28 listopada 2008

Putuoshan 普陀山 - Dzien 2 - Czesc 2

Zdecydowalismy sie jednak zwiedzic swiatynie, bo z jednej strony okazja, a z drugiej trzeba to bylo zaliczyc. Tak naprawde lubimy przebywac w swiatyniach, ale nie przepadamy za jarmarczna atmosfera, ktora niestety czesto tym miejscom w Chinach towarzyszy, szczegolnie tym popularnym. Znam wiele miejsc, gdzie malo kto w ogole dociera, ale warunki podrożowania do nich są często trudne, nie mówiac o tym, że nie ma tam wygodnych hoteli z klimą i prysznicem. Stąd tez podróżowanie z rodziną ogranicza wybór miejsc. Nie o tym jednak mowa.

Zwiedzamy swiątynię Puji. Nawet jak na chińskie warunki - gdzie megalomania mogla rozwijac sie bez ograniczen i gdzie w zasadzie nic co duze nie dziwi - robi wrazenie.

Historia swiatyni jest w sumie dosc typowa jak na tego typu obiekt - u jej poczatkow miala miejsce naprzyrodzona interwencja (ze tak niezrecznie wyraze sie zapozyczeniem z "Pulp Fiction").

Tu troche historii Putuoshan:

W IX wieku japonski mnich buddyjski wracal do kraju z posagami bostw, w tym Bogini Guanyin, Boddhisatwy Milosierdzia, Avalokitesvary. Gdy jego statek przeplywal kolo Putuoshanu, olbrzymie fale zmusily go do przybicia do brzegu. Mnich uznal to za znak, ze bogini nie chce opuscic Chin, i pozostawil posag na wyspie. Posag zostal umieszczony przez miejscowego rybaka na obecnym miejscu swiatyni, i stopniowo miejsce przeksztalcilo sie w osrodek kultu Guanyin. Sama nazwa wyspy jest zreszta zwiazana ze slawna Sutra Girlandow Kwiatow (sutra Hua-yen, 华严经), wedlug ktorej bogini Guanyin ma swoja rezydencje na gorze Potalaka. Nazwa wyspy - Putuoshan, Gora Putuo, Gora Potalaka, wywodzi sie wlasnie stad (nota bene dosc przewrotnie nazwac wyspe "gora"...). Jak bylo naprawde nie wiadomo, ale mowi sie, ze Guanyin sama wybrala sobie Putuoshan za miejsce swego pobytu. Do dzis czesto zdarzaja sie tutaj cudowne objawienia bogini, jest to miejsce nie tylko turystyczne, ale przede cel pielgrzymek buddystow zarowno z Chin jak i zagranicy (spotkalismy sporo Hindusow), miejsce, w ktorym chcialby praktykowac kazdy mnich buddyjski.

I nieco o Bogini Guanyin 观音:

Sama postac Guanyin jest tez interesujaca. Pierwotnie bodhisatva Avalokitesvara bylo bostwem meskim. W Chinach jednak ni stad ni zowad zaczelo byc przedstawiane jako kobieta, albo postac pozbawiona jakichkolwiek cech identyfikujacych ja z ktorakolwiek z plci. Przypuszcza sie, ze moglo to stac sie pod wplywem taoizmu, w ktorym istnieje bardzo podobne w swym charakterze bostwo - Krolowa Matka Zachodu 西王母. Guanyin przez wieki byla bostwem chroniacym rybakow, choc obecnie uwazana jest za przede wszystkim za opiekunke kobiet i dzieci. Stad tez na Putuoshan zdaza wiele kobiet majacych problemy z poczeciem, ktore prosza boginie o pomoc.

Zdjecie: Sciana przed swiatynia Puji z napisem "Wybawicielka Bogini Guanyin"; na pierwszym planie plyta chodnikowa z motywem lotosu - ktory wyrasta z blota, ale kwitnie przepieknym kwieciem i jest waznym symbolem buddyjskiej drogi do oswiecenia:


Swiatynia Puji jest najwazniejsza z trzech najwiekszych swiatyn na wyspie, i widac to bylo po ilosci turystow. Zrobilismy dosc szybka runde wokol swiatyni - zagladajac do co wazniejszych pawilonow. Duze ilosci ludzi nie sprzyjaja kontemplacji, choc bez watpienia sluza swiatyniom.

Tu troche o Buddyzmie Zen:

Ponoc buddyzm Zen przez pierwsze trzy pokolenia patriarchow (poczynajac od pierwszego - Bodhidharmy 达摩) slabo sie rozwijal, bo probowano stosowac indyjski model zebrania jako glowna forme utrzymania sie mnichow; jednak zebractwo wsrod mnichow w Chinach nie bylo dobrze widziane, i pozniej wspolnoty klasztorne zdecydowaly sie zaczac uprawiac ziemie, jak rowniez gromadzic wokol siebie wierzacych z szerokich warstw spolecznych, ktorzy swymi datkami wspomagali swiatynie. Gdy ta machina ekonomiczna zaczela juz dobrze funckjonowac - stalo sie to za zycia Szostego Patriarchy, slawnego Huinenga 慧能 - doszlo wowczas do rozpadu Buddyzmu Zen na dwie galezie - Poludniowa, ktora uwazala, ze oswiecenia mozna doznac jak przeblysku czesto w najbardziej nieoczekiwanym momencie (tzw. Nagla Metoda 顿法) i Polnocna, ktora kladla nacisk na praktyke siedzacej medytacji jako glowna metode prowadzaca do stopniowego oswiecenia (tzw. Stopniowa Metoda 渐法). Obecnie istniejace szkoly Buddyzmu Zen wykorzystuja kombinacje obu tych metod, stosujac medytacje w pozycji siedzacej jako podstawowa forme praktyki, jak rowniez zagadki-anegdoty, tzw. koany 公案 sluzace zatrzymaniu dyskursywnego biegu mysli. Dla poczatkujacych rekomendowana metoda jest recytowanie imienia Buddy Amitaby 阿弥陀佛, wladcy Zachodniego Radosnego Swiata, do ktorego ma on wprowadzic wierzacych. Ta metoda jest zreszta podstawowa w odmianie Czystej Ziemi 净土, drugiej obok Zen - a wlasciwie pierwszej jesli chodzi o popularnosc - sekcie buddyjskiej w Chinach (nalezy do niej wiekszosc laickich wyznawcow buddystow). Monotonne recytacje imienia Amitaby maja wprowadzac w rodzaj transu i pomagac zatrzymywac dialog wewnetrzny, jaki kazdy z nas prowadzi, ciagla gonitwe mysli jednej za druga. Chinczycy mowia, ze "Umysl jest jak skaczaca malpa, a mysl jak galopujacy kon" 心猿意马 - przez umysl biegnie nieustannie potok mysli o ciagle zmieniajacej sie tematyce. To one wg buddyzmu zaslaniaja nam widzenie swiata, takim jaki jest on naprawde, i dopiero ich zatrzymanie jest warunkiem koniecznym poznania swiata obiektywnego. Medytacja to proces sluzacy temu wlasnie zatrzymaniu mysli - porownuje sie go do uspokojenia wiatru, ktory wzbudzal fale na powierzchni jeziora. Kiedy wiatr (mysli) ustaje, wowczas na tafli jeziora jak w lustrze pojawia sie czyste i niezaklocone odbicie ksiezyca.

Najwazniejszy pawilon w swiatyni Puji nazywany jest "zywym pawilonem" - ponoc nie jest tam tloczno nawet podczas najwiekszych najazdow pielgrzymow - jest on tak duzy, ze moze pomiescic tysiac modlacych sie. Za naszego pobytu az takiej ilosci pielgrzymow nie bylo (na szczescie).

Swiatynie mamy zamiar zobaczyc dokladnie i w szczegole podczas naszego nastepnego przyjazdu na Putuoshan, ktory planujemy na sam srodek calkowicie martwego i kompletnie niezywego sezonu turystyczno-pielgrzymkowego - mamy nadzieje ze taki w ogole tam jest.

Z uczuciem ulgi, wciaz pelnymi brzuchami i w zwiazku z tym w dorbych nastrojach boczna brama (glowna brama otwierana byla tylko dla cesarza, ponoc ostatnio brame otwarto dla Jiang Zemina 江泽民 - poprzedniego prezydenta Chin, nawet wice-prezydenci wchodzili bocznymi bramami) opuscilismy gwarne podworce swiatynne, i przeszlismy przez mostek przerzucony przez przedswiatynny staw. Gwoli wyjasnienia - przed kazda szanujaca sie swiatynia buddyjska znajduje sie zbiornik wody, do ktorego wierni z ciezkim sercem wypuszczaja zywe stworzenia - ryby, zolwie, kraby, etc. - czyli to wszystko, co normalnie trafiloby na stol; nazywa sie go Stawem Wypuszczania Zywych Istot 放生池.

Na srodku mostka znajdowal sie osmiokatny pawilon z kupletem - ktorego tekst w moim doslownym ale niezgrabnym tlumaczeniu brzmi:

"Umysl w bezruchu jest jak staw wypelniony woda wspolczucia
Aromat Buddy jest jak lotosowy wiatr wiejacy w trzech swiatach"

心定一池大悲水
佛香三界藕花风

Zdjecie: Pawilonik na srodku mostka ze slawnym kupletem napisanym przez Zhao Puchu 赵朴初 - niezyjacego juz prezydenta Chinskiego Stowarzyszenia Buddyjskiego:


Na drugim koncu mostka znajdowal sie pawilon z cesarska stela - kamienna plyta z napisem cesarza Kangxi 康熙 (zyjacego na przelomie XVII i XVIII wieku). Napis na plycie obwieszczal, ze ku radosci cesarzowej (ponoc cesarz bardzo ja kochal) cesarz sporym nakladem wyremontowal swiatynie Puji i jako znak laski pozwolil na pokrycie jej dachow zoltymi dachowkami (zolty kolor byl zarezerwowany dla cesarza i z zasady tylko budynki jego palacu mogly byc takimi pokryte). Cesarz albo mial gest albo podpadl zonie i chcial ja jakos udobruchac. Wiadomo, swiatem rzadza mezczyzni, a mezczyznami kobiety... Swoja droga cesarz nigdy na Putuoshanie nogi swej cesarskiej nie postawil, wszystkie sprawy zalatwial jego wyslannik. Byc moze jak Mao Zedong 毛泽东 posluchal jakichs wrozbitow - mowi sie ze slawny Sekretarz Mao za ich namowa nigdy nie wszedl do pekinskiego Zakazanego Miasta, siedziby cesarzy.

Za pawilonem ze stela droga rozchodzila sie, wiec wiedzeni instynktem a nie baranim pedem poszlismy w prawo, czyli tam, gdzie bylo mniej ludzi. Po drodze minelismy slup kamienny nakazujacy urzednikom cywilnym i wojskowym zejsc z konia - z czym nie mielismy problemu i weszlismy do niewielkiego ogrodu botanicznego.

Zdjecie: Tu nalezy koniecznie zejsc z konia:

Sloneczko mile przygrzewalo, kwitla herbata a wsrod kwiatow fruwalo rozne robactwo. Bylo spokojnie, cieplutko, milo, i zaczelo nam sie naprawde podobac.

Zdjecie: Kwitnaca herbata w ogrodzie botaniczny przy swiatyni Puji:

Poszlismy wiec za ciosem i podazylismy lesna sciezka wiodaca na gore. Jakiez bylo nasze zaskoczenie, gdy nagle na szczycie gory (wzgorze byloby bardziej adekwatnym okresleniem) naszym oczom ukazal sie pawilonik, a z niego piekny widok na plaze i morze. Mala M oczywiscie wypatrzyla jeszcze slodkiego robaczka czyli wielka agresywna modliszke, z ktora koniecznie musiala sobie zrobic zdjecie. Potem juz nic nie stalo na przeszkodzie, zeby udac sie na wyczekiwane przez obie M miejsce - plaze.

Zdjecie: MMM - Mala M i Modliszka:

1 komentarz:

mareka pisze...

super ciekawy opis i to zdjęcie z modliszką ;-) jak dla mnie za dużo wrażeń na jeden dzień;-)
Piękne dzięki :-)