakach nie znam sie w ogole). Ptaki zupelnie nas sie nie baly, najwyrazniej te szlaki sa rzadko odwiedzane przez ludzi.
Zdjecia: Ptaki w ogole nas sie nie baly, niektore zerowaly wsrod lisci na kamiennych schodach, ktorymi wylozony jest szlak, inne na drzewach, dziobiac czerwone jagody:
Powolna wspinaczka uswiadomila nam, ze na szczyt wejsc nie mamy szans, postanowilismy zatem odwiedzic Swiatynie Wysokiej Swiatlosci 高明寺, znajdujacej sie blisko miejsca, w ktorym bylismy dzien wczesniej. Do swiatyni prowadzi boczna droga, odchodzaca od glownej tunelem. Przed wejsciem do tunelu minal nas samochod polciezarowy, ktory po chwili zatrzymal sie. Kierowca wyszedl niespiesznie, poczestowal mnie papierosem, zaczelismy pogawedke. Jak sie okazalo kierowca Yang Guoxin (bo tak sie nazywal) byl mlodszym bratem ciotecznym wlasciciela sklepiku, ktory wczoraj odwiedzilismy (tego lokalnego GeeSu), byl z tejze wsi Qing Si Ao 青思岙 i wiozl puste dzbany po zoltym winie ryzowym.
Zdjecie: Yang Guoxin przy samochodzie z pustymi dzbanami po winie ryzowym:
Lokalna ludnosc pedzi wino na ryzu 糯米, ale wlasnego wina nie wystarcza, wiec kupuja jeszcze dodatkowo wino z lokalnej gorzelni. 25 litrow z gorzelni kosztuje Y70 (USD10), jest jednak gorszej jakosci, niz pedzone w domu. Wino pija tutaj glownie zima, ma ok. 15%, podaje sie je podgrzane z czerwonym cukrem i surowym imbirem, dziala rozgrzewajaco i wzmacniajaco. NB najslawniejsze wino ryzowe w Chinach pochodzi z miejscowosci Shaoxing 绍兴. W Szanghaju oprocz imbiru i cukru dodaje sie do wina jeszcze suszone jagody 枸杞子 i sliwki 话梅, jest ono niezwykle aromatyczne i pozwolilo nam przetrwac wiele chlodnych zimowych wieczorow w Szanghaju. Yang powiedzial jeszcze, ze gdyby nas podwiozl do swiatyni, wowczas nie musielibysmy kupowac biletow wstepu, bo staruszek pilnujacy bramy zna go. Ale podwiezc nas nie mogl, wiec poszlismy sami.
Swiatynia lezy w glebokie dolinie, ktora rozposcierala sie przed naszymi oczyma, jako ze stalismy na krawedzi gory.
Zdjecie: Buddyska Swiatynia Wysokiej Jasnosci polozona jest malowniczo w glebokiej dolinie:
Klasztor bylo widac jak na dloni i zaproponowalem dziewczynom pojscie w dol na skroty i poszukanie jakiejs sciezki, w kazdym razie zgubic byloby sie trudno, choc dojscie z pewnoscia obfitowaloby w wiele nieprzewidzianych atrakcji, i trzeba by sie przedzierac przez chaszcze i parowy, szukac przejsc miedzy tarasami ryzowymi i wielkimi glazami. Ja uwielbiam takie przejscia i dzieki temu w zeszlym roku podczas pobytu w Gorach Wuyishan 武夷山 trafilismy na wiele ciekawych miejsc, do ktorych pewnie idac utartymi szlakami nigdy bysmy nie dotarli. Niestety Duza M chyba zwatpila, moze (na pewno) miala zly dzien, no i poszlismy jednak droga. Nie byl to dobry wybor - droga byla czesciowo w remoncie, jezdzily nia ciezarowki z tluczniem, obok drogi trafilismy na kamieniolom z pracujaca pelna para koparka, czuc bylo smrod spalin i halas silnikow. Nie wprowadzilo mnie to w dobry nastroj. W koncu doszlismy w okolice swiatyni - najpierw naszym oczom ukazal sie wielki plac budowy z olbrzymimi klodami drewna i grupa stolarzy pracujacych przy budowie - jak sie okazalo - Wiezy Bebna i Dzwonu dla swiatyni (kazda swiatynia ma budynki z bebnem i dzwonem, ktore przywoluja na modlitwy i ktorych dzwiek towarzyszy obrzedom religijnym). Od czasu do czasu slychac bylo halas wiertarek i pil, ale przeszlismy dalej, tak daleko, ze halasow nie bylo juz slychac.
Zdjecie: Choc stolarze ciezko pracuja, usmiech nie schodzi im z twarzy. Chinczycy sa w sumie usmiechnietym narodem:
Po pewnym czasie naszym oczom ukazal sie widok majestatycznych pionowych klifow, zarosnietych czesciowo sosnami.
Zdjecie: Majestatycznym krajobraz Tiantai obok swiatyni:
Przyznam, ze nie spodziewalem sie takiego widoku - Tiantai kojarzyl nam sie raczej z dosc lagodnymi i zalesionymi gorami, a tu okazalo sie, ze ma do zaoferowania bardzo malownicze i dosc surowe krajobrazy. Przeszlismy sciezka w kierunku swiatyni, ale potem pociagnalem dziewczyny w boczna drozke.
Zdjecie: Artysta ozdabiajacy remontowany most:
Remontowano tam most nad strumieniem plynacym w glebokiej dolinie, most (zadaszony, w tradycyjnym chinskim stylu) byl wlasnie ozdabiany malunkami, przeszlismy pochyleni pod bambusowymi rusztowaniami i skrecilismy w prawo - w odwrotnym kierunku, niz swiatynia. Sciezka prowadzila brzegiem glebokiego, zalesionego wawozu w gore, w pewnym miejscu skrecajac w prawo, gdzie znajdowal sie taras widokowy z olbrzymimi glazami z wyrytymi i zabarwionymi na szczesliwy czerwony kolor tekstami buddyjskich sutr, a obok wyrzezbione w skale wizerunki trzech siedzacych postaci.
Zdjecie: Zhizhe, zalozyciel odmiany Tiantai, siedzi w srodku, a Chuandeng, ktory doprowadzil do jej odrodzenia, po jego lewej stronie:
Plaski glaz wysuniety byl jak balkon nad doline, prowadzily na niego wykute w kamieniu niewielkie schodki. Kolejne strome schody prowadzily w dol.
Zdjecie: Kamienne strome schody w dolinie:
Zeszlismy sciezka nieco w dol, gdzie nagle ukazal nam sie kamienny "domek" zrobiony z olbrzymich glazow, prawdopodobnie niewielka kapliczka, choc nie bylo obok zadnych inskrypcji. Malej M miejsce bardzo przypadlo do gustu, szczegolnie ten domek.
Zdjecie: Skaliste zbocza doliny pokryte olbrzymimi glazami:
Poszlismy dalej, znow pod gore, przez przypadek spojrzelismy na skale ponad nami - i zobaczylismy wyrzezbiona w kamieniu olbrzymia figure siedzacego Radosnego Buddy Maitreyi 弥勒佛. Radosny Budda to wcielenie Buddy Przyszlosci. Jego pierwowzorem byl Mnich ze Szmacianym Workiem 布袋和尚. Qici 契此 (takie bylo jego imie) zyl 10 w. n.e., zawsze nosil na kiju szmaciany worek, do ktorego wkladal podarowane mu dobra, choc worek zawsze pozostawal pusty. Pytany o Buddyzm, w odpowiedzi rzucal worek na ziemie, jesli ktos nie rozumial, podnosil go i odchodzil nie odwracajac sie nawet. Przed smiercia powtarzal zdanie "Maitreya prawdziwy Maitreya, o miliardach wcielen, caly czas upomina ludzi o tym, czego sami nie potrafia ropoznac", stad uznano go za wcielenia Buddy Maitreyi. Korpulentny, z duzym brzuchem, lysa glowa i zawsze usmiechniety, w kazdej chinskiej swiatyni wita przybywajacych pielgrzymow. Mowi sie, ze jego brzuch moze pomiescic wszystkie nasze troski, a usmiechem nasmiewa sie z nieistotnych spraw absorbujacych nas. Radosny Budda siedzi, z jedna noga podkurczona, a druga ugieta w kolanie. Oznacza to, ze czesciowo przebywa on w krainie buddow (noga pozioma), ale czesto wchodzi miedzy ludzi (noga ugieta - pionowa - symbolizuje polaczenie swiata ludzkiego ze swiatem nadprzyrodzonym) pomagajac im uporac sie z troskami i problemami.
Zdjecie: Kamienna rzezba Radosnego Buddy znajdowala sie wysoko nad naszymi glowami:
Nieco dalej ponad naszymi glowami zobaczylismy wyryty na skale olbrzymi znak Fo 佛 - Budda.
Zdjecie: Znak Fo 佛 Budda - w jezyku chinskim ma wymowe bardzo zblizona do Fu 福 Powodzenie, co bez watpienia przyczynilo sie do popularyzacji tej religii w Panstwie Srodka:
Przeszlismy nieco w bok, podziwiajac trzy figury swietych buddyjskich i nieco dalej - Bogini Milosierdzia Guanyin 观音, wyrzezbione w skale. Ta ostatnia figura byla o tyle interesujaca, iz przedstawiala Guanyin jako tysiac-rekie bostwo 千手观音. O Guanyin (o ktorej wiele wspominalem opisujac nasz pobyt na Putuoshanie) mowi sie, ze ma tysiac rak - ktore symbolizuja nieograniczone milosierdzie - i tysiac oczu - ktore z kolei symbolizuja nieograniczona madrosc. Rzezba byla raczej nowa, obok niej znajdowaly sie nie dokonczone jeszcze kaligrafie, ale calosc robila imponujace wrazenie ze wzgledu na ogrom rzezby i malownicze polozenie na zboczu skalistego klifu.
Zdjecie: Tysiac-reka Bogini Guanyin, wcielenie Avalokitesvary, Bogini Milosierdzia:
Po chwili doszlismy do swego rodzaju tarasu widokowego z olbrzymim glazem, na ktorym wyryto dwa ponad metrowej wysokosci znaki Spogladajac na Obloki 看云. Bylo to miejsce, w ktorym slawny mnich Chuandeng (o nim wiecej nieco dalej) siadal, by obserwowac chmury i sluchac szumu wodospadu. On tez napisal na skale te dwa znaki.
Zdjecie: "Spogladajac na Obloki" autorstwa 16-wiecznego wybitnego mnicha Chuandenga:
Schodzac na dol doszlismy do przejscia na druga strone doliny - na jej dnie plynal wartki strumien, tworzacy widowiskowe wodospady i przeplywajacy miedzy olbrzymimi glazami. Pod jednym z wodospadow znajdowal sie staw, ktorego nazwa wyryta byla czerwonymi znakami na poteznej skale - Staw Najwyzszej Madrosci 般若谭. W Buddyzmie Najwyzsza Madrosc to taka, ktora prowadzi do wygasniecia wszelkich przywiazan i prowadzi do oswiecenia, a nie inteligencja czy bystrosc umyslu. Chinczycy maja swoje slowo na okreslenie "madrosci", ale tlumaczac klasyki buddyjskie z jezyka Pali zdecydowali sie na uzycie znakow oddajacych fonetyke orginalnego slowa, a nie idee - wlasnie dla podkreslenia szczegolnej natury Najwyzszej Madrosci.
Zdjecie: Wodospad i Staw Najwyzszej Madrosci:
Dzien powoli chylil sie do konca, gdy sciezka wyprowadzila nas przed swiatynie Wysokiej Swiatlosci 高明寺. Za nowo budowanymi wielkimi pawilonami schowany byl raczej niepozorny kompleks starej swiatyni.
Zdjecie: Stara brama Swiatyni Wysokiej Swiatlosci:
Miejsce, na ktorym stoi obecnie Swiatynia Wysokiej Swiatlosci 高明寺 zostalo wybrane przez Zhizhe. Ponoc pewnego dnia, gdy glosil on kazania na kamiennym klifie (ktory odwiedzilismy poprzedniego dnia), wiatr porwal karty jego swietej ksiegi, i poniosl na wschod, gdzie opadly na dnie doliny. Zhizhe uznal, ze miejsce to jest idealnym dla cwiczen duchowych, i zbudowal tam szalas. Po smierci Zhizhe tam tez przechowywano jego szaty, miske zebracza i swieta ksiege napisana na lisciach palmowych 贝叶经 (palma Borassus flabelliformis rosnie w Indiach; na jej lisciach spisano wiele swietych tekstow buddyjskich). Tam tez w 910 r. n.e. wzniesiono swiatynie i nadano jej nazwe Wysokiej Swiatlosci - jako ze dolina podobna jest do wykonanego z brazu zwierciadla, ktore w tym wlasnie miejscu skupia wysokie swiatlo slonca i ksiezyca oswietlajac je. Przez swiatynia przez setki lat jej istnienia przeszly zawieruchy historyczne, duzym ciosem dla Odmiany Tiantai bylo zajecie najbardziej dla niej reprezentacyjnej Swiatyni Czystej Krainy przez mnichow szkoly Chan (Zen 禅) w 11/12 wieku. W 16 wieku slawny mnich Chuandeng 传灯 ("Przekazujacy Lampe") przybywa do Swiatyni Gaoming i w celu odrodzenia Szkoly Tiantai odbudowuje ja - a wspanialy Oltarz Shurangama 楞严坛 byl jednym z tylko trzech kiedykolwiek zbudowanych w Chinach. Oltarz zbudowany byl wg opisow zawartych w buddyjskich klasykach, z mieszaniny zoltego piasku z 10 substancjami aromatycznymi, w jego srodku znajdowal sie olbrzymi lotos, a w centrum lotosu - misa wypelniona jesienna rosa; wokol oltarza umieszczone bylo 8 wielkich luster, kadzielnice i posagi buddyjskie. Oprocz tego znajdowaly sie 3 ponad 8-tonowe odlane z zelaza posagi buddyjskie i 3.5 tonowy mosiezny dzwon.
Zdjecie: Te dzwony zawisna niedlugo w nowo wybudowanej Wiezy Dzwona:
Niestety, zaden z tych "trzech skarbow" swiatyni nie przetrwal do dzisiejszych czasow - oltarz poddal sie nieszczacemu dzialaniu czasu, a posagi i dzwony zniszczone zostaly podczas Rewolucji Kulturalnej. Od czasow Chuandenga swiatynia stala sie centrum medytacji, wykladow o Buddyzmie, ale "10-letnia Zawierucha" 十年浩劫 (jak nazywa sie Rewolucje Kulturalna 1966-1976) byla najwiekszym ciosem dla swiatyni i religii w Chinach w ogole. Swiatynie Wysokiej Swiatlosci zaczeto restaurowac od 1981 roku dzieki wsparciu wiernych z USA i Francji, obecnie w jej murach znajduje sie akademia buddyjska Tajemniczego Strumienia 幽溪 - od nazwy, jaka temu miejscu nadal Zhizhe - jego zalozyciel.
Niedaleko swiatyni, po przejsciu przez skalna doline, zatrzymalismy sie obok pawiloniku, ktory chronil znajdujacy sie na skale napis "Tajemniczy Strumien". Jak sie okazalo te dwa znaki wyszly spod reki samego Zhizhe.
Zdjecie: "Tajemniczy Strumien" - tak pierwotnie i bardzo trafnie nazwano to miejsce - liczacy sobie prawie 1500 lat napis autorstwa Zhizhe:
Za brama, nad ktora wisiala tablica z nazwa swiatyni, znajdowal sie budynek z figurami Czterech Niebianskich Wladcow. Zza jednego z nich wyskoczyl nagle rzeski staruszek, i zywo gestykulujac zarzadal on nas Y20. Najpierw udalem, ze go nie rozumiem, potem powiedzialem, ze jestem kumplem Yang Guoxina. Nic nie pomoglo, staruszek dalej pokazywal ze musimy kupic bilety. W koncu dalem mu chyba z Y8 w lape i przestal nas dreczyc.
W srodku kompleks swiatynny wygladal bardzo ciekawie, mial specyficzna atmosfere starych, zapomnianych swiatyn, pod ktorych dachamki mieszkalo wielu oswieconych mistrzow. Duza M przywolala mnie - podszedlem, myslalem, ze chodzi o dwa stare dzwony stojace w korytarzu, ale nagle zrozumialem - z bocznego pawilonu slychac byl monotonne spiewy. Po chwili zaczeli stamtad wychodzic mnisi ubrani w wiekszosci w czarne szaty z czerwonymi elementami.
Zdjecie: Mnisi bioracy udzial w nabozenstwie w intencji zmarlego czlonka rodziny:
Weszli na chwile do glownego pawilonu, poklonili sie, i zaczeli wychodzic. Towarzyszyla im grupka "cywilow" - calosc byla rodzajem mszy w intencji zmarlego czlonka rodziny. Po chwili kilka razy uderzyla drewniana kolatka (ryba), a za nia metalowy gong (w ksztalcie tykwy, tzw. gong w ksztalcie obloku 云板) - obwieszczajace kolacje. Mnisi weszli do jednego z pomieszczen z niewielkim oltarzem w centrum i lawkami ustawionymi w rzedach na przeciw siebie po obu jego stronach. Umilkly rozmowy, slychac bylo tylko siorbanie i mlaskanie. Starszy mezczyzna w cywilu, prawdopodobnie kucharz, podszedl do mnie i zaproponowal kolacje, ale podziekowalem. Na nas byl juz czas, konczylismy powoli zwiedzanie swiatyni.
Zdjecie: Wnetrze glownego budynku w swiatyni - nowe figury zastapily zniszczone podczas rewolucji zelazne posagi buddow:
W miedzyczasie mnisi skonczyli kolacje - zapytalem jednego z nich, czy jest jakas krotsza powrotna droga, zeby nie isc szosa. Ten powiedzial ze jest, a inny mnich obok zaoferowal sie zaprowadzic nas do niej. Wyszlismy ze swiatyni, razem z nami cala grupa mnichow. Droga na skroty okazala sie wygodna szeroka kamienna sciezka - dziewczyny poszly nia do przodu, ja natomiast robilem jeszcze ostatnie zdjecia, i tlumaczylem mnichom skad jestem, ile lat przebywam w Chinach, etc.
Zdjecie: Powoli zapada zmrok, jeszcze ostatni rzut oka na brame swiatynna:
Nagle zadzwonila komorka - dzwonila Duza M nakazujac mi jak najszybsze dolaczenie do nich, bo juz pozno i w ogole. Cos jej odpowiedzialem, a stojacy obok mnich pokiwal glowa ze zrozumieniem i wspolczuciem: "Pewnie powiedziales zonie, ze zaraz bedziesz". Chyba potrafil czytac w myslach...:) Pobieglem za dziewczynami, po drodze znalezlismy jeszcze stary cmentarz, na ktorym pochowani byli wybitni mnisi ze swiatyni, m.in. przeor Juehui 觉慧. To wlasnie Juehui, po latach spedzonych na medytacji w szalasie na szczycie Tiantai, w 1960 roku przybyl do Swiatyni Wysokiej Swiatlosci i rozpoczal jej odbudowe. Wypedzony przez Czerwonych Straznikow Rewolucji w 1966, zmuszony do zapuszczenia wlosow i pracy fizycznej na wsi, wraca do swiatyni w 1978, zostaje jej przeorem i pod jego przewodnictwem swiatynia na nowo odzyskuje swoja swietnosc. Juehui zmarl w 1996 w wieku 78 lat.
Zdjecie: Grobowiec Mistrza Juehui (Przebudzona Madrosc) znajduje sie w lesie niedaleko swiatyni:
Jesli chodzi o Chuandenga - "Przekazujacego Lampe" - to imie to zwiazane jest ze slawna anegdota, tzw. koanem 公案, w ktorym w ukryty sposob przekazywano nauki Buddy. Mnich Deshan 德山 przybyl z daleko do mistrza Chongxin 崇信 po nauki. Wzial ze soba caly stos ksiag, w tym takze wlasne wyjasnienia buddyjskich klasykow. Pewnego dnia Deshan wieczorem opuszczal cele mistrza, poniewaz bylo juz ciemno, mistrz podal mu oliwna lampe mowiac: "Wez lampe, na zewnatrz juz ciemno, oswietlisz sobie nia droge". Gdy Deshan wyciagnal reke, zeby wziac lampe, Chongxin nagle zdmuchnal plomien, i podal mu zgaszona lampe, pytajac: "A teraz wciaz widzisz?". Deshan stanal jak razony piorunem, po powrocie do celi spalil wszystkie swoje ksiegi, i stal sie gorliwym uczniem Buddyzmu Zen. Deshan zrozumial, ze swiatlo lampy, jak wszystko, co przekazuja nam zmysly, jest tylko ich wytworem, a jesli tylko swiatlo naszej prawdziwej natury zostanie zapalone, czlowiek nigdy wiecej nie bedzie przebywal w ciemnosci. Do dzis "przekazywanie lampy" jest powszechnym symbolem przekazywania prawdziwej nauki w chinskim Buddyzmie.
Sciezka doszlismy szybko do drogi. Przed wejsciem do tunelu napotkalismy tubylca (Malej M czyms jechal, Duza M stwierdzila, ze to zapach koz), ktory powiedzial nam, ze jest mozliwosc przejscia taka droga, jaka ja sugerowalem, ale tarasy ryzowe sa zarosniete, bo nikt ich od dawna nie uprawia, i ciezko byloby sie przedrzec przez chaszcze do swiatyni. Po wyjsciu z tunelu zrobilem jeszcze zdjecie zorzy wieczornej nad gorami, gdy bateria w aparacie obwiescila koniec dnia roboczego.
Zdjecie: Wieczorna zorza nad Niebianskimi Tarasami:
Zrobilo sie ciemno, jak tyko moze w gorach, jedynie gwiazdy jasno swiecily nad naszymi glowami. Poszlismy z powrotem, w ciemnosci schodzac skrotami i czesciowo droga. Dobrze, ze przeszlismy te trase wczesniej dwa razy - wczoraj w tym samym kierunku, a dzis - jeszcze pod gore. Podziwialismy nocne niebo, i dosc szybko dotarlismy w okolice hotelu. Pierwotnie myslelismy o zakonczeniu dnia i kolacji w hotelu, ale zdecydowalismy sie jeszcze sprawdzic rozklad autobusow na dworcu polnocnym - skad ponoc jezdza normalne autobusy na szczyt gory. Poszlismy dalej do petli siodemki, i dalej, liczac na taksowke. Nici z tego - nic nie przyjechalo, tylko po zejsciu z gor zrobilismy niepotrzebnie dodatkowe kilka km... W hotelu zjedlismy jarska kolacje - brokuly, serek sojowy, lokalny przysmak - zawijaniec 饺饼筒 i jakies dzikie warzywo z duza iloscia czosnku. Duza M skarzyla sie na zakwasy, wiec poszla wczesniej spac, ja z Mala M zrobilismy jeszcze troche chinskiego i matmy, teraz obie spia dosc niespokojnie, a ja koncze opis dzisiejszego dnia.
Kolejna, trzecia czesc relacji znajduje sie tutaj:
Czesc 3 - Taoistyczy Palac Tongbai i poszukiwacze niesmiertelnosci
3 komentarze:
Witaj Jarku, z wielką przyjemnością czytam każdą kolejną część Twojego blogu. Coś mi się wydaje, że na razie to jedyny sposób kontakty z Tobą. Coś mi mówi że Twoje zainteresowania coraz bardziej zbliżają się do Buddyzmu, czy Taoizmu, mam tu na myśli te nurty kontemplacyjne, świadczące o rzeczywistej praktyce. A pro pos zmian w Chinach, to pewnie kiedy, kiedyś przyjedziesz do Polski, tez będziesz zaskoczony, ale tym, że u nas nic sie nie zmieniło. Ciekawy jest fakt, że tradycyjne rzemiosło jest wciąż żywe w Chinach, ale ma pewnie długa tradycję, cieszy fakt że dużo się w tym kierunku dzieje, to znaczy rekonstrukję, czy powrót do tego co jest wartościowe. Jeśli mogę na łamach blogu zapytać o Twojego nauczyciela Taijiquan, jaki to styl i kto to taki, oczywiście możesz odpisać mailem, pozdrawiam serdecznie, do następnego odcinka.
Orientalne systemy praktyk medytacyjnych zawsze mnie fascynowaly, tak naprawde po to wlasnie przyjechalem do Chin.
Jesli chodzi o rzemioslo w Chinach, to trzyma sie ono roznie, produkcja przemyslowa czesto wypiera niektore tradycyjne produkty, ale te ostatnie niekiedy zaczynaja byc sprzedawane drogo jako specjalny unikalny wyrob. Chinczycy od wiekow rozwijali tradycyjne rzemioslo i potrafia je docenic. Poza tym w Chinach wciaz oplaca sie byc szewcem, krawcem, ostrzycielem nozy itp. Niektore rzemiosla niestety wymieraja - jak np. wspomniany wczesniej przeze mnie wyrob jedwabnych strun do Guqina. No ale to naprawde produkt niszowy:)
Jesli chodzi o TJQ, to nie jest to zadna tajemnica, raczej powod do dumy..:) Moj nauczyciel nazywa sie Liu Rui 刘瑞, uczy malej formy stylu Zhaobao 赵堡.
A ja po raz kolejny dziękuję, że mogłam razem z Wami zwiedzic kawałek Chin, który jest zazwyczaj pewnie niedostępny dla przeciętnego turysty. I gratulacje za piękne zdjęcia : )
Ewa
Prześlij komentarz