4 stycznia 2009

Niebianskie Tarasy 天台山 - Czesc 1 - miasteczko i mistrz Zhiyi

WSTEP

Pod koniec grudnia udalismy sie w Gory Tiantai - Niebianskich Tarasow - by odpoczac troche od zgielku miasta. Taki byl nasz pierwotny cel, ale wyjazd okazal sie bardziej wyprawa w historie, religie i sztuke Chin, niz wypadem na zielona trawke. Odwiedzilismy miejsca, gdzie kontemplowali buddyjscy mistrzowie, gdzie szukali niesmiertelnosci taoistyczny pustelnicy, gdzie Hanshan - Zimna Gora - tworzyl swoje poematy; spotkalismy tez ludzi, bedacych zywymi przekazicielami ponad tysiacletnich tradycji - mnichow, medytujacych w swiatyniach i grotach, kultywujacych Pustke lub poszukujacych eliksiru mlodosci i dlugiego zycia.


Gory Tiantai 天台山 leza we wschodniej czesci prowincji Zhejiang 浙江, 450km na poludnie od Szanghaju. Choc niewysokie - bo najwyzszy szczyt nie przekracza 1100m npm - znajduja sie one zaledwie 100km od morza i wyrastaja pionowymi scianami klifow z glebokich dolin. O Gorach Tiantai mowi sie, ze sa domem Buddyzmu i zrodlem Taoizmu - jako ze to wlasnie tutaj stworzone zostaly podwaliny pierwszej chinskiej szkoly Buddyzmu; tutaj tez powstala Poludniowa Odmiana taoistycznej szkoly wewnetrznej alchemii.

Ponizej relacja z wyjazdu, ktory trwal w sumie 10 dni.

DZIEN 1:

Rano budzik zadzwonil jak zwykle za wczesnie - poprzedniego dnia poszlismy spac bardzo pozno przygotowujac sie do wyjazdu, bo na grubo ponad tydzien, w tym postanowilismy zrobic sobie jakas mala namiastke Wigilii, choc poniewaz Duzy J ma zajecia na uczelni uroczysta Wigilie postanowilismy celebrowac 3 stycznia. Szybki prysznic i oczywiscie wychodzimy na ostatnia chwile. Jeszcze problem ze zlapaniem taksowki, bo to prawie nierealne przed 9:00 rano - godzina szczytu. Taksowkarz prosi, zeby go nie poganiac, postara sie zawiezc nas jak najszybciej do poludniowego dworca autobusowego w Szanghaju. Takich dworcow jest tu kilkanascie, miasto jest olbrzymie, kazdy dworzec obsluguje inne kierunki a poludniowy - w tym prowincje Zhejiang 浙江, do ktorej jedziemy. Dojezdzamy w zle miejsce oczywiscie, taksowkarz szybko wyrzuca nasze bagaze, bo boi sie stojacego za rogiem policjanta, biegniemy do dworca, jeszcze tylko kontrola bagazu (przeswietlanie na tasmie jak na lotnisku, obowiazkowa kontrola od wielu lat w Chinach, kiedys majaca na celu wykrycie nielegalnie przewozonych noworocznych petard, a obecnie po olimpiadzie bardo zaostrzona z obawy o ataki terrorystyczne), jestesmy przy bramie nr 11, spod ktorej wyjezdzaja autobusy do Tiantai 天台, miejscowosci, obok ktorej leza slawne Gory Niebianskich Tarasow Tiantaishan 天台山. W koncu wsiadamy do niepelnego - rzecz rzadka w Chinach - autobusu, ruszamy, po 4.5 godzinach z krotkim przystankiem na lunch dojezdzamy do Tiantai.

Zdjecie: Imponujacy dworzec autobusowy w Tiantai


Bylismy tu 12 lat temu, wowczas byla to dziura zabita dechami w doslownym tego slowa znaczeniu, dzis dworzec autobusowy ma taki, ze nie powstydziloby sie go zadne miasto wojewodzkie w Polsce, widac mnostwo nowoczesnych budynkow, wypasionych samochodow (w ciagu kilku minut mija nas mercedes S600, BMW X5 i X6 i kilka Range Roverow). 12 lat temu z trudem wyprzedzaly nas trojkolowce z silnikiem motoroweru. Czasy sie zmieniaja i widac to najlepiej, gdy wraca sie po tylu latach w te same miejsca. Rozwoj widac po dojezdzie do Tiantai - 12 lat temu musielismy plynac lodzia do Ningbo, potem jechac autobusem do Tiantai, w sumie spedzilismy w drodze ok. 10 godzin, a teraz doskonala autostrada skraca ten czas wiecej, niz dwukrotnie.

Zdjecie: Przydworcowa jadlodajnia serwujaca lokalny przysmak - warzywno-miesne zawijance 煎饼筒
Na dworcu sprawdzamy kwestie zakupu biletow powrotnych - to pierwsza rzecz, jaka nalezy robic w Chinach, gdzie podrozuja miliony ludzi i czesto bardzo trudno jest kupic bilety kolejowe czy autobusowe. Okazuje sie, ze nie ma takiego problemu w Tiantai, najwyrazniej nie lezy ono na glownych szlakach turystycznych.
Przed nowowczesnym dworcem autobusowym raczej prymitywne garkuchnie, podaja tu lokalne przysmaki, w tym makaron z miesem psa. Mieso psa - podobnie jak baranina - uwazane jest za rozgrzewajace, i najlepsze na zimne dni, takie jak dzisiejszy. Ponoc najlepszy jest pies wsiowy, wybiegany, lapie sie go i tlucze kijami na smierc - po to tlucze, by zmiekczyc mieso. Psine jadlem raz w zyciu, poczestowali mnie przygodnie spotkani Chinczycy w malym hoteliku po Zolta Gora bardzo dawno temu, wzieli ze soba w ramach suchego prowiantu udziec z psa owiniety w gazete. Rano widzac, ze mam tylko chinska zupke na sniadanie, zlitowali sie nade mna i podzielili tym, co mieli najlepsze. Mieso bylo smaczne, nawet na zimno smakowalo, przypominajac w smaku krolika.
Przed dworcem autobusow dalekobieznych byla petla autobusow miejskich, wsiedlismy w 7ke, ktora zawiozla nas z petli na petle, pod kamienna brame, za ktora znajdowala sie droga prowadzaca do Swiatyni Czystej Krainy 国清寺 i hotelu Tiantai Hotel, w ktorym zrobilem wczesniej rezerwacje. Wysiedlismy z autobusu, i poszlismy chyba z dwa kilometry droga, ciagnac walizy.

Zdjecie: Droga prowadzaca do Swiatyni Czystej Krainy i hotelu z charakterystyczna liczaca sobie 1500 lat pagoda:
Droga w pewnym momencie poprowadzila miedzy starodrzew z olbrzymimi kamforowcami, miedzy ktorymi staly niewielkie stupy (grobowce slawnych mnichow); znow nowe, pewnie element dekoracyjny, ale dobrze harmonizujacy z otoczeniem. Duza M stwierdzila, ze pewnie przez te kamforowce tak ja gardlo boli - bo rzeczywiscie, nigdy nie mielismy zadnych problemow alergicznych, dopoki nie zamieszkalismy na osiedlu obsadzonym tymi drzewami. Sa pozyteczne, bo odstraszaja komary (co w wilgotnym Szanghaju jest bardzo wazne), ale puchna nam od ich aromatu gardla.

Zdjecie: Brama Hanshana i Shide, dwoch wybitnych mnichow z Tiantai, stojaca nad brzegiem strumienia wsrod olbrzymich 1000-letnich kamforowcow
Po dluzszej drodze dotarlismy do hotelu. Bardzo sympatyczny, czysty, zrobiony z rozmachem, a jednoczesnie malowniczo polozny wsrod wzgorz, obok swiatyni. Obejrzelismy pokoje o roznych standartach, w koncu wybralismy najnowsze (i najtansze), wywalczylem jeszcze 10% znizki + darmowe sniadanie dla Malej M (dwa sniadania byly w cenie). Ku naszemu milemu zaskoczeniu w hotelu mamy darmowy internet.

Zdjecie: Hotel milo nas zaskoczyl, zreszta jak wiekszosc hoteli w Chinach
Szybko przeprowadzilismy podstawowy test - czy jest goraca woda, czy jej cisnienie jest wystarczajace, czy klimatyzator grzeje - i glod dal sie nam bardzo we znaki. Postanowilismy zjesc cos na szybko w hotelowej restauracji, zdecydowalismy sie na makaron w zupie bez miesa za cale Y15, po 15 minutach wniesiono parujace miski z doskonalym makaronem. Ja dolalem sobie octu winnego, troche sosu sojowego i spora lyzke ostrej pasty, i po chwili zmietlismy wszystko. Potem piechota poszlismy w kierunku przystanku autobusowego, juz sie sciemnialo, gdy nagle uslyszelismy monotonne recytacje buddyjskich sutr dochodzace zza bramy obok. Skierowalismy sie tam, gdy nagle z kanciapy wychylil sie mnich i powiedzial, ze teraz juz maja zamkniete. Zapytalem, czy swiatynia nie przyjmuje pielgrzymow po zmroku - moze Budda nie urzeduje w nocy? Mnich powiedzial, ze boja sie zlodziei. Ja na to, czy wygladam na zlodzieja - on odpowiedzial, ze zlodziej nigdy na zlodzieja nie wyglada. Trudno bylo nie zgodzic sie z taka argumentacja, nie polemizowalem dluzej, poszlismy dalej, zalapalismy sie jeszcze na ostatni autobus do miasteczka. Tam pierwsze kroki skierowalismy oczywiscie do ksiegarn, gdzie kupilem kilkanascie pozycji o lokalnych atrakcjach - a przede wszystkim o Buddyzmie i Taoizmie z Tiantai. Mala M dostala zeszyciki, olowki, gumki, kazdy jeszcze po latarce, i znow poczulismy sie glodni. Zeby nie tracic czasu zaszlismy do KFC, zjedlismy tam obrzydliwe zarlo, ktorego smak po powrocie do hotelu musielismy zmienic Katarzynkami, ktore Mamuska przeslala nam w swiatecznej paczce.

Zdjecie: Wieczorami ulice chinskich miasteczek tetnia zyciem, nawet w srodku zimy, wielu Chinczykow ma zwyczaj jadac pozno wieczorem tzw. Yexiao 夜宵, stad tez wiele nocnych knajpek:
Po jedzeniu tradycyjnie poszlismy na spacer ulicami, ogladajac kramy i kramiki z jedzeniem, charcziewnie, ulicznego wytworce popcornu podczas pracy, oczywiscie byli rowniez Muzulmanie z szaszlykami baranimi (jak wiesc gminna niesie dosypuja do nich haszysz, zeby uzaleznic od siebie klientow).

Zdjecie: Uliczna wytwornia pop-cornu - kukurydza podgrzewana jest do wysokiej temperatury w okrecanym walcu, po czym wybucha prosto do wora:
Potem taksowka (prawie) do hotelu - spacer od bramy, Mala M powtorzyla jeszcze cztery lekcje z chinskiego, matme, Duzej M oczka sie same zamknely, tylko ja siadlem za kompem, zeby na goraco spisac wrazenia.

DZIEN 2:

Dzien srednio udany. Na wyjazd zabralem specjalne buty gorskie Decathlona, w ktorych zreszta wchodzilem na Taibaishan 太白山 pol roku temu. Wowczas sprawdzily sie, tym razem zawiodly. Dwa razy ladowalem na ziemi, raz podparlem sie reka obijajac ja solidnie na ostrym kamieniu; zyczylem sobie wowczas upadkow na mniej wrazliwa czesc ciala - i wykrakalem, przy czym podparlem sie lokciem a energie upadku wytracilem dodatkow rzucajac aparatem o kamienne schody. Drugi upadek nie spodowowal wiekszych obrazen, jedynie na portfelu, bo aparat (ktory lubilem, bo towarzyszyl mi w wielu miejscach) chyba jest do kasacji. No ale Duza M mowi, ze najwazniejsze, ze nic mi sie nie stalo... Jak to nic, a ten uraz psychiczny po stracie (dosc drogiego) aparatu?Ale od poczatku. Start dnia mielismy wolny, bo poprzedniej nocy spalismy zaledwie kilka godzin, wiec trzeba to bylo odespac. Ja jeszcze wczoraj zaczytalem sie w ksiazce o Hanshanie - Zimnej Gorze 寒山 - slawnym mnichu Zen, pustelniku i poecie, ktory wlasnie w Tiantai spedzil 70 lat zycia nna medytacji w jaskini. Planujemy w ciagu najblizszych dni zobaczyc to miejsce. Ale o tym potem. Rano kolo poludnia szybki lunch, ktory nam ani troche nie smakowal, Mala M trzeba bylo pogonic do zjedzenia jajka ("nie cierpie jajek" wyznala nam potem), bo wyjscie na caly dzien w gory z kiepska perspektywa jedzenia. W koncu wyszlismy, droga obok hotelu, obecnie mniej uczeszczana, prowadzaca w gory. Plan mielismy dosc skromny, bo i dnia wiele nie zostalo - zobaczyc miejsce pochowku mnicha Zhizhe 智者塔院, oraz Swiatynie Wysokiej Jasnosci 高明寺.

Zdjecie: Tajemnicze sciezki w Gorach Tiantai:
Poszlismy w gore droga, pojazdow malo, bo dolek sezonu, a poza tym wybudowano bardziej dogodne polaczenia, niz to ktorym szlismy (jak pisalem wczesniej, Chinczycy wielki nacisk klada na rozwoj drog; mysle, ze przy duzych inwestycjach z kasy panstwowej urzednicy moga uszczypnac niezle kaski do wlasnej kieszeni, stad tak szybko to wszystko idzie). Droga piela sie serpentynami w gore, ale dogodne sciezki z kamiennymi schodami pozwalaly na pojscie na skroty - dosc co prawda strome, ale na swiezym powietrzu organizm tylko lepiej sie dotlenial. Tiantai jest piekny, szczegolnie dla takich mieszczuchow jak my. Bardzo zielony, duzo drzew iglastych, potokow. Jak wiekszosc chinskich gor Tiantai laczy lagodnosc porosnietych lasami, bambusowymi zagajnikami i krzewami stokow, z surowoscia stromych skalnych klifow. Gory sa zachwycajace, co wiecej, po porannym deszczu wyszlo slonce, w dolinie, ktora szlismy zrobilo sie wrecz wiosennie, wiec i nasze nastroje byly bardzo dobre.

Zdjecie: Potok plynacy w glebokiej dolinie - schodzac do niego zaliczylem pierwsze twarde ladowania tego dnia, ale bylo warto:
Ja w pewnym momencie zauwazylem sciezke prowadzaca w dol do potoku, postanowilem tam zejsc, bez dziewczyn, i na dole zaliczylem pierwszy upadek - buty pojechaly na mokrej trawie i tylko oparcie sie reka o tepy ale szpiczasty kamien uratowalo mnie. Widok potoku w dolinie byl jednak wart tego. Potem wdrapalem sie na droge i poszlismy dalej. Po kiludziesieciu metrach nagle zatrzymala sie obok nas czarna nowa Honda CRV, i niejaki Pan Zhu 朱 zaoferowal, ze zawiezie nas na gore. Skorzystalismy z zaproszenia, choc zal bylo nam nieco spaceru. Jak sie okazalo Pan Zhu jest z Tiantai, ale robi male interesy (jak skromnie powiedzial) w Szanghaju, stad ta nowa bryka. Jest to chyba jedyny samochod na tutejszym rynku, do ktorego oficjalnej ceny trzeba jeszcze doplacac i na dodatek czekac miesiac na odebranie pojazdu. Jak powiedzial Pan Zhu, to, ze sie ma pieniadze, to nie wszystko, bo druga strona czesto wcale nie chce ich wziac. W Chinach istnieje zasada, ze jesli zaakceptujemy czyjas przysluge (lub pieniadze), to jestesmy zobligowani odwdzieczyc sie kiedys 还情. Jak - to zalezy od tego, co bedzie od nas potrzebowala druga strona. Jesli nie chcemy popadac w dlug wdziecznosci, lub nie uwazamy, ze uklad z ta druga osoba jest dla nas oplacalny, to po prostu nie akceptujemy przyslugi. Typowym przykladem byly sytuacje, gdy pasazerowie pociagu dalokobieznego, ktorzy mieli tylko miejsca siedzace a zalezalo im na kuszetce, czestowali papierosem konduktora liczac na to, ze zalatwi im kuszetke. Ten czesto odmawial papierosa (choc praktycznie wszyscy Chinczycy pala, i nie odmawia sie ani papierosa ani kieliszka), bo miejsc albo nie mial, albo nie chcial dac akurat czestujacemu go pasazerowi. Pan Zhu byl jednak uczynny, podwiozl nas do wiochy niedaleko swiatyni poswieconej mnichowi Zhizhe 智者. Wysiedlismy kolo sklepiku, ktory Duzej M przypominal maly GeeSowski sklepik w miejscowosci Lipie w Bieszczadach, gdzie kiedys obalilismy trzy wody mineralne; tutaj tez bylo siermieznie, mydlo i powidlo (czyli sos sojowy, najtansza wodka, ryz w workach i chinskie "Sporty"), wszystko przykryte gruba warstwa kurzu; w srodku trzy starsze kobiety z zacieciem graly w majionga 麻将, tradycyjna chinska gre hazardowa, a trzech mezczyzn im dopingowalo.

Zdjecie: Sklepik w wiosce Gaosi'ao 高思岙 - miejsce spotkan mieszkancow na pogaduchy i gry hazardowe:

Kiedys rozmawialismy z Duza M o tym, ze Chinczycy nie dbaja o estetyke swoich obejsc - przy scenie w sklepiku Duza M skonstatowala, ze nie dbaja dlatego, ze wazniejszy jest kontakt z drugim czlowiekiem, dobre relacje z sasiadami, wspolne spedzanie czasu. Chinczyk nie siedzi zamkniety w swoich czterech scianach, ale szuka towarzystwa. Pewnie tez dlatego sa dlugo sprawni umyslowo, interakcja z innymi dziala stymulujaco i ludzie starsi czesto maja bardzo lotne umysly (jeden z moich nauczycieli ma 91 lat, ale ani sladu starczej demencji). Obok jakas babcia przeganiala kota, a pies wylegiwal sie na sloneczku. Poszlismy sciezka wzdluz pol herbacianych, Tiantai znany jest z herbat z "gorskich mgiel" 云雾茶, rosnacych na gorskich stokach przez wiekszosc roku spowitych gestymi mglami.

Zdjecie: Widok ze sciezki - wyschniete trawy, zielone bambusy, a w dali zamglone stoki gorskie:
Dalej byl zagajnik sosnowy, droga rozwidlala sie, wybralismy na chybil-trafil ta prowadzaca w prawo i po chwili doszlismy do ukrytych wsrod drzew starych budynkow swiatynnych. Swiatynia byla bardzo cicha, nie slychac bylo nic oprocz spiewu ptakow, weszlismy na niewielki podworzec, przy ktorym staly budynki gospodarcze - spichlerz, w ktorym staly wielkie garnce z kiszonkami, a na podlodze lezal swiezy imbir i kilka rzep; przed drzwiami na plecionej okraglej macie suszyla sie ostra papryka.

Zdjecie: Przyswiatynny magazyn zywnosci z garncami kiszonek:
Dalej byla przyswiatynna stolowka z rzedami law i malym oltarzykiem na srodku, obok kuchnia, wszystkie pomieszczenia byly bardzo czyste, choc skromne. Pod okapem jednego z budynow wisiala drewniana ryba, rodzaj kolatki, ktora przywoluje sie mnichow na posilki.

Zdjecie: Dluga ryba, kolatka, przywolujaca mnichow na posilki:
Po chwili nasze kroki obudzily swiatynnego azora, ktory przybiegl nas oszczekac, po czym za nim przyszla starsza gosposia (jak sadze), witajac nas usmiechem i uciszajac bydle.

Zdjecie: Swiatynna jadalnia - w srodku oltarzyk, po obu stronach lawy, podczas jedzenia zabronione sa rozmowy zgodnie z buddyjska zasada, ze nalezy koncentrowac sie na tym, co sie w danym momencie robi, w ten sposob wypelniajac codzienne czynnosci duchem medytacji:
Poszlismy dalej, na glowny podworzec, gdzie stal centralny budynek swiatyni - kryjacy w swym wnetrzu kamienna pagode z cialem Zhizhe 智者肉身塔. Ciala ludzi, ktorzy osiagaja wysoki poziom w medytacji i cwiczeniach duchowych, nie ulegaja rozkladowi po smierci. Ciala wybitnych mnichow umieszcza sie stupach; niekiedy pali sie je, umieszczajac wowczas prochy w urnie i zamurowujac w stupach. Podobno gdy Zhizhe zmarl, jego cialo nie tylko nie uleglo rozkladowi, ale wlosy i paznokcie rosly jak u zywego czlowieka, a jego matka przyjezdzala co roku, by je obcinac.

Zdjecie: Pagoda/stupa, podobno kryjaca w swym wnetrzu cialo mistrza Zhizhe:
W sciany swiatyni wmurowane byly podobizny patriarchow Buddyzmu odmiany Tiantai. Po chwili cisze przerwal dzwiek wiertarki - okazalo sie, ze w pomieszczeniu obok lokalny rzemieslnik robil z bambusa specjalne kosze, w ktorych umieszcza sie gotowane na parze buleczki, rodzaj pyz 包子, 馒头. Mala M bya zafascynowana tym, jak zrecznie poslugiwal sie on wielkim nozem tnac bambus na tasmy, zwijajac je w rodzaj obreczy, a nastepnie wiazac razem za pomoca cienkich, wycietych rowniez z bambusa, wlokien.

Zdjecie: Rzemieslnik robiacy z bambusa sita do gotowania pyz na parze:
Jak nam powiedzial, w ciagu jednego dnia moze zrobic dwa takie kosze, ich cena wynosi Y50 w skupie do spoldzielni, i choc te z bambusa sa z rynku wypierane przez aluminiowe, to potrawy z bambusowych sa znacznie smaczniejsze. Po pogawedce z rzemieslnikiem i jego dwoma kumplami przeszlismy dalej - weszlismy na niewielki podworzec, i naszym oczom ukazal sie niewielki ogrodek. Nie warzywny, czy inny uzytkowy, ale miniaturka tradycyjnego - z roznymi roslinami, palma, czerwonym klonem i glazami umieszczonym w srodku, wszystko to sprawialo wrazenie miniaturowego gorskiego krajobrazu.

Zdjecie: Niewielki ogrod, imitujacy gorski krajobraz:
Ogrod bardzo nam sie spodobal, jak sie okazuje nie trzeba miec hektarow ziemi, lecz wystarczy niewielki jej skrawek, troche umiejetnosci i oczywiscie duzy zmysl artystyczny, by miec pod oknem gorski krajobraz. Chinczycy sa doskonali w nasladowaniu natury, natura fascynowala ich do poczatku istnienia cywilizacji, szybko zdali sobie sprawe, ze z nia nie zwycieza, i zamiast z natura walczyc, starali sie poznac jej prawa i dostosowac sie do nich. Po chwili, jakby nie dosc bylo wrazen wywolanych miniaturowym krajobrazem, uslyszelismy monotonny dzwiek sutr buddyjskich recytowanych przez kogos bedacego w pomieszczeniu na pieterku. Jak sie po chwili zorientowalismy, centralny budynek na tym podworcu byl sala do medytacji; atmosfera tego miejsca byla bardzo szczegolna.

Zdjecie: Sala medytacji, przed ktora znajduje sie podworzec z ogrodem:

Zdjecie: Wnetrze sali do medytacji, z lawami, na ktorych siedza mnisi. Przy scianach znajduja sie drewniane ekrany, chroniace ich przed zimnem i wilgocia:
Wrocilismy jednak na glowny podworzec, by kontynuowac zwiedzanie swiatyni, gdy po chwili pojawil sie na nim mnich w srednim wieku. Podszedlem do niego, zagailem rozmowe pytajac, czy rzeczywiscie w kamiennej pagodzie znajduja sie zwloki Zhizhe. Mnich powiedzial, ze trudno powiedziec, bo Rewolucja Kulturalna 文化大革命 (1966-1976, tragiczny okres we wspolczesnej historii Chin, kiedy rozgrywki wewnatrzpartyjne przebrazily sie w ruch mas mlodziezy, ktora niszczyla zabytki starych Chin, by na ich zgliszczach budowac nowa kulture) przeszla przez Tiantai jak burza niszczac wszystko, co wpadlo w lapy Czerwonych Straznikow Rewolucji 红卫兵.

Zdjecie: Glowny budynek swiatynny, kryjacy w sobie pagode z cialem Zhizhe:
Przy tym zapytal mnie czy wiem, kim byl Zhizhe 智者 - "Ten, Ktory Posiadl Madrosc". Odpowiedzialem, ze chyba mnichem Zen. Na to mnich zaprzeczyl i wytlumaczyl, ze Zhizhe byl zalozycielem Buddyzmu odmiany Tiantai - 天台宗. Do 5tego w. n.e Buddyzm w Chinach mial bardzo silna indyjska charakterystyke, reguly zakonne, idee religijne byly wiernymi kopiami indyjskich pierwowzorow. Wiele lepszych i gorszych tlumaczen klasykow doprowadzilo do chaosu w buddyzmie w Chinach. Zhizhe byl pierwsza osoba, ktora uporzadkowala system wiary buddystow w Chinach, uznajac Sutre Lotosowa za najwazniejszy zapis nauk Buddy. Mnich - ktory mial na imie Yi'ou 一沤 (NB mnichow buddyskich w Chinach nie nalezy pytac o nazwisko, bo wszyscy nazywaja sie Shi 释 - od slowa Shijiamoni 释迦牟尼 co oznacza Sakyamuni - Oswiecony) - wytlumaczyl, ze Zhizhe uczyl sie buddyzmu od mistrza Huisi 慧思 z Poludniowej Swietej Gory 南岳, pochodzil z miasta Xuchang 许昌 w prowincji Henan. Byl on bardzo zaawansowany w naukach buddyjskich i medytacji, otrzymujac nauke Qian San Mei 前三昧. Zhizhe podczas medytacji stawil czola wszystkim demonom, ktore chcialy go odwiezc od osiagniecia oswiecenia - byl niewzruszony i osiagnal pelne zrozumienie nauk buddyskich. Ktorejs nocy we snie ukazal mu sie mnich, ktory zapraszal go w gory Tiantai. Zhizhe ruszyl wiec tam, i osiedlil sie w miejscu, ktore uznal za dogodne do cwiczen duchowych.

Zdjecie: Altanka na Gorze Folong 佛陇山, na ktorej medytowal Zhizhe i Dingguang:
Pewnego dnia spotkal mnicha, ktorego widzial we snie - jego imie brzmialo Dingguang 定光 "Swiatlo Bezruchu". Dingguang powiedzial Zhizhe: "Ty medytujesz w Srebrnym Miejscu, natomiast ja - Dingguang - praktykuje w Zlotym Miejscu". Oba miejsca znajdowaly sie na zboczach Gory Folong 佛陇山. Zhizhe po latach, czujac zblizajacy sie kres jego ziemskich dni, zazyczyl sobie, by jego cialo zostalo umieszczone na szczycie gory, w punkcie pomiedzy tymi dwoma miejscami. Obecna swiatynia, w ktorej bylismy, stala wlasnie w tym miejscu. Yi'ou zaoferowal sie pokazac nam miejsce medytacji Zhizhe - po wyjsciu ze swiatyni pokazal nam zolta sciane pytajac mnie, co jest na niej zapisane. Napis glosil - 即是灵山 "To wlasnie jest Cudowna Gora".

Zdjecie: Sciana z napisem "To wlasnie jest Cudowna Gora" - przed swiatynia Zhizhe, "Buddy ze Wschodniej Krainy"
Yi'ou wytlumaczyl, ze Cudowna Gora to miejsce, w ktorym Budda glosil swoje nauki. Samego Zhizhe nazywano "Budda ze Wschodniej Krainy" 东土释迦 (wschodnia kraina to Chiny, a zachodnia to Indie, do ktorych chinscy pielgrzymi mogli dotrzec tylko droga na zachod, obchodzac Himalaje). Wszystko to nawiazywalo do przelomowej roli, jaka odegral Zhizhe dla rozwoju chinskiego Buddyzmu.

Zdjecie: Zhizhe, "Ten Ktory Posiadl Madrosc"
Zhizhe 智者 - zwany rowniez Zhiyi 智顗 zyl w latach 538-598, i byl zainteresowany Buddyzmem od najmlodszych lat. Legendy mowia o cudach towarzyszacych jego narodzinom i dziecinstwu. Ponoc jako niemowle spiac mial rece zlozone w buddyjskim pozdrowieniu, a gdy siedzial, zawsze zwracal sie ku zachodowi (ku Zachodniej Szczesliwej Krainie Buddy Amitabhy); zawsze klekal przed buddyjskimi posagami i klanial sie przechodzacym mnichom. W wieku 15 lat, po utracie obu rodzicow, porzuca strony rodzinne i udaje sie na poludnie, gdzie otrzymuje swiecenia mnisze, spotyka wielu nauczycieli, z ktorych najwiekszy wplyw na niego ma mistrz medytacji Huisi 慧思. Ponoc gdy Huisi zobaczyl Zhiyi po raz pierwszy, krzyknal: "W poprzednim wcieleniu razem sluchalismy nauk Oswieconego na Cudownej Gorze, gdy pouczal o "Diamentowej Sutrze", a teraz przeznaczenie znow nas przywiodlo ku sobie!". Zhiyi na polecenie Huisi wyjasnial nauki Buddy, a sam Huisi im sie z uwaga przysluchiwal. W 567 roku Zhiyi udal sie do miasta Jinling 金陵 (obecnego Nankinu), stolicy kraju, gdzie wykladal nauki Lotosowej Sutry 法华经. Po 8 latach, pragnac poglebiac swoje zrozumienia nauk Buddy, Zhiyi decyduje sie opuscic gwarne miasto i udaje sie z grupa uczniow w odlegle gory Tiantai, by oddac sie medytacjom. Tu zaklada 12 swiatyn, ktore istnieja do dzis. Efektem praktyk medytacyjnych Zhiyi bylo sformulowanie przez niego specyficznej doktryny buddyjskiej, laczacej rdzennie chinskie elementy konfucjanizmu i taoizmu z buddyzmem, teoretyczne nauki buddyjskich klasykow z doswiadczeniem uzyskanym poprzez medytacje, oparta na indyjskich wzorcach. Doktryne te nazwano Odmiana Tiantai 天台宗 i byla to pierwsza prawdziwie chinska sekta buddyjska. Po 10 latach Zhiyi opuszcza Tiantai, by na zaproszenie cesarza nauczac najpierw w Jinling, a potem Yangzhou 扬州. Dwa lata przed smiercia powraca jednak w gory Tiantai, gdzie nadzoruje dokonczenie prac nad swiatyniami. Zostaje jednak zaproszony przez cesarza, opuszcza Tiantai, zmozony choroba umiera w wieku 60 lat.Kwintesencja nauk Zhiyi jest jego tekst "Mo He Zhiguan" 摩诃止观. Z jednej strony tekst zawiera wywody dotyczace doktryn buddyjskich, z drugiej strony - jest podrecznikiem medytacji. Zhiguan 止观 (Medytacja i Kontemplacja) jest kluczowym pojeciem Odmiany Tiantai i laczy w sobie dwie idee: medytacji, ktora prowadzi do osiagniecia stanu kompletnego wyciszenia; oraz kontemplacji w tym stanie, co prowadzi do otwarcia prawdziwej madrosci. Lotosowa Sutra uwazana jest za kwintesencje nauk Buddy. Rola Zhiyi dla rozwoju buddyzmu na Dalekim Wschodzie nie moze byc niedoceniona - przed nim chinscy buddysci opierali sie calkowicie na tlumaczeniach orginalnych indyjskich tekstow, ktore czesto byly ze soba sprzeczne; Zhiyi je analizowal i usystematyzowal, wskazal, ze Budda uczyl roznie w roznych okresach (Piec Okresow 五时) swego zycia, i na tej podstawie przedstawil osiem metod nauczania 八教. Dzieki tej systematyzacji powstal prawdziwy chinski Buddyzm, z wlasnymi pismami i unikalnym podejsciem do nauk Buddy.

Zdjecie: Glowna, poludniowa brama, prowadzaca do swiatyni Zhizhe; tradycyjnie swiatynie w Chinach zwrocone sa brama na cieple poludnie, a od polnocy "oparte" o chroniace je przed zimnymi wiatrami zbocze gorskie:
Zapytalem Yi'ou, dlaczego odmiana Tiantai nie jest w Chinach tak popularna, jak Czystej Ziemi czy Chan (Zen). Yi'ou uwazal, ze to wina zawieruch historycznych, ktore przeszly nad Chinami w ciagu ostatniego stulecia. Niemniej Tiantai jest bardzo poularna sekta w Japonii i Korei, tamtejsi wyznawcy czesto przyjezdzaja tutaj, do kolebki i zrodla swej wiary. Dowodem na to byla niewielka stupa, obok ktorej po chwili przeszlismy, a ktora zostala ufundowana przez buddystow z Japonii. Szlismy dalej, az weszlismy na mokre kamienne schody, ktore okazaly sie dla mnie i mojego aparatu malo goscinne niestety. Poszlismy dalej, Yi'ou pokazal nam Srebrne Miejsce medytacji Zhizhe. Ponoc jeden z miejscowych chlopow postawil na nim dom, i od tego momentu zaczal powaznie chorowac, i wszystkie ciezko zarobione pieniadze tracil na lekarza. Ktorejs nocy ukazal mu sie duch - Bostwo Opiekuncze Dharmy, Nauki Buddyjskiej 护法神, nakazujac opuszczenie tego swietego miejsca. Chlop zrobil to z ociaganiem, ale o dziwo zaraz po przeniesieniu na nowe miejsce choroba przeszla jak reka odjal. Ponoc chlop mieszka teraz gdzies w miasteczku, ale ruiny jego domostwa wciaz mozna ogladac na dawnym miejscu. Yi'ou mowil, ze w czasach Zhizhe mnisi buddyjscy stanowili elite spoleczenstwa, byli to zwykle bardzo wyksztalceni ludzie, ktorzy szukali dalszego rozwoju - juz nie tylko intelektualnego, ale duchowego - z dala od zgielku miast. Jak stwierdzil Yi'ou, miasta niszcza, podczas gdy gory i wody karmia czlowieka, sprzyjaja jego rozwojowi. Wielu uczonych konfucjanskich czesto przybywalo w odwiedziny do mnichow, ktorzy nie tylko, ze posiadali kompletna wiedze o doktrynie konfucjanskiej, ale rowniez to, czego typowy uczony konfucjanski nie mial, a czego pragnal - wiedze duchowa. Dowodem na to jest chocby wielki szacunek, jakim Konfucjusz darzyl Laozi, tworce doktryny taoistycznej. Faktem jest, ze rowniez znani chinscy artysci i poeci - w tym slawni Li Bai 李白 czy Wang Wei 王维 - mieli przyjaciol wsrod mnichow buddyjskich. Potem Yi'ou pokazal nam droge prowadzaca do miejsca, w ktorym Zhizhe glosil nauki buddyjskie. Przeprosil przy tym, ze nie moze nas tam zaprowadzic, ale musial wrocic do swiatyni na wieczorne modlitwy. Zapraszal przy tym na herbate i dalsze rozmowy, i zaoferowal nocleg. Mysle, ze w niedalekiej przyszlosci skorzystam z tego zaproszenia, by dowiedziec sie wiecej o praktykach Odmiany Tiantai.
Sami doszlismy do miejsca, w ktorym stala tradycyjna altanka, a na olbrzymim glazie obok napis glosil "Taras na ktorym Wielki Mistrz Zhizhe glosil nauki buddyjskie" 智者大师说法台.

Zdjecie: Kamien z napisem w miejscu, w ktorym glosil nauki Zhizhe, ufundowany przez slawnego Haidenga, mistrza sztuk walki z klasztoru Shaolin:
Zjedlismy tam suchy prowiant (puszki z tunczykiem + buly), popilismy woda, i widzac, ze dzien chyli sie ku koncowi, ruszylismy w droge powrotna. Ciekawie szlo sie gorskimi sciezkami o ciemku, mozna bylo postraszyc obie M. Po ok. godzinie szczesliwie dotarlismy do hotelu, zrezygnowalismy jednak z kolacji na rzecz lekkiej kawki z Hainanu z Katarzynkami. I tak zakonczyl sie drugi nasz dzien. Przyznam, ze z wielkim zainteresowaniem, ale jednoczesnie niepokojem, czekalem na kolejne...

Kolejna, druga czesc relacji znajduje sie tutaj:

Niebianskie Tarasy 天台山 - Czesc 2 - Swiatynia Wysokiej Swiatlosci i skalista dolina

Brak komentarzy: