Tydzien temu wrocilismy z kolejnego pobytu w Gorach Tiantai, i jakos nie moge zabrac sie do spisania wrazen. Jestem sfrustrowany tym, ze chinczycy po zablokowaniu Youtube zablokowali Blogspot. Oznacza to, ze nie mam bezposredniego dostepu do mojego bloga, tylko musze na niego wchodzic stosujac triki - zwykle posluguje sie programem Hotspot Shield; program ten pozwala na anonimowe surfowanie, i pierwotnie zostal stworzony z mysla o bezpieczenstwie osob korzystajacych z bezplatnego dostepu do sieci w publicznych miejscach. Niemniej program ten niezle sluzy rowniez nam, zamknietym za chinskim Wielkim Murem, blokujacym dostep do wielu websajtow niewygodnych dla chinskiego rzadu. Niestety, oznacza to wciaz wyskakujace jakies reklamy, otwierajace sie z nienacka okna przegladarki, obciazony procesor, etc. Slowem - bol w pewnej szlachetnej czesci ciala, gdy chce sie zobaczyc to, czego tutejsza wadza nie chce pokazac swoim obywatelom.
Wszystko zaczelo sie od wydarzen w T7becie w zeszlym roku - zamieszek, powstania. W tym roku w kolejna okragla rocznice tzw. "pokojowego wyzwolenia T7betu" zablokowano Youtube. T7bet to wrazliwy punkt w swiadomosci prezydenta panstwa. Nie tak dawno rozmawialem ze znajomymi, chinczykami, ot takie tam rozmowy chinczykow przy kolacji. Wiadomo, jak sie wypije troche, to wczesniej czy pozniej rozmowy schodza na tematy polityczne - tej miejszej polityki - typu ten kiedys dostal po porach od tamtego, a udaje, ze jest wielkim mistrzem kungfu. NB mam jednego Shixionga 师兄 ("starszego brata" w kungfu, czyli ucznia mojego mistrza o dluzszym stazu, niz ja), ktory bardzo sie afiszuje swoimi umiejetnosciami, pojawia na wszystkich wiekszych imprezach, pokazach,etc. Kiedys doszlo do bijatyki - nie chcial w barze karaoki zaplacic rachunku, wiec wlasciciel wyslal kilku zbirow, ktorzy go ostro obili; nie trzeba pisac, ze w kregach kungfu stracil twarz, ale okazalo sie, ze wyciagnal potem od wlasciciela baru mnostwo kasy tytulem odszkodowania, wiec z kolei w innych kregach zyskal niezla renome...
Rozmawialismy tez o wiekszej polityce. W Chinach kazdy rzadzacy stara sie po sobie cos zostawic. Mao Zedong wiadomo - zamienil Chin w kraj komunistyczny, pozostawil po sobie wielkie mysli, spisane w slawnej Czerwonej Ksiazeczce 毛泽东思想. Deng Xiaoping, Wielki Architekt, wprowadzil kraj na droge rewolucyjnego otwarcia na swiat, i spowodowal potezny rozwoj gospodarczy panstwa. Pozostala po nim teoria bedaca fundamentem tych zmian 邓小平理论. Z kolei Jiang Zemin pozostawil po sobie teorie "Czterech Reprezentacji" 四个代表, ktora ma udawadniac, ze partia komunistyczna reprezentuje wszystkie sily narodu. Co pozostawi po sobie obecny prezydent? Trudno powiedziec. Chinczycy nie szanuja Jiang Zemina. Uwazaja ze tak naprawde niczego wielkiego nie dokonal - no bo z konkretow wprowadzenie Chin do Swiatowej Organizacji Handlu (WTO) nie jest wyczynem na miare tych, ktorymi poszczycic sie moga jego poprzednicy. Chinczycy sa wsciekli na Jianga za jego slabosc - kiedy amerykanie "przypadkiem" zbombardowali chinska ambasade w Belgradzie, Jiang w podczas pobytu w USA gral na Erhu i sie glupio smial. Obecny prezydent jest inny. Hu Jintao podczas wizyty w USA odmowil przejazdu ulicami, wzdluz ktorej ustawili sie protestanci. Postawil warunek, ze pojedzie na jakies tam wazne spotkanie dopiero wtedy, kiedy amerykanie usuna protestujacych. No i Jankesi w koncu sie ugieli, zapewnili Hu spokojny przejazd, Hu postawil na swoim. Hu zostal podobno wybrany do najwyzszych wladz przez samego Deng Xiaopinga, jako mlodzian rokujacy wielkie nadzieje. Znajomi twierdza, ze Hu byl dowodca wojska stacjonujacych w T7becie. Kiedy zaczely sie tam zamieszki chyba jeszcze w latach 80tych, Jiang nie do konca wiedzial, jak sobie z nimi poradzic. Ponoc Hu powiedzial na spotkaniu z Deng Xiaopingiem, zeby zostawic sprawe w jego rekach, dac mu pelna wladze decyzyjna w tej sprawie, ze on to zalatwi. No i zalatwil. Jak wiesc gminna niesie, wojska kierujace sie rozkazami Hu spacyfikowaly kilka wsi, ktore popieraly powstancow. Po wsiach i ich mieszkancach nie zostalo ani sladu. Dengowi spodobalo sie, narodowi zreszta tez. Stalin, Hitler to postaci bardzo tu szanowane - nie, nie za ludobojstwo, ale za to, ze uczynily ze swoich krajow prawdziwe imperia. Twardzi, nieustepliwi, bezpardonowi. Stad Hu jest lubiany, bo tez ponoc taki jest. Jianga nikt nie szanuje, Gorbaczowa na przyklad zreszta tez, bo przeciez doprowadzil do rozpadu imperium ZSRR.
Niewykluczone, ze te informacje o Hu to tylko plotki, ze nic takiego sie nie przydarzylo. Ze po prostu narod chce miec silnego wodza, takiego samego, jak chocby slawny Qinshihuang, pierwszy chinski cesarz, ktory podbil szesc krolestw i stworzyl wielkie imperium. Tylko niech narod nie zapomina, ze dynastia Qin, ktora zapoczatkowal tenze Qinshihuang, trwala tylko kilkanascie lat, a jedna z tego przyczyn byl polityczny zamordyzm (vide: zakopanie zywcem konfucjanskich uczonych) i panowanie tylko jednej slusznej ideologii...
Mnie polityka nie interesuje, ale jak tu nie byc nia sfrustrowanym, gdy przez nia nie mozna swobodnie ogladac glupich klipow na Youtube czy wejsc na wlasny blog.
A mialo byc o fascynujacym wyjezdzie na Tiantai... Nastepnym razem.
Wszystko zaczelo sie od wydarzen w T7becie w zeszlym roku - zamieszek, powstania. W tym roku w kolejna okragla rocznice tzw. "pokojowego wyzwolenia T7betu" zablokowano Youtube. T7bet to wrazliwy punkt w swiadomosci prezydenta panstwa. Nie tak dawno rozmawialem ze znajomymi, chinczykami, ot takie tam rozmowy chinczykow przy kolacji. Wiadomo, jak sie wypije troche, to wczesniej czy pozniej rozmowy schodza na tematy polityczne - tej miejszej polityki - typu ten kiedys dostal po porach od tamtego, a udaje, ze jest wielkim mistrzem kungfu. NB mam jednego Shixionga 师兄 ("starszego brata" w kungfu, czyli ucznia mojego mistrza o dluzszym stazu, niz ja), ktory bardzo sie afiszuje swoimi umiejetnosciami, pojawia na wszystkich wiekszych imprezach, pokazach,etc. Kiedys doszlo do bijatyki - nie chcial w barze karaoki zaplacic rachunku, wiec wlasciciel wyslal kilku zbirow, ktorzy go ostro obili; nie trzeba pisac, ze w kregach kungfu stracil twarz, ale okazalo sie, ze wyciagnal potem od wlasciciela baru mnostwo kasy tytulem odszkodowania, wiec z kolei w innych kregach zyskal niezla renome...
Rozmawialismy tez o wiekszej polityce. W Chinach kazdy rzadzacy stara sie po sobie cos zostawic. Mao Zedong wiadomo - zamienil Chin w kraj komunistyczny, pozostawil po sobie wielkie mysli, spisane w slawnej Czerwonej Ksiazeczce 毛泽东思想. Deng Xiaoping, Wielki Architekt, wprowadzil kraj na droge rewolucyjnego otwarcia na swiat, i spowodowal potezny rozwoj gospodarczy panstwa. Pozostala po nim teoria bedaca fundamentem tych zmian 邓小平理论. Z kolei Jiang Zemin pozostawil po sobie teorie "Czterech Reprezentacji" 四个代表, ktora ma udawadniac, ze partia komunistyczna reprezentuje wszystkie sily narodu. Co pozostawi po sobie obecny prezydent? Trudno powiedziec. Chinczycy nie szanuja Jiang Zemina. Uwazaja ze tak naprawde niczego wielkiego nie dokonal - no bo z konkretow wprowadzenie Chin do Swiatowej Organizacji Handlu (WTO) nie jest wyczynem na miare tych, ktorymi poszczycic sie moga jego poprzednicy. Chinczycy sa wsciekli na Jianga za jego slabosc - kiedy amerykanie "przypadkiem" zbombardowali chinska ambasade w Belgradzie, Jiang w podczas pobytu w USA gral na Erhu i sie glupio smial. Obecny prezydent jest inny. Hu Jintao podczas wizyty w USA odmowil przejazdu ulicami, wzdluz ktorej ustawili sie protestanci. Postawil warunek, ze pojedzie na jakies tam wazne spotkanie dopiero wtedy, kiedy amerykanie usuna protestujacych. No i Jankesi w koncu sie ugieli, zapewnili Hu spokojny przejazd, Hu postawil na swoim. Hu zostal podobno wybrany do najwyzszych wladz przez samego Deng Xiaopinga, jako mlodzian rokujacy wielkie nadzieje. Znajomi twierdza, ze Hu byl dowodca wojska stacjonujacych w T7becie. Kiedy zaczely sie tam zamieszki chyba jeszcze w latach 80tych, Jiang nie do konca wiedzial, jak sobie z nimi poradzic. Ponoc Hu powiedzial na spotkaniu z Deng Xiaopingiem, zeby zostawic sprawe w jego rekach, dac mu pelna wladze decyzyjna w tej sprawie, ze on to zalatwi. No i zalatwil. Jak wiesc gminna niesie, wojska kierujace sie rozkazami Hu spacyfikowaly kilka wsi, ktore popieraly powstancow. Po wsiach i ich mieszkancach nie zostalo ani sladu. Dengowi spodobalo sie, narodowi zreszta tez. Stalin, Hitler to postaci bardzo tu szanowane - nie, nie za ludobojstwo, ale za to, ze uczynily ze swoich krajow prawdziwe imperia. Twardzi, nieustepliwi, bezpardonowi. Stad Hu jest lubiany, bo tez ponoc taki jest. Jianga nikt nie szanuje, Gorbaczowa na przyklad zreszta tez, bo przeciez doprowadzil do rozpadu imperium ZSRR.
Niewykluczone, ze te informacje o Hu to tylko plotki, ze nic takiego sie nie przydarzylo. Ze po prostu narod chce miec silnego wodza, takiego samego, jak chocby slawny Qinshihuang, pierwszy chinski cesarz, ktory podbil szesc krolestw i stworzyl wielkie imperium. Tylko niech narod nie zapomina, ze dynastia Qin, ktora zapoczatkowal tenze Qinshihuang, trwala tylko kilkanascie lat, a jedna z tego przyczyn byl polityczny zamordyzm (vide: zakopanie zywcem konfucjanskich uczonych) i panowanie tylko jednej slusznej ideologii...
Mnie polityka nie interesuje, ale jak tu nie byc nia sfrustrowanym, gdy przez nia nie mozna swobodnie ogladac glupich klipow na Youtube czy wejsc na wlasny blog.
A mialo byc o fascynujacym wyjezdzie na Tiantai... Nastepnym razem.
3 komentarze:
Witaj Jarku, strasznie długo nic nie pisałeś, myślałem że wylądowałeś za krytykę w jakimś obozie. Mam nadzieję, że za chwilę wszystko się unormuje i wkrótce poczytamy fascynujące historie i zobaczymy kolejną dawkę ciekawych zdjęc. Pozdrawiam ciepło Daniel.
Witaj Daniel, dzieki za pamiec i komentarz. Wiele sie dzialo ostatnio - mielismy swieto Duanwu, kolejny fascynujacy wyjazd w Gory Tiantai, poza tym sporo pracy, do tego dochodzi cwiczenie (takze na Guqinie), no i oczywiscie ta przekleta blokada blogspota...
Postaram sie jednak zrobic krotkie streszczenie ostatniego wyjazdu na Tiantai, to miejsce jest naprawde magiczne...Pozdrawiam serdecznie - YLK
Witaj!
Wspaniala eskapada w malo uczeszczane ale jakże ciekawe i malownicze miejsca. Zazdroszczę tych wędrówek
po miejscach, gdzie ostały się jeszcze stare obiekty świątynne taoistyczne i buddyjskie.Wędrowanie szlakami mnichów buddyjskich - to jakby obcowanie przez krótką chwilę z dawno minionym czasem, spotkanie z czcigodnymi mnichami i ich duchową obecnością. Czy ma Pan zwyczaj zapalać trociczki w mijanych po drodze swiatyniach?
Pozdrowienia. 李* 芭海棠
Prześlij komentarz