12 maja 2009

Stary znajomy...


Zdjecie powyzej: Szczyt Wielkiej Bialej Gory Taibaishan

Najpierw cofniecie sie w czasie.

To bylo gdzies w roku 1995, gdy jeszcze poslusznie pracowalem na garnuszku w firmie handlowej, wyrwalem sie na kilka dni w ramach urlopu na swieta zachodnia gore Huashan 西岳华山. Po calonocnej jezdzie pociagiem, o 4:30 wysiadlem na malym, brudnym dworcu kolejowym, spod ktorego zabral mnie rozklekotany busik, i po godzinie powolnej jazdy po wyboistej drodze dowiozl pod gore. Gora jest niesamowita - niemal pionowe skaly, wyrastajace nagle i pnace sie do nieba, by zginac gdzies w chmurach czy mglach. Gora nie jest wysoka, liczy nieco ponad 2 tysiace metrow npm, ale wsrod pieciu slawnych gor taoistycznych slynie z niebezpiecznych podejsc, przejsc wzdluz pionowych skal po chwiejacych sie deskach, gdzie tylko lancuchy daja jakie-takie poczucie bezpieczenstwa. Oczywiscie z mysla o paniusiach w szpilkach zbudowano wyciag na Polnocny Szczyt gory, ale gdy ja stanalem przed brama, prowadzaca na szlak, wyciagu jeszcze nie bylo.

Wejscie na gore bylo bardzo mozolne. Schody bardzo wysokie, niekiedy majace po 70cm wysokosci; niekiedy zamiast schodow byly wglebienia w skale, i wspinalo sie po lancuchach. Zaczalem wspinaczke ok. 7:30 rano, a wszedlem na gore poznym popoludniem. Obszedlem wszystkie szczyty gory, w tym jej wierzcholek, w koncu zdecydowalem sie zatrzymac na noc w niewielkim hoteliku na Wschodnim Szczycie. Jak sie okazalo, hotelik graniczyl ze stara swiatynia taoistyczna, wszedlem wiec do niej, przywitaj mnie mlody mnich kolo dwudziestki. Zaprosil mnie na herbate do swojej celi, zaczelismy rozmowe, ktora potoczyla sie do poznej nocy, a zakonczyla wspolna medytacja. Rozmawialismy o jego decyzji zostania mnichem. Powiedzial mi, ze pracowal w pubie na poludniu Chin, widzial i pieniadze, i zepsucie, i pustke rozrywek, ktore mozna sobie kupic za pieniadze; pewnego dnia postanowil rzucic to wszystko, i przybyl na Huashan, zeby oddac sie medytacji. Znalazl sobie opuszczona jaskinie - ta sama, ktora 800 lat wczesniej wydrazyl Hao Datong 郝大通, jeden z Siedmiu Mistrzow taoistycznej szkoly Calkowitej Rzeczywistosci. W tej jaskini przezyl caly rok, przede wszystkim medytujac. Zycie tam bylo trudne - bez zrodla wody trzeba bylo gromadzic deszczowke; zima doskwieral mroz, latem - upal i skwar. Po roku pod naciskiem lokalnego stowarzyszenia taoistycznego zaopiekowal sie swiatynia na szczycie. Jak sam powiedzial, bez mistrza i prawdziwego przekazu czlowiek tylko bladzi, ale jest na to przygotowany, i nie ma zamiaru porzucic Drogi ani zalowac swej decyzji. Ma jednak nadzieje, ze mistrz pojawi sie, i bedzie choc troche mogl zblizyc sie ku idealowi niesmiertelnego.

Spotkanie z mnichem, mlodszym ode mnie chlopakiem, ale jednoczesnie bardzo dojrzalym, i o niezwyklych aspiracjach, wywarlo na mnie duze wrazenie. Przede wszystkim uswiadomilo, ze w Chinach wciaz sa zywe tradycje pustelnicze, tradycje medytacji i dazenia do niesmiertelnosci.

Nastepnego dnia zrobilismy sobie wspolnie zdjecie (musze je znalezc, jest gdzies w skrzyni), chlopak dal mi jeszcze wskazowki, jak dojsc do jaskini, w ktorej medytowal, pozegnalismy sie, i juz nigdy potem nie spotkalismy.

Zdjecie: Swiatynia taoistyczna na szczycie Wielkiej Bialej Gory, najwyzszego szczytu Gor Zhongnan:


Rok czy dwa lata pozniej spotkalem w Xi'anie sympatyczne mlode malzenstwo z USA. Oni planowali wejscie na Huashan, dalem im kilka wskazowek, jak dojechac pod gore, jak wchodzic na nia. Poprosilem rowniez, zeby pozdrowili ode mnie znajomego mnicha. Podczas gdy oni pojechali na Huashan, ja udalem sie do Jaskini Smoczej Bramy 龙门洞 w powiecie Long 陇县 (miejsce, gdzie medytowal slawny Qiu Chuji 丘处机, zalozyciel sekty Smoczej Bramy). Po kilku dniach spotkalismy sie znowu w Xi'anie - jak sie okazalo mnicha nie znalezli, nie potrafili tez powiedziec, co sie z nim stalo.

Ale wracajac do terazniejszosci. W zeszly wtorek polecialem do Kantonu, na jeden dzien do pracy. Kontrola towaru, rozmowy, negocjacje. W samolocie studiowalem jeszcze materialy przygotowujace mnie do inspekcji, w koncu skonczylem i dla zabicia czasu siegnalem po CAAC Inflight Magazine, kolorowe czasopismo linii lotniczych. Ku wielkiemu zaskoczeniu, wsrod reklam Patek Philippe, Omegi i Tissot znalazlem artykul zatytuowany "W poszukiwaniu Taoizmu w Gorach Zhongnan" 寻道终南山. W ktoryms z wpisow w blogu wspominalem juz o tych gorach - polozone niedaleko Xi'anu, byly od tysiacleci miejscem, do ktorych na odosobienie udawali sie mnisi buddyjscy i taoistyczni, by w pustelniach wsrod niedostepnych gor oddawac sie medytacji i praktykom alchemii wewnetrznej. Najbardziej chyba znanym pustelnikiem w Gorach Zhongnan byl Pusty Oblok 虚云法师, ktory spedzil tam wiele lat. Pusty Oblok napisal pamietnik, ktory stal sie dla wielu swoista biblia; w nim tez opisal zdarzenie zapadniecia w gleboki trans medytacyjny. Otoz pewnego dnia postanowil ugotowac na posilek fasole, a ze ta gotuje sie dosc dlugo, by nie marnowac czasu Pusty Oblok siadl do medytacji. Po chwili z transu wyrwalo go pukanie do drzwi pustelni - to w odwiedziny przybyli jego znajomi, mnisi zyjacy w znajdujacych sie nieopodal pustelniach 茅棚. Pusty Oblok bardzo sie ucieszyl, i zaprosil ich do wspolnego posilku. Jakiez bylo jego zdziwienie, gdy okazalo sie, ze nie tylko, iz ogien w palenisku wygasl, ale fasola w garnku byla pokryta gruba warstwa plesni. To, co wydawalo mu sie chwila, bylo w rzeczywistosci kilkunastoma dniami...

NB czesto mowi sie o tym, jak dlugosc zycia ludzkiego zostala przedluzona dzieki postepowi nauki i medycyny, ze zyjemy znacznie dluzej, niz nasi przodkowie. Tylko dlaczego wydaje sie nam, ze czas biegnie bardzo szybko, przecieka przez palce, ze zanim obejrzymy sie, mija wiele lat? Swego czasu czytalem artykul chinskiego badacza alchemii wewnetrznej, ktory twierdzil, ze subiektywnie odbierane nasze zycie niekoniecznie jest dluzsze od tego ludzi zyjacy 100 czy wiecej lat temu; ludzi, ktorzy kalendarzowo zyli od nas krocej o 10 czy 20 lat. Wina za to obarczal pospiech cywilizacyjny, ilosc rozrywek i pokus, ktore na nas czyhaja.

Ale wracajac do tematu. Gory, kiedys omijane z braku odpowiedniej infrastruktury turystycznej, staly sie miejscem wielu pielgrzymek glownie mlodych ludzi, po wydaniu w Chinach w 2006 roku chinskiego przekladu ksiazki Billa Portera "Road to Heaven", w ktorej autor opisuje swe spotkania z mnichami w Gorach Zhongnan.

Artykul opisywal wlasnie spotkanie z mnichem taoistycznym, zyjacym w gorskiej pustelni. Im dalej czytalem artykul, tym szerzej otwieraly mi sie oczy - ze zdziwienia i zaskoczenia. Jak sie okazalo, mnich mial okolo 40 lat, pochodzil z poludniowych Chin, gdzie w miescie Zhuhai pracowal jaka menedzer pubu. Porzucil prace, udal sie na gore Huashan, po czym po kilkuletnim pobycie tam zaczal studia w Akademii Taoistycznej w Pekinie. Studiow jednak nie ukonczyl, zdecydowal sie zaszyc w gorach i oddac medytacji...
Czyzby byl to ten sam mnich, ktorego spotkalem na Huashanie 15 lat temu?

Zdjecie: Dzikie i surowe Gory Zhongnan - w prawym gornym rogu najwyzszy szczyt, Taibaishan, z malenka kropka taoistycznej swiatyni:


NB ksiazke Billa przyslal mi T z Seattle kilka lat temu, i przeczytalem ja jednym tchem. Wowczas narodzila sie idea, zeby pojechac w Gory Zhongnan. Pierwszym podejsciem bylo wejscie na ich najwyzszy szczyt, ktorego Billowi nie udalo sie zdobyc, jako ze wowczas byl to teren zamkniety. NB szczyt jest zamkniety do dzis, wejsc na niego mozna tylko za specjalnym i trudnym do zdobycia pozwoleniem, ale mysmy przekupili straznikow marnymi 100 yuanami, i jako jedni z pierwszych cudzoziemcow weszlismy na liczacy sobie - bagatela - 3768m npm wierzcholek. Na jego szczycie znajduje sie - jakzeby inaczej - swiatynia taoistyczna. Nie spotkalismy jednak zadnych pustelnikow, choc widzielismy kilka jaskin medytacyjnych. Wejscie na Wielka Biala Gore 太白山 zasluguje na odrebny wpis, wiec nie bede sie tutaj rozwodzil.

W tym roku zima, podczas pobytu w Xi'anie, odwiedzilem Palac Osmiu Niesmiertelnych 八仙宫, a tam - tez przez ciekawy zbieg okolicznosci - zgadalem sie z mnichem, z ktorym - jak sie okazalo - bylismy "bracmi" cwiczacymi ten sam odlam Taijiquan. Mnich zaoferowal sie byc moim przewodnikiem po Gorach Zhongnan. To cenna pomoc w kraju, gdzie znajomosci moga otworzyc drzwi normalnie zamkniete (choc moga te otwarte rowniez zamknac...)

Zdjecie: "Brat" w Taijiquan, i moze przyszly przewodnik po Gorach Zhongnan:


W kazdym razie artykul w czasopismie zrobil swoje. Mam wiecej niz jeden powod, zeby w koncu udac sie na poszukiwanie Taoizmu w Gorach Zhongnan...

PS.Stare zdjecia robilem na kliszach, wiec ten wpis ilustruje tylko zdjeciami Wielkiej Bialej Gory z czerwca ub r. Nawiasem mowiac banner u gory bloga to zdjecie wykonane rowniez podczas tamtej wyprawy.