17 stycznia 2009

Jazz zimą czyli Patti Austin w Szanghaju

Szanghaj, choc jest wielkim i w sumie bogatym miastem, ale trudno o nim powiedziec, ze lezy na bardzo uczeszczanych szlakach koncertowych najwiekszych gwiazd. Trafiaja tu niekiedy co bardziej znani artysci, ale raczej rzadko sa to gwiazdy z topu list przebojow. Mnie w sumie to nie przeszkadza, bo muzyke lubi sie albo nie, niezaleznie od tego, jak wysoko zostala ona wypromowana. Co do Chin, to po koncercie Rolling Stones dwa lata temu wydawalo sie juz, ze wszystko jest na dobrej drodze i ze gwiazdy pierwszej wielkosci (nawet, jesli sa juz przysiwialymi dinozaurami) w koncu zaczna odwiedzac Kraj Srodka. Ze Stonesami byl maly zgrzyt, bo lokalna cenzura nie pozwolila im zagrac kilku utworow (m.in. "Let's Spend the Night Together"), i nie znalazly sie one na chinskie edycji ich albumu "40 lizniec), no ale co kraj to obyczaj, chinczycy widocznie nie maja prawa spedzac nocy razem, bo uderzyloby to w polityke planowania rodziny (ktora zezwala na posiadanie tylko jednego dziecka) i pewnie moglo doprowadzic do wybuchu bomby demograficznej... W tym roku jednak sytuacja wrocila do "normy" - znow Chiny znalazly sie na liscie krajow niechetnych lekkiej muzie. Przyczyna byl bez watpienia wystep Bjork w marcu 2008, ktora w jednej z piosenek zaczela nawolywac do niepodleglosci pewnego duzego gorskiego rancho na zachodzie Ludowej Republiki. Cenzura dostala wowczas po lapach, ze nie zareagowala szybko i efektywnie, artysci musza podpisywac glejty, ze za kazde odstepstwo od ustalonego wczesniej i zaaprobowanego repertuaru beda ukarani odebraniem calosci wynagrodzenia. Niemniej w miedzyczasie zdazyly w Szanghaju zaspiewac Kyle Minogue i Avril Lavigne, wystapili rowniez George Benson i Al Jarreau, wiec moze po olimpiadzie i wszystkich innych wydarzeniach 2008 roku, powoli bedziemy mogli zobaczyc tutaj wiecej ciekawych artystow zagranicznych.

Ostatni tydzien minal w Szanghaju pod znakiem jazzu - w ramach Piatego Miedzynarodowego Tygodnia Jazzowego odbyla sie seria koncertow, ktorych glownymi gwiazdami byly Jazzy Queen - Jazzujace Krolowe. Krolowe byly trzy - niejaka Maria Cordero z Macao/Hongkongu (o ktorej nigdy wczesniej nie slyszalem, co oczywiscie o niczym nie swiadczy), Salena Jones (ponoc jedna z najwiekszych wokalistek jazzowych swiata) i Patti Austin - na ktorej koncercie mielismy okazje byc.

Patti Austin jest mi dosc dobrze znana dzieki fascynacji wczesnymi produkcjami Quincy Jonesa - albumem "Off the Wall" (z 1979) Michaela Jacksona i "Dude" (z 1981). Patti spiewala w duecie z Jacko na jego przelomowym albumie, potem wystapila rowniez z Georgem Bensonem. Byla dziewieciokrotnie nominowana do Grammy, by w koncu w zeszlym roku, w 35 rocznice swej kariery piosenkarskiej, dostac zasluzona nagrode w kategorii najlepszego jazzowego albumu wokalnego - za jej interpretacje standardow Gershwina. Patti w innych kregach znana jest rowniez ze zrzucenia prawie 70kg nadwagi dzieki operacji bypassu zoladka...

W kazdym razie w ostatnia srode dziewczyny wrocily wczesniej ze szkoly, szybki posilek, Mala M odrobila jeszcze lekcje, wsiadamy w taksowke i jedziemy. Godzina szczytu, taksowkarz zna miasto gorzej niz my, jezdzi na taksie zaledwie 3 tygodnie, czasu malo, droga daleka, bo mieszkamy na zachodzie miasta, a sala koncertowa jest na Pudongu 浦东, spozniamy sie wiec.

Dla informacji - Szanghaj jest podzielony na czesc zachodnia - Puxi 浦西 i wschodnia Pudong 浦东 - a dzieli go rzeka-matka Huangpu 黄浦江. Czesc zachodnia do stary Szanghaj, a wschodnia, to ten nowy - ktorego niezwykle szybki rozwoj nastapil po slawnej wizycie Deng Xiaopinga w 1992 roku. Niecale 20 lat budowy - od kompletnego zera. Gdy teraz patrzy sie na panorame Pudongu, las drapaczy chmur (w tym dwa budynki kraju w pierwszej dziesiatce najwyzszych swiata), az sie wierzyc nie chce, ze zbudowaly to - jak mawia pewien moj znajomy - male chinskie raczki... Kiedys napisze o tym wiecej, nie to jest tematem tego wpisu. W kazdym razie kazdy przejazd na Pudong zawsze budzi w nas emocje i podziw dla rozwoju tego kraju, stad ten wtret.

Dojezdzamy w koncu do szanghajskiego Orientalnego Centrum Sztuki 上海东方艺术中心, imponujacego budynku zaprojektowanego przez francuza Paula Andreu (ktory rowniez stworzyl projekty lotnisk w Szanghaju, Dubai's i De Gaulla w Paryzu) i wzniesionego w latach 2002-2004. Centrum ma rzeczywiscie niezwykla architekture, przypomina rozkwitajacy kwiat orchidei z piecioma platkami - salami koncertowymi. Dach budowli wylozony jest specjalnymi lampami, ktore zmieniaja kolor pod wplywem muzyki; sciany natomiast to pokryte metalem szklo, ktore filtruje i delikatnie rozprasza swiatlo, tak, ze granitowe podlogi Centrum wydaja sie lesnymi sciezkammi. Budowla rzeczywiscie na miare 21 wieku.

Umundurowana panienka grzecznie prosi, zebym zostawil plecak w szatni, bo z torbami i plecakami nie wolno wchodzic. Bylem na to przygotowany, ale w plecaku mam kamere, aparat, ide z ustronne miejsce gdzie mnie nikt nie widzi, zakladam plecam z przodu pod zimowa kurtke, wygladam teraz na zaawansowana ciaze lub oddanego swej pasji piwosza, wydymam jeszcze policzki, zeby twarz bardziej pasowala do tego brzusiska, przepuszczaja mnie...

Po chwili czekania w hallu i ogladania tego, co dzieje sie w srodku na jednym z wielu zawieszonych telebimow (obsluga nie pozwala na wejscie do sali spoznialskim podczas wykonywania utworow - i chwala im za to!) w koncu kapela konczy swoj pierwszy utwor, i wchodzimy. Miejsca mielismy jakies tam, ja widze, ze w pierwszym rzedzie na balkonie sa akurat trzy wolne, wiec pre tam i zajmujemy je. Ludzi w sumie malo, wolnych miejsc mnostwo. Sala spora, na 2000 widzow, my jestesmy na balkonie, widok swietny, jest nawet miejsce na nogi. Pisze o tym dlatego, ze roznie to bywa - kiedys polskie Autosany jezdzily po dzikich ostepach poludniowo-zachodnich Chin, a byly robione na specjalne zamowienie z dwoma rzedami siedzen wiecej. Nawet osoba sredniego wzrostu cierpiala podczas podrozy trwajacej dwa dni i jedna noc (z Kunmingu 昆明 do Xishuangbanna 西双版纳)

Na szczescie na poczatek zespol akompaniujacy Patti cos tam gral bez jej udzialu, wiec strata niewielka. Potem wkracza ona, i czaruje nas swoim glosem. Spiewa glownie standarty, widownia reaguje dosc chlodno, wiekszosc to chinczycy a oni niestety wychowali sie albo na piesniach chwalacych budowe socjalizmu i "Czerwone Slonce" (czyli Przewodniczacego Mao), albo na popie kantonskim, wiec standartow jazzowych nie znaja. Patti widac byla na to przygotowana, i ku zaskoczeniu wszystkich spiewa "Ksiezyc przedstawia moje serce" 月亮代表我的心 z repertuaru Teresy Teng.

Teresa Teng 邓丽君 to niezyjaca juz piosenkarka z Tajwanu, ktorej slodki i nostalgiczny glos znany jest kazdemu chinczykowi. Choc jej piosenki zabronione byly w Chinach ludowych, i tak docieraly wszedzie, ze az mowiono, iz za dnia slucha sie Deng Xiaopinga, a wieczorem - Teresy. To byla muzyka, ktora kradla serca chinczykom w latach 80tych i wywolywala tesknote za rodzinnymi stronami w Chinach kontynentalnych wsrod tych, ktorzy na skutek przegranej przez Kuomintang 国民党 wojny wewnetrznej uciekli w 1949 na Tajwan. Teresa marzyla o wystepie w ChRL, ale jej przedwczesna smierc w 1995 na atak astmy uniemozliwila spelnienie tego marzenia. Pamietam, jak chinscy pracownicy firmy, w ktorej wowczas bylem zatrudniony, chodzili zasmuceni odejsciem Teresy - jej muzyka towarzyszyla im w mlodosci, jej odejscie bylo jak pozegnanie z ta mlodoscia.

Koniec piosenki Teresy Teng Patti zaspiewala - ku radosci publicznosci - po chinsku. Calkowicie po chinsku zaspiewala rowniez piosenke T'chai Chin 蔡琴 "Niezapomniane" 忘不了, na ktora widownia zareagowala bardzo zywiolowo.


Kazdemu spodobalo sie popowe "Smoke Gets in Your Eyes" z repertuaru The Platters i "Say You Love Me", stary hit Patti z 1976 roku.

Mnie bardzo przypadla do gustu jej interpretacja "Satin Doll" Duke'a Ellingtona, Patti ma swietny glos, a gdzies tam w jej juz bardzo jazzowym glosie slychac echa dawnych funkowych rytmow z wczesnych przebojow.

Koncert byl niestety krotki, trwal w sumie troche ponad godzine, moze i dobrze, bo Mala M zaczela pod koniec przysypiac. Zreszta sympatyczna atmosfera i ciepelko bardzo nas rozleniwily i nie chcialo nam sie podnosic i wracac, ale w koncu zmusilismy sie, ba, nawet Duza M nie miala nic przeciw jezdzie metrem, ktore szybko zawiozlo nas na druga strone rzeki.

A muzyka Patti jeszcze nam gdzies w glowie brzmi...

Brak komentarzy: