26 listopada 2008

Weekend z zyrafa

Weekend minal bez wiekszych wydarzen. Mala M ciezko pracowala, my z Duza M ja nadzorowalismy. W sobote padalo, niedziela tez byla mokra, nie poszlismy wiec do zoo. W niedziele jednak zdecydowalismy sie udac - jak wszyscy szanujacy sie chinczycy - do centrum handlowego. Poszlismy piechota, bo droga do niego widzie po raczej spokojnych ulicach w okolicy Hotelu Zachodnich Przedmiesc, ktory - jak wiesc gminna niesie - jest miejscem, gdzie dawni liderzy kraju spedzaja jesien swego zycia. W hotelu tym odbywaja sie rowniez duze miedzynarodowe spotkania na szczeblu glow panstwa. Ze wzgledu na swoje specyficzne funkcje nie wolno w bezposredniej bliskosci hotelu stawiac budynkow powyzej 5 pieter - na takiej wysokosci akurat my mieszkamy, i okna naszego mieszkania wychodza wlasnie na hotel. Kiedy nie tak znowu dawno w Shanghaju odbywalo sie spotkanie panstw czlonkowskich Shanghajskiej Organizacji Wspolpracy (ktora zrzesza kraje graniczace z Chinami - Chiny zainicjowaly jej powstanie wg zasady, ze usta sa potrzebne, zeby zebom bylo cieplo), na ktore jako obserwator bral udzial prezydent Iranu, kierowniczka administracji naszego budynku poinformowala nas, zebysmy nie otwierali okien wychodzacych na hotel, a szczegolnie nie wygladali przez nie. Pewnie zeby kulki w leb nie zarobic (tak przypuszczam).

Ale wracajac do tematu - poszlismy w deszczu, ktory zreszta w Shanghaju polubilismy (a czesto potrafi tu padac tygodniami) Mala M szla w podskokach, my za nia, minelismy kanciape robotnikow budujacych linie metra - poniewaz padal deszcz, siedzieli w srodku kanciapy i rzneli w karty.

Zdjecie: Kanciapa, garkuchnia i salon gier pod jednym dachem:


Minelismy tez przybysza z prowincji - bo w Shanghaju nikt juz nie chodzi w niebieskim dresie, na ktory ma narzucony mundur wojskowy. Wygladal jak wyrwany z innego swiata albo innego czasu, wyrozniajac sie od tego nie tylko ubraniem ale i promiennym usmiechem. Przybysz nie mogl oderwac oczu od Malej M, i chetnie pozowal do zdjecia.

Zdjecie: Sympatyczny Przybysz:


W koncu dotarlismy do centrum, najpierw wizyta w Decathlonie, jakies drobne zakupy, potem kolacja w szybkim barze japonskim (wolowina z ryzem zaznaczona w menu trzema czerwonymi papryczkami rzeczywiscie wyciska lzy), przed powrotem jeszcze runda po sklepach. Duza M gdzies znikla (pewnie przy butach), Mala M zaciagnela mnie do stoiska jubilerskiego z pierscionkami i zaczela nagabywac, zeby jej jeden kupic. Postawilem jednak ultimatum - abo pierscionek albo karmienie zyrafy. Mala M nie miala watpliwosci - wybrala zyrafe. Ciekawe jak dlugo jeszcze bedzie miala taka hierarchie wartosci...

Czekajac na Duza M ucielismy krotka pogawedke z pania przy stoisku. Pani nas poinformowala, ze gram zlota w bizuterii kosztuje 226 yuanow, w sztabce natomiast - 216. Ponoc w Bank of China jest jeszcze taniej. Sztabki sa po 10g, 20g, 30g i 50g, calkiem ladne, juz z wygrawerowanym motywem byka, bo Rok Byka przed nami. Malej M oczy az sie smialy do tych swiecidelek, ale nie marudzila. Ponoc ceny zlota w ChRL zmieniaja sie z opoznieniem w stosunku do rynku swiatowego, co daje pole do spekulacji. Zapytalem pania, czy ona juz zaopatrzyla sie w zloto na czas kryzysu, pani potwierdzila, kupila go troche od hurtownika, ktory zaopatruje ich sklep.

Tu nadeszla Duza M, przerywajac nam zbieranie uzytecznych informacji. Duza M obwiescila, ze buty lepsze i tansze sa w pewnym innym sklepie. Tez zebrala informacje, chyba uzyteczniejsze od naszych. Znow pewnie przybedzie jej nowa para do kolekcji - dobrze ze choc wierzy w przesad, iz maz nie powinien kupowac butow zonie, bo mu ucieknie, i nie musze jej stawiac ultimatum z zyrafa.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

"dobrze ze choc wierzy w przesad, iz maz nie powinien kupowac butow zonie, bo mu ucieknie"

O, muszę zapamiętać ;)

YLK pisze...

A wiesz, ze nie powinien tez kupowac perel, bo przynosza nieszczescie? (wygladaja jak lzy)