Nadszedl weekend, swieta za pasem, czas uporzadkowac zalegle sprawy - w tym balagan na glowie. Poniewaz dzis wylatuje z Szanghaju (o tym potem), zdecydowalem sie zajsc do fryzjera i obciac to, co pozostalo na czerepie.
Fryzjera znam dobrze, zawsze przed wizyta dzwonie do niego i umawiam sie na godzine. Mieszkamy na wojskowym osiedlu, wsrod kombatantow wojny japonsko-chinskiej (1937-1945) i wojny wyzwolenczej (1945-1949). Wiekszosc z nich pelnila wazne funkcje w wojsku, rzadzie centralnym czy miejskim, a po przejsciu na emeryture panstwo przyznalo im bezplatne mieszkania w dobrym punkcie miasta i niewielki oddzial wojskowy dbajacy o ich codzienne potrzeby (np. codziennie bezplatnie otrzymuja gotowany ryz i mleko sojowe, regularnie sa wozeni wojskowym autobusem do centrow handlowych), zdrowie (nie dosc, ze maja wojskowego lekarza na osiedlu dyzurujacego przez 24 godziny, to rowniez sa regularnie badani w szpitalu wojskowym - ktory jest uwazany za jeden z najlepszych tutaj) i rozrywki. Te ostatnie to nie tylko bezplatne wycieczki do okolicznych miejscowosci turystycznych, ale takze regularne spotkania milosnikow opery pekinskiej. Wszystko to jest fajne, ale niektore z tych udogodnien nam naprawde psuje humory. Latem o 6:15 rano pomoce domowe (najczesciej chlopki z prowincji, zatrudniane przez rodziny kombatantow do opieki nad nimi) przychodza po mleko sojowe, ktore wydawane jest akurat pod naszymi oknami, i zaczynaja wrzeszczec do siebie. Przypuszczam, ze ten wrzask wynika stad, iz na wsi mieszkaja daleko od sasiadow i znajomych i zeby sie porozumiec musza sie glosno nawolywac, i te przyzwyczajenia przynosza ze soba do wielkiego miasta. W sumie jednak podobne zachowania maja starsze mieszkanki Szanghaju, z ktorych wiekszosc pracowala w zakladach wlokienniczych przy szumie maszyn, i przywyczaila sie do glosnych rozmow w tym srodowisku. Wycwiczyly one nie tylko sile glosu, ale rowniez wysoki tembr, ktory byl w stanie przedrzec sie przez halas hali produkcyjnej. Nie daj boze jesli leci sie samolotem na dluzszej trasie siedzac obok kogos takiego (co wlasnie mi sie przydazylo, jako lecialem samolotem w takim towarzystwie). Trzy godziny pracy mlota pneumatycznego w towarzystwie wiertarki probujacej bezskutecznie wywiercic dziure w betonowej scianie sa przyjemniejsze od siedzenia w samolocie przed kims takim.
Tak wiec latem mamy poranne budzenie tychze chlopek, nie powiem, zeby byl to przyjemny poczatek dnia. Do tego dochodza jeszcze ptaszki. Ptaszki - jak je pieszczotliwie, a moze raczej zgryzliwie nazywa Duza M - to inaczej charkoty. Otoz Chinczycy w wiekszosci pala papierosy, i z rana oczyszczaja nagromadzona w gardle flegme. Jest to caly ceremonial, ktorego glowna czescia jest potworny, glosny charkot, a konczy sie soczystym i glosnym splunieciem na ziemie. Zwyczaj obrzydliwy, a z rana raczej nie wprawiajacy w dobry nastroj.
Swietlica kombatantow znajduje sie niestety rowniez pod naszymi oknami, i w niektore soboty przyjezdza na rowerze wirtuz Jinghu 京胡 - instrumentu smyczkowego ktory potrafi wyrwac z wiecznego snu zmarlego. I w te soboty kombatanci - tak jak kiedys karabin - biora w swe rece mikrofon, podlaczony do wlaczonego na maksimum wzmacniacza i poteznych glosnikow (w wiekszosci sa oni albo kompletnie glusi albo co najmniej bardzo przyglusi), i dziarskim oficerskim acz chrypliwym, bo nadwerezonym wiekiem, glosem, zaczynaja spiewac ulubione arie opery pekinskiej. Unikalnego brzmienia tych arii nie da sie wyrazic slowami, sugeruje poszukac jakichs nagran, zalozyc sluchawki na uszy, podglosnic je na full - wowczas bedzie sie mialo namiastke naszych sobotnich porankow.
W kazdym razie na naszym osiedlu jest rowniez fryzjer, ktory za Y2 calkiem niezle strzyze.
Fryzjer to mlody chlopak przed 30tka, przyjechal do Szanghaju kilka lat temu z rodzinnego Anhui 安徽. Anhui to jedna z biedniejszych prowincji, magazyn taniej sily roboczej dla Szanghaju; mimo, ze obecny prezydent Chin Hu Jintao pochodzi wlasnie stamtad, Anhui jakos nie moze stanac na nogi, a takie miejscowosci jak Fuyang znane sa - nieslawnie - chocby niedawnej tragedii, jaka dotknela tantejsze dzieci pijace tanie i bezwartosciowe mleko w proszku, i przede wszystkim biedy, ktora mlodych wygania do miast za chlebem. Mlodziez meska najczesciej pracuje na budowach, dziewczyny co ladniejsze zabawiaja klientow w barach naciagajac ich na drogie drinki i liczac na to, ze ktoremus wpadna w oko i zostana utrzymanka bogacza. Inne sprzedaja swoje cialo, a te, ktorym natura poskapila urody albo pracuja jako kelnerki albo w salonach masazu, gdzie zajmuja sie myciem i masowaniem stop. Przypuszczam, ze prezydent Hu Jintao nie wspomaga stron rodzinnych, by nie byc posadzonym o prywate. Fryzjer ma zone z Guizhou 贵州, biednej prowincji z poludniowo-zachodnich Chin. Nalezy ona do lokalnej mniejszosci narodowosciowej. Chiny sa krajem wielo-narodowosciowym, w ktorym oprocz natywnych Chinczykow narodowosci Han 汉 mieszka 55 innych narodowosci. Fryzjer jest z 30cm nizszy ode mnie, wyglada na 15 lat, jego zona pomaga sprzatajac, maja mala coreczke Momo, ktora ma 4 lata. To bardzo sympatyczna rodzina, pracowita i skromna. Duza M razem z Mala M daja im czesto zabawki, ktorymi Mala M sie juz nie bawi, i rzeczy, z ktorych wyrosla. Ja fryzjerowi place zawsze dyche, trzeba miec gest.
Oczywiscie u fryzjera mozna posluchac plotek i dowiedziec sie wielu ciekawych rzeczy. Ostatnio fryzjer opowiedzial mi o zdarzeniu, jakie spotkalo poprzedniego dnia jego zone, gdy wracala z rynku warzywnego. Otoz wolno jechala rowerem, gdy nagle uswiadomila sobie, ze nie ma portfela, spojrzala wowczas za siebie, i zobaczyla dwoch ujgurskich chlopakow. Jadaca za nia kobieta powiedziala jej, ze to oni wlasnie ukradli jej portmonetke. Zona fryzjera krzyknela na chlopakow, by oddali jej natychnmiast pieniadze, gdy nagle ni stad ni zowad pojawilo sie dwoch roslych Ujgurow z nozami. Oczywiscie zona fryzjera wsiadla natychmiast na rower i odjechala szybko do domu. Fryzjer byl bardzo poruszony zdarzeniem, widac bylo jego wscieklosc na Ujgurow.
Tu kilka slow wyjasnienia. Ujgurowie (维吾尔族, 维族, potocznie zwani 新疆人) mieszkaja w rejonie autonomicznym Xinjiang na dalekim zachodzie Chin, gdzie kraj graniczy z Kazachstanem, Turkmenistanem, niedaleko stamtad do Pakistanu. Natywni Chinczycy nie lubia Ujgurow, z wzajemnoscia zreszta. Przyczyn jest wiele. Ujgurowie nie wygladaja jak azjaci, lecz maja rysy indoeuropejskie. Maja bardzo odrebna kulture od tradycyjnej chinskiej, mowia innym jezykiem - a "powszechna mowa" 普通话 (jezyk radia i TV w Chinach) z bardzo silnym akcentem. Co wiecej sa muzulmanami, nie jedza wieprzowiny. W Xinjiangu czesto dochodzi do zamieszek przeciw Chinczykom, wsrod Ujgurow istnieja dosc radykalne odlamy walczace o autonomie, czesto wybuchaja tam autobusy, gina chinscy policjanci czy sily porzadkowe, sporo jest atakow terrorystycznych. Ostatnio, kilka tygodni przed olimpiada glosno bylo o zlapaniu trojki mlodych Ujgurow, ktorzy planowali wysadzic w powietrze samolot; wykrycie tego planu bylo sukcesem chinskich sil bezpieczenstwa, jednak w Szanghaju zdazyly wybuchnac dwa autobusy, podobnie stalo sie w Kunmingu. Oficjalnie doszlo do samozaplonu, ale w internecie dobrze poinformowane zrodla przypisaly je "Ruchowi Wyzwolenia Wschodniego Turkmenistanu", ujgurskiej organizacji terrorystycznej.Ogolnie Ujgurowie znani sa najbardziej ze sprzedazy szaszlykow, haszyszu i kradziezy. Kiedys Duza M o malo co nie zostala przez Ujgurow okradziona we Friendship Store 友谊商店 (to dosc szykowne centrum handlowe tutaj), potem widziala ich w Carrefourze. Pewnie bede oskarzony o uprzedzenie wobec nich, ale opisuje tylko nasze doswiadczenia.
Fryzjer obdarzyl mnie ciekawa porcja informacji o Ujgurach. Otoz wg niego - i pewnie pozostalego miliarda z hakiem Chinczykow - Ujgurowie nie jedza wieprzowiny, bo uwazajac swinie za swojego przodka. Fryzjer mowil, ze jego znajomi widzieli ponoc portrety swini w domach muzulmanow w Henanie 河南 (to inna prowincja chinska). Poniewaz akurat jeden z moich nauczycieli sztuk walki jest muzulmaninem wlasnie z Henanu, powiedzialem fryzjerowi, ze przyczyny sa chyba nieco inne. Moj nauczyciel swego czasu wyjasnial, ze kiedy Noe zabral na arke rozne zwierzeta, dryfowala ona na falach potopu przez dlugi czas, i wszyscy na pokladzie cierpieli glod i bardzo chudli, tylko o dziwo swinia wygladala coraz lepiej. Jak sie okazalo, odzywiala sie ona odchodami innych zwierzat. Stad tez muzulmanie nie jedza wieprzowiny, bo uwazaja jej mieso za nieczyste, swinstwo po prostu. Fakt jest faktem, ze podczas moich wielokrotnych eskapad na chinska wies wychodek sasiadowal zawsze bezposrednio z chlewem, i swinie rzeczywiscie jadly ludzkie odchody. Swego czasu myslalem, ze to wyizolowane przypadki wynikle z biedy i podejscia, ze nic nie moze sie zmarnowac, i ze jest to dosc nowa metoda wychowu tucznika, ale podczas jednej z wizyt w Muzeum Prowincji Shaanxi w Xi"anie widzialem wykopany z grobu z czasow dynastii Han (2 wiek p.n.e - poczatek 3 wieku n.e.) model chlewu - polaczony z wychodkiem.
Zdjecie - chinska toaleta sprzed 2 tysiecy lat - podobne caly czas funkcjonuja na wsi:
Pozniej rozmowa z fryzjerem przeszla na temat kombatantow. Swego czasu podslyszalem rozmowe pomocy domowych z obwoznym ostrzycielem nozy (jezdzi rowerem po osiedlach z taborecikiem i kompletem ostrzalem i za 2-3 yuany ostrzy tasaki, noze kuchenne i nozyczki). Z rozmowy wynikalo, ze kombatanci maja mnostwo pieniedzy. Fryzjer mial odmienne zdanie w tej materii. Wg niego wszystko sie konczy, gdy przechodzi sie na emeryture, zostaje pare przywilejow, ale wypada sie z ukladu - bo opuszczajac stanowisko traci sie odpowiadajaca mu wladze i mozliwosci. Ci, ktorzy kiedys darzyli urzednika szacunkiem i biegali za nim jak nie powiem co za czym, po jego przejsciu na emeryture odwracaja sie do niego plecami. Pewnie jest w tym sporo prawdy, ale kombatanci - przynajmniej niektorzy z nich - zdarzyli ustawic swoje dzieci zawodowo. Obok miejsca, w ktorym cwicze, mieszka liczacy sobie 89 lat kombatant wojny japonsko-chinskiej (ktora Chinczycy slusznie nazywaja wojna z agresja japonska), Stary Zhang 老张. Stary Zhang pochodzi z Shandongu 山东 (prowincja na wschodzie Chin), mocno nie doslyszy, kuleje na jedna noge, ma rozrusznik serca i sztuczne oko. Kiedys jak tylko widzial mnie cwiczacego pod jego oknem, wychodzil i pokazywal ciekawe techniki walki - bardzo realne metody walki wrecz stosowane przez zolnierzy na froncie, a nie jakies kwieciste uklady. Stary Zhang opowiadal, ze kiedys ledwo wyszedl z zyciem, gdy jego batalion zostal wybity prawie co do ostatniego zolnierza, a japonczycy dobijali bagnetami rannych. On sam polozyl sie pod cialami wspoltowarzyszy, wysmarowal krwia i lezal bez ruchu. W pewnym momencie poczul silny bol - to zolnierz japonski dzgnal go bagnetem. Zacisnal tylko zeby i nie poruszyl sie ani odrobine - i dzieki temu przezyl. Stary Zhang to rzeczywiscie kolorowa postac - a do tego swietnie kaligrafuje. Kiedys zaprosil mnie do swojego mieszkania i pokazal kaligrafie, rzeczywiscie bardzo ladne. Na mnie jednak najwieksze wrazenie zrobil stary miecz z Longquan 龙泉剑 z poczatku wieku. Longquan to miejsce slawne najlepszymi platnerzami w Chinach, do dzis robione sa tam miecze i bron biala. Zapomniane tradycyjne technologie powoli sa odtwarzane i jakosc broni stamtad jest coraz lepsza. Wracajac jednak do Starego Zhanga - latem nie widac go u nas na osiedlu - jak wyjasnila mi jego sasiadka mieszka on wowczac o corki w willi pod Szanghajem. Willa pod Shanghajem to grube pieniadze, jakich nie zarabia sie na niskim panstwowym stolku. Ale co sie dziwic - Stary Zhang mial bardzo wysoki stopien w wojsku, wyzwalal Szanghaj u boku slawnego marszalka Chen Yi (ktory byl rowniez pierwszym merem Szanghaju - jednym z jego wielkich osiagniec byla udana reedukacja dziesiatek tysiecy prostytutek i palaczy opium w miescie), wiec nic dziwnego, ze mial on dostep do najwiekszych przywilejow.
Potem fryzjer wyrazil swoja opinie o Tybetanczykach 藏族. Sa oni dzicy, nieokielznani i zdolni do wszystkiego. Jako przyklad podal zdarzenie opisane w lokalnych gazetach. Otoz na kladce nad glowna ulica w Szanghaju Tybetanczyk rozlozyl na kocu towar do sprzedazy - rozne noze, naszyjniki oraz lapy tygrysa. Czesto mozna spotkac Tybetaczykow ubranych w charakterystyczne dlugie grube "togi", z nozami u pasa (maja do tego prawo, jest to ich zwyczaj i tradycja) i czaszka jaka 牦牛 na plecach, ktorzy handluja lokalnymi specjalami z Tybetu, z ktorych najwiekszym wzieciem ciesza sie lapy tygrysa. Kosci tygrysa sa waznym skladnikiem chinskich tradycyjnych lekarstw, zdaje sie, ze dobrze robia na reumatyzm. NB niedawno TV pokazywala program o osrodku ochrony tygrysow syberyjskich. Nie omieszkano wspomniec, ze pierwotnie byla to ferma tygrysow, w ktorej zwierzeta hodowano wlasnie dla ich kosci. Wracajac jednak do Tybetanczyka na kladce. - otoz wykrzykiwal on "Osiem yuanow za jedno!". Jednemu z przechodniow wydawalo sie, ze Y8 za jedna lape, wiec poprosil o "jedno". Tybetanczyk natychmiast pocial lape na kawalki i zaczal wazyc. Klient byl mocno skonfudowany - przeciez mialo byc za jedna sztuke. Na to Tybetanczyk ostro zaprzeczyl - nie za jedna sztuke, ale za jeden gram. Klient chcial odejsc, ale Tybetanczyk wyciagnal zawieszony u pasa noz mowiac, ze lape juz pocial i klient musi ja kupic. Wyszla suma ponad 3tys. yuanow, klient zaczal sie stawiac, na co do Tybetanczyka przylaczylo sie kilki kumpli (zwykle chodza oni w grupach), i w koncu klient kupil lape za 1000 yuanow. Lapa oczywiscie byla nieprawdziwa, ponoc specjalne warsztaty preparuja je. Nieporozumienie wyniklo rowniez z tego, ze Tybetanczyk slowo "jedna sztuka" Yi Ge 一个 wymawial podobnie do "jeden gram" Yi Ke 一克. Tybetanczycy po chinsku mowia zwykle z dosc ciezkim akcentem, ale oczywiscie caly szwindel byl - tak uwazal fryzjer - zamierzony.
Godzinka u fryzjera minela jak z bicza strzelil, ani sie nie obejrzalem, a z lustra patrzyla na mnie cywilizowanie wygladajaca twarz czlowieka, ktory wlasnie zaczerpnal wielki lyk z czystego zrodla wiedzy i informacji. No i na glowie pojawil sie jaki-taki porzadek, najwazniejsze, ze wlosy krotsze, bo nie chcialem wyjezdzac z dlugimi w tropiki. Wiadomosc te zaczalem pisac na pokladzie samolotu lecacego do Sanya 三亚, wakacyjnej stolicy Kraju Srodka, lezacej nad cieplym oceanem na samym poludniu tropikalnej wyspy Hainan 海南. A koncze w przeddzien wyjazdu do Szanghaju. Krotka relacja z tego pobytu juz wkrotce.
Fryzjera znam dobrze, zawsze przed wizyta dzwonie do niego i umawiam sie na godzine. Mieszkamy na wojskowym osiedlu, wsrod kombatantow wojny japonsko-chinskiej (1937-1945) i wojny wyzwolenczej (1945-1949). Wiekszosc z nich pelnila wazne funkcje w wojsku, rzadzie centralnym czy miejskim, a po przejsciu na emeryture panstwo przyznalo im bezplatne mieszkania w dobrym punkcie miasta i niewielki oddzial wojskowy dbajacy o ich codzienne potrzeby (np. codziennie bezplatnie otrzymuja gotowany ryz i mleko sojowe, regularnie sa wozeni wojskowym autobusem do centrow handlowych), zdrowie (nie dosc, ze maja wojskowego lekarza na osiedlu dyzurujacego przez 24 godziny, to rowniez sa regularnie badani w szpitalu wojskowym - ktory jest uwazany za jeden z najlepszych tutaj) i rozrywki. Te ostatnie to nie tylko bezplatne wycieczki do okolicznych miejscowosci turystycznych, ale takze regularne spotkania milosnikow opery pekinskiej. Wszystko to jest fajne, ale niektore z tych udogodnien nam naprawde psuje humory. Latem o 6:15 rano pomoce domowe (najczesciej chlopki z prowincji, zatrudniane przez rodziny kombatantow do opieki nad nimi) przychodza po mleko sojowe, ktore wydawane jest akurat pod naszymi oknami, i zaczynaja wrzeszczec do siebie. Przypuszczam, ze ten wrzask wynika stad, iz na wsi mieszkaja daleko od sasiadow i znajomych i zeby sie porozumiec musza sie glosno nawolywac, i te przyzwyczajenia przynosza ze soba do wielkiego miasta. W sumie jednak podobne zachowania maja starsze mieszkanki Szanghaju, z ktorych wiekszosc pracowala w zakladach wlokienniczych przy szumie maszyn, i przywyczaila sie do glosnych rozmow w tym srodowisku. Wycwiczyly one nie tylko sile glosu, ale rowniez wysoki tembr, ktory byl w stanie przedrzec sie przez halas hali produkcyjnej. Nie daj boze jesli leci sie samolotem na dluzszej trasie siedzac obok kogos takiego (co wlasnie mi sie przydazylo, jako lecialem samolotem w takim towarzystwie). Trzy godziny pracy mlota pneumatycznego w towarzystwie wiertarki probujacej bezskutecznie wywiercic dziure w betonowej scianie sa przyjemniejsze od siedzenia w samolocie przed kims takim.
Tak wiec latem mamy poranne budzenie tychze chlopek, nie powiem, zeby byl to przyjemny poczatek dnia. Do tego dochodza jeszcze ptaszki. Ptaszki - jak je pieszczotliwie, a moze raczej zgryzliwie nazywa Duza M - to inaczej charkoty. Otoz Chinczycy w wiekszosci pala papierosy, i z rana oczyszczaja nagromadzona w gardle flegme. Jest to caly ceremonial, ktorego glowna czescia jest potworny, glosny charkot, a konczy sie soczystym i glosnym splunieciem na ziemie. Zwyczaj obrzydliwy, a z rana raczej nie wprawiajacy w dobry nastroj.
Swietlica kombatantow znajduje sie niestety rowniez pod naszymi oknami, i w niektore soboty przyjezdza na rowerze wirtuz Jinghu 京胡 - instrumentu smyczkowego ktory potrafi wyrwac z wiecznego snu zmarlego. I w te soboty kombatanci - tak jak kiedys karabin - biora w swe rece mikrofon, podlaczony do wlaczonego na maksimum wzmacniacza i poteznych glosnikow (w wiekszosci sa oni albo kompletnie glusi albo co najmniej bardzo przyglusi), i dziarskim oficerskim acz chrypliwym, bo nadwerezonym wiekiem, glosem, zaczynaja spiewac ulubione arie opery pekinskiej. Unikalnego brzmienia tych arii nie da sie wyrazic slowami, sugeruje poszukac jakichs nagran, zalozyc sluchawki na uszy, podglosnic je na full - wowczas bedzie sie mialo namiastke naszych sobotnich porankow.
W kazdym razie na naszym osiedlu jest rowniez fryzjer, ktory za Y2 calkiem niezle strzyze.
Fryzjer to mlody chlopak przed 30tka, przyjechal do Szanghaju kilka lat temu z rodzinnego Anhui 安徽. Anhui to jedna z biedniejszych prowincji, magazyn taniej sily roboczej dla Szanghaju; mimo, ze obecny prezydent Chin Hu Jintao pochodzi wlasnie stamtad, Anhui jakos nie moze stanac na nogi, a takie miejscowosci jak Fuyang znane sa - nieslawnie - chocby niedawnej tragedii, jaka dotknela tantejsze dzieci pijace tanie i bezwartosciowe mleko w proszku, i przede wszystkim biedy, ktora mlodych wygania do miast za chlebem. Mlodziez meska najczesciej pracuje na budowach, dziewczyny co ladniejsze zabawiaja klientow w barach naciagajac ich na drogie drinki i liczac na to, ze ktoremus wpadna w oko i zostana utrzymanka bogacza. Inne sprzedaja swoje cialo, a te, ktorym natura poskapila urody albo pracuja jako kelnerki albo w salonach masazu, gdzie zajmuja sie myciem i masowaniem stop. Przypuszczam, ze prezydent Hu Jintao nie wspomaga stron rodzinnych, by nie byc posadzonym o prywate. Fryzjer ma zone z Guizhou 贵州, biednej prowincji z poludniowo-zachodnich Chin. Nalezy ona do lokalnej mniejszosci narodowosciowej. Chiny sa krajem wielo-narodowosciowym, w ktorym oprocz natywnych Chinczykow narodowosci Han 汉 mieszka 55 innych narodowosci. Fryzjer jest z 30cm nizszy ode mnie, wyglada na 15 lat, jego zona pomaga sprzatajac, maja mala coreczke Momo, ktora ma 4 lata. To bardzo sympatyczna rodzina, pracowita i skromna. Duza M razem z Mala M daja im czesto zabawki, ktorymi Mala M sie juz nie bawi, i rzeczy, z ktorych wyrosla. Ja fryzjerowi place zawsze dyche, trzeba miec gest.
Oczywiscie u fryzjera mozna posluchac plotek i dowiedziec sie wielu ciekawych rzeczy. Ostatnio fryzjer opowiedzial mi o zdarzeniu, jakie spotkalo poprzedniego dnia jego zone, gdy wracala z rynku warzywnego. Otoz wolno jechala rowerem, gdy nagle uswiadomila sobie, ze nie ma portfela, spojrzala wowczas za siebie, i zobaczyla dwoch ujgurskich chlopakow. Jadaca za nia kobieta powiedziala jej, ze to oni wlasnie ukradli jej portmonetke. Zona fryzjera krzyknela na chlopakow, by oddali jej natychnmiast pieniadze, gdy nagle ni stad ni zowad pojawilo sie dwoch roslych Ujgurow z nozami. Oczywiscie zona fryzjera wsiadla natychmiast na rower i odjechala szybko do domu. Fryzjer byl bardzo poruszony zdarzeniem, widac bylo jego wscieklosc na Ujgurow.
Tu kilka slow wyjasnienia. Ujgurowie (维吾尔族, 维族, potocznie zwani 新疆人) mieszkaja w rejonie autonomicznym Xinjiang na dalekim zachodzie Chin, gdzie kraj graniczy z Kazachstanem, Turkmenistanem, niedaleko stamtad do Pakistanu. Natywni Chinczycy nie lubia Ujgurow, z wzajemnoscia zreszta. Przyczyn jest wiele. Ujgurowie nie wygladaja jak azjaci, lecz maja rysy indoeuropejskie. Maja bardzo odrebna kulture od tradycyjnej chinskiej, mowia innym jezykiem - a "powszechna mowa" 普通话 (jezyk radia i TV w Chinach) z bardzo silnym akcentem. Co wiecej sa muzulmanami, nie jedza wieprzowiny. W Xinjiangu czesto dochodzi do zamieszek przeciw Chinczykom, wsrod Ujgurow istnieja dosc radykalne odlamy walczace o autonomie, czesto wybuchaja tam autobusy, gina chinscy policjanci czy sily porzadkowe, sporo jest atakow terrorystycznych. Ostatnio, kilka tygodni przed olimpiada glosno bylo o zlapaniu trojki mlodych Ujgurow, ktorzy planowali wysadzic w powietrze samolot; wykrycie tego planu bylo sukcesem chinskich sil bezpieczenstwa, jednak w Szanghaju zdazyly wybuchnac dwa autobusy, podobnie stalo sie w Kunmingu. Oficjalnie doszlo do samozaplonu, ale w internecie dobrze poinformowane zrodla przypisaly je "Ruchowi Wyzwolenia Wschodniego Turkmenistanu", ujgurskiej organizacji terrorystycznej.Ogolnie Ujgurowie znani sa najbardziej ze sprzedazy szaszlykow, haszyszu i kradziezy. Kiedys Duza M o malo co nie zostala przez Ujgurow okradziona we Friendship Store 友谊商店 (to dosc szykowne centrum handlowe tutaj), potem widziala ich w Carrefourze. Pewnie bede oskarzony o uprzedzenie wobec nich, ale opisuje tylko nasze doswiadczenia.
Fryzjer obdarzyl mnie ciekawa porcja informacji o Ujgurach. Otoz wg niego - i pewnie pozostalego miliarda z hakiem Chinczykow - Ujgurowie nie jedza wieprzowiny, bo uwazajac swinie za swojego przodka. Fryzjer mowil, ze jego znajomi widzieli ponoc portrety swini w domach muzulmanow w Henanie 河南 (to inna prowincja chinska). Poniewaz akurat jeden z moich nauczycieli sztuk walki jest muzulmaninem wlasnie z Henanu, powiedzialem fryzjerowi, ze przyczyny sa chyba nieco inne. Moj nauczyciel swego czasu wyjasnial, ze kiedy Noe zabral na arke rozne zwierzeta, dryfowala ona na falach potopu przez dlugi czas, i wszyscy na pokladzie cierpieli glod i bardzo chudli, tylko o dziwo swinia wygladala coraz lepiej. Jak sie okazalo, odzywiala sie ona odchodami innych zwierzat. Stad tez muzulmanie nie jedza wieprzowiny, bo uwazaja jej mieso za nieczyste, swinstwo po prostu. Fakt jest faktem, ze podczas moich wielokrotnych eskapad na chinska wies wychodek sasiadowal zawsze bezposrednio z chlewem, i swinie rzeczywiscie jadly ludzkie odchody. Swego czasu myslalem, ze to wyizolowane przypadki wynikle z biedy i podejscia, ze nic nie moze sie zmarnowac, i ze jest to dosc nowa metoda wychowu tucznika, ale podczas jednej z wizyt w Muzeum Prowincji Shaanxi w Xi"anie widzialem wykopany z grobu z czasow dynastii Han (2 wiek p.n.e - poczatek 3 wieku n.e.) model chlewu - polaczony z wychodkiem.
Zdjecie - chinska toaleta sprzed 2 tysiecy lat - podobne caly czas funkcjonuja na wsi:
Pozniej rozmowa z fryzjerem przeszla na temat kombatantow. Swego czasu podslyszalem rozmowe pomocy domowych z obwoznym ostrzycielem nozy (jezdzi rowerem po osiedlach z taborecikiem i kompletem ostrzalem i za 2-3 yuany ostrzy tasaki, noze kuchenne i nozyczki). Z rozmowy wynikalo, ze kombatanci maja mnostwo pieniedzy. Fryzjer mial odmienne zdanie w tej materii. Wg niego wszystko sie konczy, gdy przechodzi sie na emeryture, zostaje pare przywilejow, ale wypada sie z ukladu - bo opuszczajac stanowisko traci sie odpowiadajaca mu wladze i mozliwosci. Ci, ktorzy kiedys darzyli urzednika szacunkiem i biegali za nim jak nie powiem co za czym, po jego przejsciu na emeryture odwracaja sie do niego plecami. Pewnie jest w tym sporo prawdy, ale kombatanci - przynajmniej niektorzy z nich - zdarzyli ustawic swoje dzieci zawodowo. Obok miejsca, w ktorym cwicze, mieszka liczacy sobie 89 lat kombatant wojny japonsko-chinskiej (ktora Chinczycy slusznie nazywaja wojna z agresja japonska), Stary Zhang 老张. Stary Zhang pochodzi z Shandongu 山东 (prowincja na wschodzie Chin), mocno nie doslyszy, kuleje na jedna noge, ma rozrusznik serca i sztuczne oko. Kiedys jak tylko widzial mnie cwiczacego pod jego oknem, wychodzil i pokazywal ciekawe techniki walki - bardzo realne metody walki wrecz stosowane przez zolnierzy na froncie, a nie jakies kwieciste uklady. Stary Zhang opowiadal, ze kiedys ledwo wyszedl z zyciem, gdy jego batalion zostal wybity prawie co do ostatniego zolnierza, a japonczycy dobijali bagnetami rannych. On sam polozyl sie pod cialami wspoltowarzyszy, wysmarowal krwia i lezal bez ruchu. W pewnym momencie poczul silny bol - to zolnierz japonski dzgnal go bagnetem. Zacisnal tylko zeby i nie poruszyl sie ani odrobine - i dzieki temu przezyl. Stary Zhang to rzeczywiscie kolorowa postac - a do tego swietnie kaligrafuje. Kiedys zaprosil mnie do swojego mieszkania i pokazal kaligrafie, rzeczywiscie bardzo ladne. Na mnie jednak najwieksze wrazenie zrobil stary miecz z Longquan 龙泉剑 z poczatku wieku. Longquan to miejsce slawne najlepszymi platnerzami w Chinach, do dzis robione sa tam miecze i bron biala. Zapomniane tradycyjne technologie powoli sa odtwarzane i jakosc broni stamtad jest coraz lepsza. Wracajac jednak do Starego Zhanga - latem nie widac go u nas na osiedlu - jak wyjasnila mi jego sasiadka mieszka on wowczac o corki w willi pod Szanghajem. Willa pod Shanghajem to grube pieniadze, jakich nie zarabia sie na niskim panstwowym stolku. Ale co sie dziwic - Stary Zhang mial bardzo wysoki stopien w wojsku, wyzwalal Szanghaj u boku slawnego marszalka Chen Yi (ktory byl rowniez pierwszym merem Szanghaju - jednym z jego wielkich osiagniec byla udana reedukacja dziesiatek tysiecy prostytutek i palaczy opium w miescie), wiec nic dziwnego, ze mial on dostep do najwiekszych przywilejow.
Potem fryzjer wyrazil swoja opinie o Tybetanczykach 藏族. Sa oni dzicy, nieokielznani i zdolni do wszystkiego. Jako przyklad podal zdarzenie opisane w lokalnych gazetach. Otoz na kladce nad glowna ulica w Szanghaju Tybetanczyk rozlozyl na kocu towar do sprzedazy - rozne noze, naszyjniki oraz lapy tygrysa. Czesto mozna spotkac Tybetaczykow ubranych w charakterystyczne dlugie grube "togi", z nozami u pasa (maja do tego prawo, jest to ich zwyczaj i tradycja) i czaszka jaka 牦牛 na plecach, ktorzy handluja lokalnymi specjalami z Tybetu, z ktorych najwiekszym wzieciem ciesza sie lapy tygrysa. Kosci tygrysa sa waznym skladnikiem chinskich tradycyjnych lekarstw, zdaje sie, ze dobrze robia na reumatyzm. NB niedawno TV pokazywala program o osrodku ochrony tygrysow syberyjskich. Nie omieszkano wspomniec, ze pierwotnie byla to ferma tygrysow, w ktorej zwierzeta hodowano wlasnie dla ich kosci. Wracajac jednak do Tybetanczyka na kladce. - otoz wykrzykiwal on "Osiem yuanow za jedno!". Jednemu z przechodniow wydawalo sie, ze Y8 za jedna lape, wiec poprosil o "jedno". Tybetanczyk natychmiast pocial lape na kawalki i zaczal wazyc. Klient byl mocno skonfudowany - przeciez mialo byc za jedna sztuke. Na to Tybetanczyk ostro zaprzeczyl - nie za jedna sztuke, ale za jeden gram. Klient chcial odejsc, ale Tybetanczyk wyciagnal zawieszony u pasa noz mowiac, ze lape juz pocial i klient musi ja kupic. Wyszla suma ponad 3tys. yuanow, klient zaczal sie stawiac, na co do Tybetanczyka przylaczylo sie kilki kumpli (zwykle chodza oni w grupach), i w koncu klient kupil lape za 1000 yuanow. Lapa oczywiscie byla nieprawdziwa, ponoc specjalne warsztaty preparuja je. Nieporozumienie wyniklo rowniez z tego, ze Tybetanczyk slowo "jedna sztuka" Yi Ge 一个 wymawial podobnie do "jeden gram" Yi Ke 一克. Tybetanczycy po chinsku mowia zwykle z dosc ciezkim akcentem, ale oczywiscie caly szwindel byl - tak uwazal fryzjer - zamierzony.
Godzinka u fryzjera minela jak z bicza strzelil, ani sie nie obejrzalem, a z lustra patrzyla na mnie cywilizowanie wygladajaca twarz czlowieka, ktory wlasnie zaczerpnal wielki lyk z czystego zrodla wiedzy i informacji. No i na glowie pojawil sie jaki-taki porzadek, najwazniejsze, ze wlosy krotsze, bo nie chcialem wyjezdzac z dlugimi w tropiki. Wiadomosc te zaczalem pisac na pokladzie samolotu lecacego do Sanya 三亚, wakacyjnej stolicy Kraju Srodka, lezacej nad cieplym oceanem na samym poludniu tropikalnej wyspy Hainan 海南. A koncze w przeddzien wyjazdu do Szanghaju. Krotka relacja z tego pobytu juz wkrotce.
4 komentarze:
Bardzo ciekawy wpis. Etniczne stereotypy to jeden z bardziej frapujących tematów w Chinach, a dla mnie osobiście szczególnie te dotyczące muzułmanów (Hui czy Ujgurów). Pomysłów na to dlaczego muzułmanie nie jedzą wieprzowiny Hanowie zawsze mają sporo, a ten gdzie rzekomo świnia jest przodkiem muzułmanów jest jednym z najbardziej rozpowszechnionych, często opisywanych także w literaturze.
Zrównujesz Ujgurów z Xinjiangren- to jednak chyba nie do końca to samo. Faktycznie często Chińczycy dokonują takiego skrótu myślowego, ale oczywiście w XJ każdy miejscowy Han uważa się za Xinjiangren (dla Ujgurów z kolei jest to termin obcy, narzucony)- nie wspominając o innych miejscowych grupach etnicznych. No ale w Szanghaju jest to bez znaczenia.
Ujgurzy i Tybetańczycy cieszą się kiepską opinią wśród Hanów z wielkich miast, bo na tradycyjne uprzedzenia wobec ubogich migrantów nakłada się wielka różnica kulturowa i wyglądu (choć Ujgurzy akurat nie są zbyt 'indoeuropejscy', raczej 'tureccy')
Pozdrowienia
Wlodek
Witaj Wlodku, dziekuje za komentarz i informacje. Czytajac moje wpisy pamietaj, ze oddaja one dosc stereotypowe podejscie typowych Chinczykow do najrozniejszych spraw - oraz oczywiscie moje najrozniejsze doswiadczenia. Dla fryzjera - i wiekszosci mieszkancow Szanghaju (i pewnie nie tylko) - Ujgurowie to Xinjiangren. Oczywiscie okreslenie to tak naprawde odnosi sie do wszystkich mieszkancow Xinjiangu, w tym takze natywnych Chinczykow. Stereotyp jest jednak nieco inny.
Jesli chodzi o rysy Ujgurow, to wg artykulow, ktore znalazlem w necie, naleza oni do rasy bialej, galezi indyjsko-iranskiej. Masz racje, ze okreslenie indo-europejskie nie jest precyzyjne - ich rysy nalezaloby okreslic raczej jako europoidalne czy kaukaskie. W kazdym razie wygladem sa blizsi europejczykom, niz Chinczykom.
NB jutro wracam do Szanghaju z dlugiego wyjazdu, mnostwo materialu czeka na publikacje w blogu. Poko co zycze wszystkim czytelnikom tego bloga wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku!
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że oddajesz w swoich wpisach chińskie spojrzenie na wiele spraw i za cel stawiasz sobie wyłożenie "chińskiego światopoglądu" - mój komentarz nie miał na celu przekonywania Ciebie, że nie masz racji.
Z tym kaukazoidalnym czy też europoidalnym wyglądem Ujgurów to jest bardzo ciekawa sprawa - zważywszy na to, że praojczyzną historycznych Ujgurów była dzisiejsza Mongolia i, jak wszyscy dawni Turcy, byli oni mongoloidami. Do dziś zresztą u wielu z nich te cechy przeważają. Pierwotni mieszkańcy XJ, czyli m.in. Sogdyjczycy byli z kolei Indoeurpejczykami (czego dowodzą np. znalezione w XJ teksty - http://en.wikipedia.org/wiki/Sogdian_script), i to od nich, poprzez mieszanie się, migrujący na te tereny Ujgurzy przejęli pewne cechy antropologiczne charakterystyczne dla "europejczyków".
Dużo zależy też od tego, z której części XJ dana osoba pochodzi - w Kaszgarze np. domieszka centralnoazjatycka i indyjska jest tak duża, że miejscowi wyglądają zupełnie nie chińsko. W Yili Ujgurzy mają z kolei bardzo mongoloidalne rysy twarzy.
NB - mało osób zdaje sobie sprawę, że etnonim Ujgur nie był w użyciu aż do lat 20-tych XX w, a przywrócili go do użycia Sowieci, od których przejęli to Chińczycy, a dopiero na końcu sami zainteresowani.
Wszystkiego najlepszego w nowym roku! czekam na nowe wpisy :)
Wlodek
Wlodek, dziekuje za kolejna dawke informacji. Licze rowniez na to, ze bedziesz kontynuowal dzielenie sie swoja wiedza. Moze w postaci bloga? :)
Pomyslnosci w Nowym Roku!
Prześlij komentarz