16 czerwca 2009

Najgorszy Dzien Tygodnia...

Dzis szczegolny dzien. Nie tylko dlatego, ze przyjechali W i P i przywiezli ptasie mleczko, prince polo i fete. Po wczesnej pobudce (zeby zdarzyc na lotnisko i ich odebrac) zadzwonil T z Seattle. T to moj dobry znajomy internetowy, zafascynowany wewnetrznymi sztukami walki. T bezinteresownie podsylal mi najrozniejsze czasopisma i ksiazki z USA, nie zadajac za to nigdy nic w zamian. Spotkalism sie tylko raz, chyba na 3 minuty, w lobby hotelu w Xi'anie, gdy prowadzilem grupe z Polski. Kilka lat temu T przyslal mi "Road to Heaven" Billa Portera. Ksiazke przegladnalem, i uznalem, ze co moze wiedziec o Chinach cudzoziemiec, ktory niewiele czasu tu spedzil (bo wiekszosc na Tajwanie). Pare lat pozniej z braku czegos lepszego siegnalem po ksiazke jeszcze raz i... przeczytalem jednym tchem. To nie byl wymadrzajacy sie cudzoziemiec, ktory cos gdzies uslyszal i sprzedaje zaraz, zeby zrobic wrazenie na nic nie wiedzacych czytelnikach. Ksiazka Billa pokazala nie tylko doskonaly kunszt piora (na tyle, na ile moge ocenic jego jezyk nie bedac natywnym speakerem angielskiego), ale rowniez wielka erudycje i znajomosc Chin, znajomosc taka od podszewki, szczegolnie Buddyzmu, ale takze historii, poezji, w ogole kultury. Nic zreszta dziwnego, skoro Bill spedzil wiele lat na Formozie, z czego gros czasu w klasztorze buddyjskim tlumaczac z chinskiego na angielski klasyki buddyzmu. Tak naprawde slawe przynioslo Billowi tlumaczenie poezji Zimnej Gory (Hanshana 寒山), uznane za bardzo udane i pokazujace jego talent literacki. Potem byla wspomniana juz "Road to Heaven", ktorej tlumaczenie na chinski w 2006 zrobilo tutaj furore. A ostatnio doskonaly "Zen Baggage".

Ale wracajac do dzisiejszego poranka. Ja w ogniu przygotowan, a tu dzwoni komorka. Odbieram z niecierpliwoscia, bo i wczesnie i ja w biegu. Po drugiej stronie T. Pospiech opada, rozmawiamy przez chwile, on mowi, ze jest obok niego ktos, kto chce zamienic ze mna kilka slow. Ja wciaz mowie, ale slysze, ze T probuje cos powiedziec. Mowie cos do niego zwracajac sie "T", a tu slysze, "To nie T, to Bill..."

Zamurowalo mnie.

Bill Porter.

Porozmawialismy chwile. Pierwszy kontakt zostal nawiazany. Jest szansa na spotkanie wkrotce.
I kto mowi, ze poniedzialek to najgorszy dzien tygodnia?
PS.A wszystkim zainteresowanym kultura Chin goraco polecam ksiazki Billa, szczegolnie te wymienione w tym wpisie.

Brak komentarzy: