8 lutego 2009

It's only (Chinese) Rock'n'roll...

...czyli muzyka rockowa w Chinach. Przez te prawie dwie dekady pobytu w tym przepieknym kraju mialem okazje sledzic rozwoj tutejszej muzyki rockowej, gatunku w sumie dosc Azji obcemu. Jak sie okazuje nie znow tak bardzo. Choc w przekonaniu wielu Azjaci sa tylko dobrzy w kopiowaniu, Chinczycy dosc szybko znalezli wlasna tozsamosc. Ich pierwsza gwiazda byl bez watpienia Cui Jian 崔健, zaczynajacy w drugiej polowie lat 80tych od przerobek zachodnich przebojow, a ktory pozniej poszedl wlasna droga, zakladajac zespol ADO, koncertujac w calych Chinach i poza nimi, spiewajac nawet dla demonstrantow na Placu Tian'an'men. Muzyka Cui Jiana byla porywajaca, a slowa czesto bezposrednio pokazujace slabe strony systemu politycznego.

Krotko potem pojawilo sie kilka innych zespolow - Czarne Pantery 黑豹 i Tang Dynasty 唐朝, ktore graly rocka w lzejszym i ciezszym wydaniu. Zespol Cui Jiana rozpadl sie na poczatku lat 90tych, jego czlonkowie poszli wlasnymi drogami, zaczeli eksperymentowac, a jednoczesnie scena muzyczna zaczela robic sie coraz ciekawsza. Dou Wei 窦唯 gral dekadenckie albumy z wysypiskiem smieci w centrum zainteresowan, Zhang Chu 张楚 wlaczal elementy pekinskiego folku do swoich melodii, a obok tych dinozaurow pojawil sie underground, zespoly grajace pokatnie, na malych scenach, czesto w pubach. Tych zespolow namnozylo sie jak grzyby po deszczu. Pekin - stolica nie tylko polityczna ale rownie kulturalna Chin - stal sie glownym magnesem przyciagajacym mlodych gniewnych z calego kraju. Nie sposob zliczyc tych wszystkich zespolow, fakt faktem, ze mlodzi ludzie mieli w koncu cos swojego oprocz wszechobecnego popu z Tajwanu i Hongkongu, mieli swoja muzyke, piosenki o ich problemach a nie jakies nieprzekonywujace wyznania milosne blagiera z Aromatycznego Portu (czyli Hongkongu).

Do rzeczy - lubie muzyke, nie tylko chinska klasyczna, jazz, ale rowniez rock, i gdy okazalo sie, ze 17 stycznia w Fabryce Snow (Dream Factory), muzycznym klubie w Szanghaju, odbedzie sie koncert czterech zespolow nagrywajacych dla wytworni MaybeMars z Pekinu, w ramach Jur Festival, nie moglem odpuscic takiej okazji. Zabralem kamere, wsiadlem w takse, i wieczorem pojechalem na klubu. Przyznam szczerze, ze troche mi sie nie chcialo, bo pozno juz bylo, ale zmusilem sie.

I nie zaluje.

Koncert mial zaczac sie o 21:00, ale gwiazdy rocka lubia kazac na siebie czekac. Mialem troche problemu ze znalezieniem Fabryki, ale przyjazny ochroniarz wskazal mi droge. Kupilem bilet za cale Y80, wszedlem do klubu, bylem tam pierwszy raz, wiec nie do konca wiedzialem, gdzie jest sala. Bileterka pokazala schody, zszedlem, i od razu udzielila mi sie ta specyficzna atmosfera oczekiwania na dawke adrenaliny. Troche pokrecilem sie dokola sali, sporo bylo tam cudzoziemcow, przynajmniej polowa ze wszystkich zgromadzonych, zwykle takie imprezy przyciagaja wlasnie nie-Chinczykow. Skrajnym przykladem moze byc koncert Rolling Stones w Szanghaju, gdzie publicznosc w 90% stanowili cudzoziemcy.

Po chwili znalazlem sobie dobre miejsce na filmowanie, przy barierce kolo stanowiska ze stolem mikserskim. Mialem gdzie postawic kamere, nikt nie mogl przejsc mi przed nosem, wszystko bylo nad podwyzszeniu, scene widac bylo doskonale. Przyznam szczerze, ze wolalbym byc przy scenie, w tlumie, gdzie dzieje sie najwiecej i mozna zawsze sie pokolebac, ale nici wyszlyby z krecenia. Pozostalem zatem przy stole i czekalem, az sie zacznie.

Po dluzszej chwili oczekiwania wypelnionej najpierw jakims elektronicznym jazgotem, a potem strojeniem instrumentow, zaczela grac pierwsza kapela.

AV Okudo (AV 大久保) czyli AVO z Wuhanu w centralnych Chinach gra dosc lekkiego rocka, w ktorym slychac facynacje popem z Hongkongu, ale widac, ze chlopaki maja do niego zdrowy dystans, troche jak Quentin Tarantino w "Pulp Ficton" - specyficzna forma ale tresc odlotowa. Widownia sie rozruszala, muzyka rytmiczna, melodyjna, pod scena nawet zaczely sie "skoki do wody" 跳水, czyli delikwent skakal ze scena wprost na roztanczony tlum - zawsze szczesliwie zlapany, ale pewnie dlatego, ze w wiekszosci byli to cudzoziemcy...






Wybrane przeze mnnie i zaladowane na Youtube trzy utwory AVO znajdziesz tutaj: Playlista AVO

Po AVO na scene wszedl mlodzieniec w okularach, ktory w towarzystwie dwoch kumpli na klawiszach, i przy akompaniamencie elektronicznej muzyki spiewal psychodeliczne kawalki. To SNAPLINE, zespol zlozony z trzech studentow pekinskich uczelni technicznych - i kto mowi, ze inzynierowie nie maja talentu w sztuce...Mlodzian - Chen Xi 陈曦 - spiewal po angielsku, i to calkiem niezle, i choc muzyka Snapline w sumie jest dosc hermetyczna, to nie mozna im odmowic tworzenia specyficznej atmosfery. Tlum przy scenie nie skakal, ale wyraznie byl wsluchany. Snapline to zespol odkryty przez Martina Atkinsa, perkusiste Public Image Ltd. z USA, ktory zmobilizowal zespol do wydania pierwszej plyty, miksujac ja w Chicago.





Nie bede ukrywal, ze po dosc monotonnej muzyce Snapline wejscie na scene trzech przedstawicielek plci zenskiej, ktore od razu zrobily na mnie dobre wrazenie pijac piwsko prosto z butelek, zostalo dobrze przyjete przez widownie. To OURSELF BEHIND ME czyli OBM, zespol rowniez z Pekinu. Nie ma w Chinach w sumie zbyt wielu dziewczecych kapel rockowych, a spiewajace dziewczyny to zwykle papkowaty pop z poludnia. Te z Pekinu pokazaly jednak klase, i to nie tylko w piciu narodowego chinskiego piwa Qingdao 青岛啤酒 (chcialoby sie powiedziec, ze jest najlepsze na swiecie, ale kazdy wie, ze najlepszy jest Lezajski Full...), ale rowniez w wydobywaniu skocznych dzwiekow z gitar. Piwa nie tknela tylko perkusistka, moze prowadzila... Zespol zagral ciekawie, mnie skojarzyl sie z Velvet Underground. Caly zreszta koncert mial na celu promocje nowego albumu grupy, albumu wydanego przez wytwornie Maybe Mars 兵马司. Wytwornia zalozona i kierowana przez cudzoziemcow robi dobra robote, choc chinska spolecznosc rockowych fanow troche sie burzy, ze ich dobre kapele zostaly kupione przez zagraniczniakow...




Wiecej na Playliscie OBM.

Dobrze po polnocy, juz 18 stycznia, na scene wkroczyl w koncu gwozdz programu, czyli CARSICK CARS. Przez tlumek zgromadzony pod scena jakby przeszedl prad - i nie dziwie sie. Zespol w ogole mi wczesniej nie znany, wiec pelne zaskoczenie. Ich muzyke mozna okreslic jednym slowem: czad! Zhang Shouwang 张守望, lider, wokalista i gitarzysta zespolu rzeczywiscie wie, do czego sluzy gitara, i dal niezly pokaz swoich umiejetnosci. Kapela gra skocznie, ma wielka grupe fanow nie tylko w Chinach, ale tez budzi rosnace zainteresowanie poza granicami kraju. Carsick Cars wystepowali razem z Sonic Youth w Chinach, dawali koncerty w Europie, Zhang byl wielokrotnie w USA, a jego solowka podczas koncertu w Pekinie w marcu 2008 zostala uznana przez slawnego krytyka muzycznego Alexa Rossa z "New Yorkera" uznana za jedno z dziesieciu Najlepszych Wykonan Muzyki Klasycznej (!) Roku 2008; Ross uznal Shouwanga za "najbardziej utalentowanego muzyka jakiejkolwiek sceny".
Nie dziwie sie - Carsick Cars jest tez na moim topie.




Wiecej na Playliscie Carsick Cars.

Wiecej o Jue Festival i wykonawcach zaprezentowanych w jego ramach mozna przeczytac tutaj, a o wytworni Maybe Mars - tutaj.

Brak komentarzy: